chcialo jej opuscic. Walczac z narastajacym strachem, wyciagnela rozdzke, przylozyla ja do zamka i wyszeptala:
-
Tym razem, z cichym skrzypnieciem, otworzyly sie. Hermiona wstrzymala oddech patrzac, jak przed jej oczami pojawia sie pograzone w nieprzeniknionej ciemnosci, niewielkie pomieszczenie. Uniosla rozdzke i wypowiedziala:
-
W chwili, kiedy wnetrze schowka wypelnilo sie swiatlem, uslyszala, jak stojacy za jej plecami Ron wydaje z siebie jakis niezrozumialy dzwiek. Jednak prawie to do niej nie dotarlo, poniewaz sama opadala teraz w otchlan dusznego przerazenia. Uslyszala dlugi, ochryply jek oraz pisk i dopiero po chwili uswiadomila sobie, ze to ona je wydala. Okulary wypadly z jej dloni.
Pod sciana lezal Harry. Czerwona posoka zalewala jego twarz, wsiakala w ubranie, tworzyla nawet niewielka kaluze na podlodze. Wlosy chlopaka byly zlepione krwia, twarz opuchnieta, podrapana i posiniaczona. Glowa zwisala bezwladnie i opierala sie na klatce piersiowej. Jego prawa reka lezala pod dziwnym katem, zaplatana w kawalek czarnego materialu.
Dziki wrzask rozdarl jej umysl, a oczy przyslonila lepka ciemnosc. Caly swiat zdawal sie wirowac, a w centrum tego wiru lezalo bezwladne, zakrwawione cialo jej najlepszego przyjaciela. Nie umiala okreslic, czy zyje, czy nie. Nie potrafila zmusic swojego ciala do ruchu. Zoladkiem targnely torsje i dopiero wtedy swiadomosc powrocila do jej dygoczacego ciala.
Zamknela oczy, walczac ze swoim zoladkiem, z trzepoczacym w piersi sercem i z zawrotami glowy. Probowala oddychac, ale cos ogromnego blokowalo jej gardlo. Kilka razy przelknela sline, zanim zdecydowala sie otworzyc oczy.
Przerazenie sciskalo mocno swymi oslizglymi mackami jej serce, ale cala sila woli skupila sie na tym, zeby wszystko przeanalizowac. W kazdej sytuacji potrafila myslec logicznie. Teraz nie moze zawiesc!
Musi sie opanowac! Musi wziac sie w garsc! Sprowadzic tu kogos! Natychmiast!
- Zostan z nim - wychrypiala do Rona, ktory siedzial na ziemi i wpatrywal sie w przyjaciela oczami rozszerzonymi z przerazenia. Najwyrazniej nogi odmowily mu posluszenstwa. Widzac, ze rudzielec nie reaguje, podbiegla do niego i potrzasnela go za ramiona. - Slyszysz mnie? Pilnuj go! - krzyknela lamiacym sie glosem, po czym rzucila sie biegiem w strone, z ktorej wlasnie przyszli.
Snape! Jest najblizej! Ma mnostwo eliksirow! Uratuje Harry'ego! Musi!
Kiedy minela w biegu rog korytarza, zderzyla sie z wysoka, ciemna postacia. Krzyknela zaskoczona i zatoczyla sie do tylu, probujac odzyskac rownowage. Podniosla wzrok i dopiero, kiedy zobaczyla, jak rozmazana jest stojaca przed nia sylwetka, uswiadomila sobie, ze z jej oczu plyna lzy. Nie zdazyla nic powiedziec, kiedy uslyszala, jak Mistrz Eliksirow wciagnal gwaltownie powietrze, po czym zlapal ja za ramiona, wbijajac bolesnie palce w jej skore i potrzasnal nia gwaltownie, krzyczac:
- Co sie stalo?!
Hermiona probowala odpowiedziec, ale glos odmowil jej posluszenstwa. Wybuchnela placzem, czujac, ze jeszcze chwila i upadnie.
- Gdzie on jest?! - ostry, rozkazujacy glos Snape'a i kolejne potrzasniecie strzelilo w nia jak bicz i otrzezwilo na tyle, by zdolala wydukac:
- Harry... schowek... on... - po czym ponownie zaniosla sie rozpaczliwym szlochem.