i spojrzal na swoje odbicie w lustrze. Przerazil sie. Jego twarz byla blada jak papier, oczy podkrazone i zaczerwienione, wargi sine. Na jego policzkach lsnily lzy. Wlosy, przepocone i potargane, sterczaly na wszystkie strony. Calym cialem wstrzasaly niekontrolowane dreszcze. Mial wrazenie, ze jego wyglad idealnie dopasowal sie do tego, jak sie teraz czul. Byl tak oslabiony, ze z trudem utrzymywal sie na uginajacych sie pod nim nogach.
W pierwszej chwili pomyslal, zeby pojsc do skrzydla szpitalnego, ale byl niemal pewien, ze Pomfrey od razu wepchnelaby go do lozka i trzymala w nim przez tydzien. Wtedy pomyslal o kims innym, kto moglby mu pomoc, poniewaz posiadal bardzo wiele eliksirow uzdrawiajacych. Harry nie mogl isc na lekcje w takim stanie, a kolejne nieobecnosci wcale by mu nie pomogly w nadrobieniu zaleglosci. Poza tym, wolal sie czyms zajac. Bal sie, ze gdyby zostal sam, zmuszony do spedzenia tego dnia w lozku, przerazajace wspomnienia snu powrocilyby i ponownie go zalaly, odbierajac mu dech w piersi i zdrowe zmysly. A tego bal sie najbardziej. Dlatego nie namyslajac sie dlugo, wyciagnal z kieszeni kamien, zacisnal go w dloni, zamknal oczy i pomyslal:
Nie wiedzial, czy Snape mu odpowie. Powoli zaczal tracic nadzieje, ze Mistrz Eliksirow w ogole odczytuje jego wiadomosci, ale warto bylo sprobowac.
v
Jednak, kiedy chowal klejnot z powrotem do kieszeni, poczul nagle emanujace z niego cieplo, ktore niemal sparzylo mu dlon. Zaskoczony tak szybka reakcja, przysunal kamien do oczu i odczytal:
Zamrugal kilka razy, calkowicie zaskoczony szybkoscia, z jaka otrzymal odpowiedz. Odetchnal z ulga i drzaca dlonia wsadzil kamien z powrotem do kieszeni. Szybko oplukal twarz zimna woda i pospiesznie ruszyl w kierunku lochow.
Zamek byl jeszcze cichy i opustoszaly o tak wczesnej porze, tak wiec Harry bez przeszkod dotarl pod drzwi gabinetu Mistrza Eliksirow. Nie zdazyl nawet zapukac, kiedy otworzyly sie gwaltownie i stanal w nich Snape. Na widok stanu, w jakim znajdowal sie Harry, jego brwi uniosly sie, a oczy rozszerzyly. Powstrzymal sie jednak od jakiejkolwiek uwagi, odsunal sie bez slowa i wpuscil go do srodka.
Harry bardzo staral sie nie drzec, ale nie wychodzilo mu to. Wciaz oddychal ciezko i plytko, nadal byl blady. Wiedzial, ze musi wygladac jak siedem nieszczesc, ale nie mial ochoty o tym rozmawiac. Snape otwieral juz usta, jakby chcial zapytac, co sie stalo, ale Harry byl szybszy:
- Naprawde potrzebuje tego eliksiru - powiedzial zdecydowanym, choc nieco drzacym glosem. - Nie mam teraz ochoty sie tlumaczyc. Dasz mi go?
Sam byl zaskoczony ostroscia w swoim glosie. Snape zmarszczyl brwi.
- Zaczekaj tu, Potter - rzucil surowo, po czym podszedl do jednej z polek. Po chwili wrocil z niewielka fiolka w reku. Plyn mial ciepla, rozowa barwe. - Nie wiecej niz jeden lyk - powiedzial i podal go Harry'emu, ktory wymamrotal podziekowania, wyciagnal korek i bez namyslu wzial dwa lyki. Znal dawkowanie. Wiedzial, ze w stanie, w jakim sie znajdowal, jeden by nie wystarczyl.
Plyn byl slodki i cieply. Wlal sie do jego gardla, prawie natychmiast przynoszac ukojenie jego nerwom i dygoczacemu cialu. Zaczal sie rozluzniac, a klopoty i zmartwienia powoli rozplywaly sie, roztapialy w przyjemnym cieple. Krew ze snu, ktora przez caly czas mial przed oczami, znikla. Odetchnal, wciagajac powietrze gleboko w pluca. Poczul, ze jego twarz nabiera rumiencow, powoli przestawal drzec. Kiedy otworzyl oczy, zobaczyl, ze Mistrz Eliksirow przyglada mu sie z namyslem, spod przymruzonych powiek.
Harry spuscil