sprawil, ze Harry niemal podskoczyl. Jednak jego ton pozbawiony byl zlosliwosci. Wyczul w nim jedynie... ponaglenie, a na twarzy zobaczyl wyraz zniecierpliwienia.
Gryfon zareagowal bez zastanowienia.
Jego nogi same ruszyly do przodu, a dlonie zlapaly otulone w czarny material ramiona i chwile pozniej Harry siedzial juz okrakiem na kolanach Mistrza Eliksirow.
Serce bilo mu jak szalone, jakby samo bylo przerazone jego smialoscia. Teraz, kiedy znalazl sie tak blisko, zobaczyl plomienie szalejace na koncu czarnych tuneli oczu mezczyzny. Zadrzal, dziekujac w duchu, ze juz siedzi, bo nogi najpewniej ugielyby sie pod nim.
W pewnej chwili rozzarzone niczym wegle oczy Snape'a oderwaly sie od jego twarzy i powoli zsunely w dol, zatrzymujac sie na jego - niech to szlag! - wyraznie wypuklym kroczu. Nie udalo mu sie powstrzymac wyplywajacego na twarz rumienca. Bliskosc mezczyzny tak wlasnie na niego dzialala - sprawiala, ze nie mial zadnej kontroli nad swoim cialem.
Przez twarz Mistrza Eliksirow przebiegl usmieszek. Harry'emu zakrecilo sie w glowie.
Dlaczego ten szyderczy wyraz twarzy wprawial go w taki stan?
- Widze, Potter, ze twoj klopot lezy teraz nieco nizej... - powiedzial miekko Snape, a w jego oczach zamigotaly zlosliwe plomyki. Harry zmarszczyl brwi, probujac zrozumiec, do czego pil nauczyciel. I wtedy przypomnial sobie.
Zarumienil sie, ale jego gryfonska odwaga i ciety jezyk szybko przejely paleczke. Przesunal biodra i wyczul twardosc w spodniach mezczyzny. Jego oczy rozblysly triumfalnie.
- Czuje, ze nie tylko ja mam klopot... - powiedzial cicho, usmiechajac sie. Zobaczyl, jak kaciki ust Mistrza Eliksirow drgnely, a w ciemnych oczach pojawily sie iskierki rozbawienia. Nie bylo w nich zwyczajowego szyderstwa. Bylo za to... cos nowego. Nieznanego. Przyjemnego.
Cieplego...
Nie myslac o tym, co robi, przysunal sie blizej i wtulil twarz w szyje mezczyzny, poszukujac tego ciepla. Poczul, jak cialo pod nim sztywnieje, ale dlonie nie odsunely go. Zamknal oczy, wdychajac gorzki zapach ziol i slodki, ostry aromat cynamonu. Slyszal w uszach bicie wlasnego serca. Caly swiat rozplynal sie. Pozostaly jedynie zmysly.
Wtulajac twarz w chlodna szyje, Harry doznal cudownego, nieznanego dotad uczucia, ktore zalalo jego drzace serce. Wypuscil ramiona mezczyzny i objal jego szyje, przyciskajac sie do niego jeszcze mocniej, jakby za wszelka cene chcial pokonac dzielace ich bariery. Wszystkie, pelne nienawisci, slowa, wsciekle spojrzenia, raniace gesty. Pragnal zmiazdzyc je w uscisku, przywierajac do odzianego w czern ciala i nie pozwolic, by kiedykolwiek powrocily.
Czul, jak Mistrz Eliksirow wstrzymuje oddech, slyszal bicie jego serca, gorzko-slodki zapach, powoli ustepujacy chlod ciala. To bylo cos wiecej, niz bliskosc.
Doznanie warte bylo kazdej ceny, jaka przyszlo mu, i zapewne przyjdzie jeszcze, zaplacic.
- Chce ciebie - wyszeptal Snape'owi do ucha. - Zrobie wszystko, czego zapragniesz... powiedz tylko slowo - chwile potem splonal rumiencem, przejety wlasna smialoscia. Uslyszal glosno wypuszczane powietrze, ale nie doczekal sie odpowiedzi. Spojrzal na twarz mezczyzny. Wzrok Snape'a byl nieodgadniony, choc Harry mial wrazenie, ze w jego oczach dostrzegl cos mrocznego... niebezpiecznego.
- Czy na pewno chcesz dac mi tak ogromna wladze, panie Potter? - zapytal glebokim glosem. - Czy naprawde... zrobilbys
