Poczula, ze stalowe dlonie puscily jej ramiona i zorientowala sie, ze zostala sama. Obejrzala sie i zobaczyla czarna peleryne Snape'a znikajaca za rogiem. Puscila sie za nim biegiem, probujac wytrzec plynace z oczu lzy.
Kiedy dotarla do schowka, ujrzala, ze Mistrz Eliksirow zatrzymal sie przed wejsciem. Jego twarz stala sie trupio blada. Wpatrywal sie, oniemialy, w lezaca na podlodze postac i najwyrazniej nie mogl zmusic swojego ciala do ruchu. Po prostu stal i patrzyl, jakby nie mogl uwierzyc w to, co widzi.
Jednak juz po chwili wzdrygnal sie, wyrwal z odretwialego przerazenia i szybko wszedl do schowka. Ron kleczal przy Harrym. Widocznie w koncu udalo mu sie pokonac pierwszy szok. Hermiona patrzyla wstrzasnieta, jak Snape przypadl do Harry'ego i odepchnal Rona z taka sila i wsciekloscia, ze rudzielec wyladowal na podlodze z krzykiem zaskoczenia.
- Dotykaliscie go? - zapytal nauczyciel, przykladajac ucho do twarzy Harry'ego. Ron pokrecil przeczaco glowa. Widocznie nadal nie mogl mowic. Hermiona podeszla blizej, czujac, jak kolana uginaja sie pod nia. Snape sprawdzil puls na szyi chlopca i jego napieta, blada twarz rozluznila sie nieznacznie, a z ust wydobylo sie westchnienie ulgi. - Zyje - wyszeptal cicho. Hermiona zauwazyla, ze jego dlonie drza. Jednak nie wiedziala, czy nie bylo to przywidzenie. Sama przeciez drzala tak bardzo, ze nie mogla nad soba zapanowac. Mistrz Eliksirow ponownie przylozyl ucho do twarzy Harry'ego i zmarszczyl brwi. Spojrzal na zakrwawiona twarz chlopca, a przez jego oblicze przebiegl wyraz... strachu? Hermiona zamrugala. Tak, tym razem nie bylo mowy o przywidzeniu.
Snape wyciagnal rozdzke i skierowal ja w strone klatki piersiowej Harry'ego. Uslyszala jak wypowiada dziwne, skomplikowane formuly, a cieply, zolty blask wystrzelil z rozdzki obejmujac piers Harry'ego. Twarz nauczyciela byla sciagnieta z wysilku, jakby zaklecie wymagalo niezwyklego skupienia i ogromnej mocy.
Zobaczyla, ze bardzo powoli klatka piersiowa Harry'ego unosi sie do gory, a z jego ust wydobyl sie chrapliwy, urywany, rzezacy oddech. Ogromna fala ulgi i wdziecznosci zalala jej serce, sprawiajac, ze ugiely sie pod nia nogi i musiala oprzec sie o sciane, zeby sie nie przewrocic. Ron spogladal na wszystko okraglymi, przerazonymi oczami. Cieply blask zniknal, a Mistrz Eliksirow oparl sie rekami o podloge i westchnal przeciagle. Wygladal, jakby nagle stracil sily.
- Panno Granger - zwrocil sie do niej drzacym, zmeczonym glosem, w ktorym pobrzmiewalo ogromne zdenerwowanie. - Prosze natychmiast udac sie do profesora Dumbledore'a i sprowadzic go do skrzydla szpitalnego. Haslo to 'gargulki'. Panie Weasley - oczy Snape'a spoczely na Ronie, ktoremu w koncu udalo sie podniesc z podlogi. - Pan zawiadomi profesor McGonagall. - Widzac, ze oboje nadal stoja bez ruchu i wpatruja sie w niego zaszokowani, dodal cierpkim, rozkazujacym tonem - Natychmiast!
Hermiona wzdrygnela sie i rzucila biegiem w kierunku schodow. Kiedy biegla przez pograzone w ciemnosci korytarze Hogwartu tylko jedna mysl kolatala jej w glowie:
*
Bol.
Wszystko bylo bolem.
Przenikal jego cialo i dusze. Przeszywajacy, przerazajacy.
Ciemnosc. Lepka i duszna.
Harry nie wiedzial, gdzie sie znajduje. Nie wiedzial, co sie stalo.
Slyszal jakies szepty. Szepty w ciemnosci.
Dochodzily jakby z odleglej sali. Jednak nie potrafil rozroznic slow. Odbijaly sie echem w jego glowie, powracaly i mieszaly ze soba, tworzac trudny do zrozumienia szum, ktory powoli przybieral na sile i przeradzal sie w kakofonie