usmiechajaca sie, zadowolona z siebie gebe Malfoya. Oczy Harry'ego zalala czerwien nienawisci.
- Potter, powiedz nam, jak to jest, kiedy sie obciaga Mistrzowi Eliksirow? Czy jego sperma smakuje eliksirami?
Harremu pociemnialo przed oczami. Siedzaca obok niego Hermiona, pisnela, a Ron nabral powietrza. Jednak do Harry'ego juz prawie nic nie docieralo. Slyszal tylko glos Malfoya, widzial tylko jego. Wscieklosc, ktora sie w nim gotowala, sprawiala, ze caly drzal. Poczul pieczenie w kacikach oczu, a w ustach smak krwi z przygryzionej wargi.
- Potter, pokaz nam, jak jeczales jego imie... - Malfoy zamknal oczy i odchylil glowe do tylu. - Och, Severusie, pieprz mnie... wlasnie tak... mocniej! Ach!
Smiech, ktory wybuchnal w klasie byl niczym w porownaniu z wrzaskiem wscieklosci, ktory opanowal umysl Harry'ego i wyrwal sie z jego ust. Kierowany instynktem, zapomniawszy zupelnie o tym, gdzie sie znajduje, zerwal sie i przeskoczywszy lawke, w kilku krokach znalazl sie przy Slizgonie. Malfoy krzyknal zaskoczony, kiedy Gryfon rzucil sie na niego, przewracajac krzeslo i obaj wyladowali na podlodze. Harry byl zaslepiony palaca nienawiscia, nie odczuwal teraz niczego innego, poza checia mordu. Chcial zniszczyc Malfoya, roztrzaskac jego czaszke, wydrapac oczy, polamac kosci! Bil na oslep, a potwor w jego wnetrzu ryczal, upajajac sie strachem i bolem. Rany na jego rece otworzyly sie, kiedy trafil Slizgona w nos, z ktorego trysnela krew. W tej samej chwili piesc Malfoya trafila Harry'ego w szczeke i poczul cierpki smak krwi w ustach. Wokol siebie slyszal wrzaski i krzyki, ale docieraly do niego jakby z oddali. Zlapal Malfoya za wlosy w chwili, gdy czyjes rece pochwycily go od tylu i probowaly odciagnac od przeciwnika.
- Harry, przestan! - do Harry'ego dotarl przerazony pisk Hermiony.
Chlopak wyrwal sie z przytrzymujacego go uscisku, po czym ponownie skoczyl w strone zalanego krwia Slizgona, lecz wtedy pomiedzy nimi wyrosla jakas niewidzialna bariera, ktora odrzucila Harry'ego do tylu.
W klasie zapanowala nagla cisza.
Harry podniosl sie z podlogi, ciezko dyszac i spojrzal na drzwi. W wejsciu stala profesor McGonagall z wyciagnieta rozdzka i malujacym sie na jej twarzy wyrazem przerazenia zmieszanego z wsciekloscia.
- Wszyscy oprocz pana Pottera i pana Malfoya maja natychmiast wyjsc! - slychac bylo, ze glos drzal jej z oburzenia. - Natychmiast!
Uczniowie w ciszy pozbierali swe rzeczy i pospiesznie opuscili klase. Oddech Harry'ego powoli wracal do normy, adrenalina opadla i chlopak poczul piekielny bol w prawej rece. Z rozcietej wargi splywala mu krew. Malfoy, trzymajac sie za obficie krwawiacy nos, podniosl sie powoli z podlogi.
McGonagall podeszla sztywno do biurka, usiadla przy nim i zmierzyla uczniow groznym spojrzeniem.
- Czy ktos moze mi wyjasnic, co tu zaszlo?
Harry wbil wzrok w podloge i zacisnal piesci.
- Botter jest biezrowbowazoby bsychiczbie - powiedzial Malfoy. - Rzucil sie na bie, bez zadbego bowodu i chcial bie zabordowac.
- Czyzby? - McGonagall spojrzala surowo na Malfoya, jakby powatpiewala w jego niewinnosc. - Potter, wytlumacz swoja napasc na pana Malfoya.
Harry milczal uparcie, starajac sie nie patrzec jej w oczy. Nie potrafil wymyslic zadnej wymowki, zreszta McGonagall pewnie domyslilaby sie, ze klamie. Rzucil sie na Slizgona i zlamal mu nos. Zadna wymowka nie pomoglaby mu wydostac sie z klopotow, w jakie sie wpakowal.
- Potter, zadalam Ci pytanie! - glos jego opiekunki byl ostry jak brzytwa. Kiedy Harry nadal milczal, nauczycielka podjela decyzje. - W