'Jestem tchorzem! Pieprzonym tchorzem!' - powtarzal w myslach.
Pragnal cos powiedziec, zrobic cos, cokolwiek, by obronic Neville'a, ale strach przed spojrzeniem w czarne oczy i stawieniem im czola odbieral mu cala odwage, zabierajac ze soba dume i wszelkie postanowienia, ktore czynil przed lekcja.
Przez caly czas czul na sobie palace spojrzenia nauczyciela, ale mozliwe, ze to byly tylko halucynacje i zaczyna juz tracic zmysly.
Nie! Snape na pewno patrzyl na niego. Tylko wzrok tego podlego Smierciozercy potrafil sprawic, ze przez cialo Harry'ego przechodzil zimny dreszcz, nawet jezeli jemu samemu bylo niezwykle goraco.
Odwazyl sie tylko raz rzucic nauczycielowi szybkie spojrzenie - w momencie, kiedy Snape przywolal liscik wyslany przez Malfoya, a ktory byl przeznaczony dla Harry'ego.
Do tej pory nie potrafil zapomniec wyrazu twarzy Snape'a, kiedy przeczytal tresc notatki. Na wiecznie blade, zoltawe policzki, wyplynal delikatny rumieniec. Gryfon nigdy w zyciu nie spodziewal sie, ze kiedykolwiek ujrzy rumience na twarzy Mistrza Eliksirow i obawial sie, ze ten widok bedzie go przesladowal w koszmarach sennych. W ogole ciezko mu bylo podejrzewac Snape'a o jakiekolwiek ludzkie uczucia, a tu prosze - taka niespodzianka.
Harry prawie, ze zaczal obgryzac paznokcie z ciekawosci, co tez Malfoy musial napisac w tym lisciku, ze wywolal u Snape'a taka reakcje, ktora sklonila nauczyciela do tak bezprecedensowej decyzji, jaka bylo odebranie Slizgonom dwudziestu punktow. Gryfon wiedzial, ze to wydarzenie przejdzie do historii szkoly.
Moze nawet niedlugo ujrzy stosowna notke w
To oczywiste, ze Malfoy musial napisac jakies swinstwa odnosnie poprzedniej lekcji, ale w jaki sposob to ujal, ze az tak rozwscieczyl swojego opiekuna?
Jedyna rzecza, za jaka Harry byl Snape'owi wdzieczny bylo to, ze calkowicie zakazal komukolwiek wspominac o tym incydencie. Chlopak zdawal sobie sprawe, ze nauczyciel na pewno nie kierowal sie jego dobrem, a chronil tylko wlasny tylek i wlasna reputacje. Gdyby Mistrz Eliksirow zaczal nagle okazywac zainteresowanie samopoczuciem Harry'ego, Gryfon pewnie polecilby mu, aby przebadal sie w Swietym Mungo.
Snape byl samolubna, egoistyczna swinia i wszyscy wiedzieli o tym juz od dawna.
Harry mial tak serdecznie dosyc tamtej lekcji, ze kiedy uslyszal glos Mistrza Eliksirow, ktory wolal go, bo chcial z nim 'porozmawiac', chlopaka sparalizowal taki strach, ze nie zastanawiajac sie ani przez chwile, zlapal torbe i czmychnal z klasy najszybciej, jak sie dalo.
A jezeli Snape chcial z nim porozmawiac o tym lisciku? Harry chyba spopielilby sie jak feniks ze wstydu...
Chlopak wiedzial, ze pewnie swoja ucieczka rozwscieczyl nauczyciela jeszcze bardziej, ale przynajmniej udalo mu sie uciec z linii frontu, pozostawiajac pieniacego sie Snape'a samemu sobie.
Na usta Gryfona wypelzl usmiech pelen zlosliwej satysfakcji.
Na dzwiek krokow, Harry odwrocil sie gwaltownie. Ostatnie dni ciaglego ukrywania sie wycwiczyly w nim pewien instynkt samozachowawczy, wlasciwy malym, futerkowym, wiecznie zaszczutym zwierzatkom.
- Och, to tylko ty, Ron. - Gryfon odetchnal z ulga, widzac swojego przyjaciela, wchodzacego do sypialni.
- Snape to wredny skurwiel! - warknal rudzielec, rzucajac torbe z ksiazkami na lozko. - Zawsze nim byl, ale ostatnio przechodzi samego siebie! Jak mogl zrobic Neville'owi takie swinstwo? - zerknal na Harry'ego. - I tobie rowniez. No, rozumiem, ze to Snape, Smierciozerca i w ogole, ale nawet on musi miec w sobie ziarenko wspolczucia - widzac powatpiewajace spojrzenie swojego przyjaciela, rudzielec westchnal. - No tak. To jest Snape. Snape-owaty do szpiku kosci.