nie mogl w nieskonczonosc przeciagac tej chwili. Zaczerpnal powietrza i powoli uniosl powieki, spogladajac prosto we wbijajace sie w niego intensywnie czarne oczy. Bez swoich okularow nie potrafil nic z nich wyczytac.
- Ubieraj sie! - syknal Mistrz Eliksirow, puszczajac jego wlosy. Zniknelo pragnienie, zniknelo pozadanie i uniesienie. W glosie Snape'a dalo sie wyczuc jedynie pogarde. - Twoj szlaban wlasnie sie zakonczyl.
Cialem Harry'ego wstrzasnal lodowaty dreszcz, niemajacy jednak nic wspolnego z pragnieniem, ktore jeszcze chwile temu rozgrzewalo jego skore. Otworzyl usta, probujac sie wytlumaczyc:
- Nie chcialem...
- Nie slyszales, co powiedzialem? - ostry glos uderzyl, jak bicz.
Harry odwrocil glowe i zagryzl warge, nie chcac, by mezczyzna dostrzegl bol w jego oczach. Bez slowa zsunal sie z jego kolan, stanal tylem do niego, probujac utrzymac sie na uginajacych sie pod nim nogach i powoli zaczal sie ubierac, starajac sie walczyc z pieczeniem pod powiekami.
Panujaca w komnacie cisza byla przytlaczajaca.
Trzesacymi sie dlonmi zapial spodnie. Schylil sie i nalozyl koszule i sweter, starajac sie nie zwracac uwagi, na wstrzasajace jego cialem dreszcze. Mial wrazenie, ze w pomieszczeniu stalo sie nagle nieznosnie zimno.
Chwiejac sie na nogach, ruszyl w kierunku drzwi, pragnac tylko wydostac sie stad jak najszybciej. W momencie, kiedy polozyl dlon na klamce, dobiegl go chlodny, opanowany glos:
- Nie zapomniales czegos?
Harry odwrocil sie ze spuszczona glowa, by Snape nie mogl dojrzec jego twarzy. W dloni Mistrza Eliksirow cos polyskiwalo, odbijajac plynace z kominka swiatlo. Zacisnal piesci i zmusil sie, by podejsc do niego. Zachowanie zimnej maski na twarzy kosztowalo go tak wiele, iz mial wrazenie, ze zaraz sie przewroci. Wyciagnal reke po okulary. Na ulamek sekundy jego dlon musnela zimne palce mezczyzny. W ostatniej chwili opanowal drzacy jek, ktory chcial wyrwac sie z jego ust. Zamknal oczy, wstrzymujac oddech i walczac ze lzami, po czym szybko odwrocil sie.
Nie ogladajac sie ani razu, podszedl do drzwi, otworzyl je i starajac sie nie przewrocic, przeszedl przez gabinet. Zamknal za soba kolejne drzwi i dopiero na korytarzu wypuscil powietrze i pozwolil lzom splynac po policzkach.
Nie wiedzial, w jaki sposob znalazl w sobie sile i wole, by zrobic nastepny krok i ruszyc w dluga droge powrotna do wiezy.
Czul w sobie pustke. Jakby ktos wyssal z niego wszystkie emocje, pozostawiajac jedynie trawiaca bolesnie, ziejaca chlodem proznie. Gorace lzy zlobily sciezke na jego policzkach, ale nie zwracal na nie uwagi.
Jeszcze chwile temu uczucia plonely w nim, spalajac jego serce, umysl i cialo, ale teraz czul sie tak, jakby wypalily w nim wszystko i nie zostalo juz zupelnie nic.
Przez spowijajaca oczy mgle widzial swoje stopy stawiajace niewielkie, chwiejne kroki, jednak mial wrazenie, ze nie naleza do niego. Okulary nadal spoczywaly w jego dloni.
Te slowa wyparly wszystkie pozostale wspomnienia, redukujac je do niewielkich, kwilacych zalosnie istot, wepchnietych gdzies w najdalszy zakatek jego umyslu. I pozostawily tylko bol.
Zacisnal powieki, probujac zapanowac nad zawrotami glowy.