przyszlo do glowy? - staral sie, aby jego glos brzmial obojetnie i zdawkowo, ale Neville juz go nie sluchal. Stal i wpatrywal sie w lozko Harry'ego, jakby zastanawiajac sie nad czyms.
- Harry, jezeli tam jestes, to chce, zebys wiedzial, ze ja ci wierze. Snape chcial cie po prostu upokorzyc. Pewnie dosypal czegos do tego eliksiru, zebys... no wiesz... - na jego policzkach pojawily sie rumience. - On zawsze byl gnida i cie nienawidzil. Zebys widzial, jakim wzrokiem wpatrywal sie w twoje puste miejsce podczas kolacji. Pewnie chcial ci jeszcze bardziej dopiec. Ale nie przejmuj sie - Neville usmiechnal sie z zaklopotaniem. - Masz jeszcze nas. Ja ci wierze. Luna tez ci wierzy. I jeszcze pare innych osob.
Neville stal przez chwile, jakby chcial jeszcze cos powiedziec, po czym odwrocil sie i ruszyl w strone wyjscia.
- Dzieki, Neville - wyszeptal Harry.
* * *
Harry pedzil przez korytarze Hogwartu.
Nie chcial sie spoznic na lekcje. Probowal biec najszybciej jak sie da, ale czul przed soba jakas niewidzialna bariere, ktora utrzymywala go w miejscu i nie pozwalala sie przemieszczac. Jego ruchy byly powolne i ograniczone; czul sie tak, jakby znajdowal sie pod woda. Wiedzial jednak, ze nie moze sie spoznic! Za wszelka cene musi zdazyc!
Przebieral nogami najszybciej jak mogl, ale wydawalo mu sie, ze porusza sie slimaczym tempem.
Nagle pojawil sie przed nim ogromny, kamienny mur na cala szerokosc korytarza i zastawil mu przejscie. Harry, wiedzac, ze nie ma innej drogi, wskoczyl na niego z rozpedu, zlapal sie krawedzi, a nastepnie sapiac z wysilku, zaczal sie po nim wspinac. Kiedy zeskoczyl po drugiej stronie, ujrzal ziejaca przed nim czarna przepasc, nad ktora unosil sie most z kilku polaczonych ze soba lin. Wszedl na niego, trzymajac sie kurczowo lin, wiedzac, ze tylko one dzielily go od runiecia w otchlan. Powoli zaczal sie przedzierac na druga strone. Wtedy wlasnie z przepasci wylecial ogromny Norweski Smok Kolczasty. Harry zamarl z przerazenia patrzac w swidrujace oczy bestii. W chwili, kiedy smok otworzyl paszcze, by zionac ogniem i spalic Harry'ego na popiol, dobieglo ich wolanie Hagrida:
- Norbercik! Gdzie sie podziewasz, ty niegrzeczna bestio?!
Smok zamknal paszcze, polozyl uszy po sobie i odlecial. Harry odetchnal z ulga. Jak tylko skoncza sie lekcje, to pogada z Hagridem o tym, ze naprawde nie powinien trzymac w zamku wielkich, ziejacych ogniem smokow.
Pokonal reszte mostu bez wiekszych niespodzianek, ale na koncu drogi czekaly go niekonczace sie schody, ktore prowadzily w dol i znikaly gdzies w ciemnosci. W chwili, kiedy chlopak postawil noge na pierwszym stopniu, schody zamienily sie w plaska, niezwykle sliska powierzchnie i Harry z wrzaskiem zjechal na tylku wprost w ciemnosc. Wyladowal na podlodze w mrocznym pomieszczeniu. Jedyne swiatlo rzucala umieszczona na scianie pochodnia.
Byl w lochach. Co on tu robil? Przeciez spieszyl sie na na Transmutacje.
W chwili, kiedy to pomyslal, jakas postac zmaterializowala sie za nim i czyjas dlon zacisnela sie na jego ustach. Harry probowal krzyknac, ale zaden dzwiek nie wydobyl sie z jego ust. Poczul silne rece stawiajace go na nogi i rzucajace go na sciane. Niezwykle chlodne cialo przywarlo do niego od tylu i wtedy Harry zdal sobie sprawe, ze jest nagi. Jeknal, kiedy druga dlon zacisnela sie na jego czlonku, a na karku poczul goracy oddech i zeby wbijajace mu sie w skore. Staral sie uwolnic, ale nie byl w stanie. Czul sie slaby i bezbronny, a dlon, ktora coraz szybciej poruszala sie na jego meskosci, przyprawiala go o coraz silniejsze dreszcze, nad ktorymi nie byl w stanie zapanowac.
Harry, wbrew sobie, zaczal kwilic z przyjemnosci. Oparl czolo o