sie, wypelniajac goracem ich wieczny chlod. Przywarl do odzianego w czern ciala jeszcze mocniej, nie pozwalajac, by drzace dlonie mezczyzny ponownie go od siebie odsunely.
- Nie mozemy. - Wydawalo sie, ze kazde wypowiedziane przez Severusa slowo przychodzi mu z najwiekszym trudem. Jego dlonie wbily sie w ramiona Harry'ego niczym szpony. - Posluchaj mnie. Nie mozemy wrocic do tego, co bylo. To zbyt niebezpieczne. Musisz mnie nienawidzic, musisz... Pusc.
- Severusie... kocham cie.
To byl ulamek sekundy. Chwila calkowitej ciszy, a po niej... eksplozja.
- Do diabla! - warkniecie, ktore wydobylo sie z ust Severusa, przypominalo ostatnie tchnienie pokonanego, zanim jego usta pochlonely wargi Harry'ego, a goracy jezyk zaglebil sie w nim z taka zachlannoscia, jakby umieral z pragnienia i tylko w ten sposob mogl je ugasic. Harry oplotl go swym wlasnym jezykiem, zanurzajac sie w skamlacej z potrzeby tesknocie i w tej jednej chwili wszystko przestalo miec znaczenie. Jutrzejszy poranek. Kazde niedomowienie pomiedzy nimi. Tajemnice, ktore obaj wciaz jeszcze skrywali.
Pozostali tylko oni. Nic poza tym. Byl tylko Severus i jego oddech. I jego usta. I dlon wplatajaca sie we wlosy Harry'ego. I druga, zaciskajaca sie na jego biodrze z taka sila, ze na pewno pozostana siniaki.
Powinien byl mu powiedziec. Powinien ukryc go w swych komnatach i nie pozwolic, by Harry kiedykolwiek z nich wyszedl. Powinien zamknac go w swych ramionach i nigdy nie wypuscic. Powinien otulic ich obu swoja czarna peleryna i ukryc przed calym swiatem.
Zeby juz zawsze mogli byc razem. Bezpieczni. Zeby zaden z nich nie musial juz wiecej walczyc. Zeby nikt nie mogl ich dosiegnac.
Harry uslyszal gluchy, przeciagly pomruk i nagle usta Severusa zniknely, a wedrujace mu po posladkach dlonie zamarly i kiedy zdolal otworzyc rozgrzane powieki, ujrzal na wprost dwie wypelnione ciemnoscia szczeliny, przez ktore Harry spogladal teraz daleko w glab duszy Severusa. I to, co tam ujrzal... to, co ujrzal...
Glos uwiazl mu w gardle, a umysl wypelnila gesta mgla, kiedy mezczyzna oparl swoje czolo o jego, owiewajac mu twarz ciezkim, nasaczonym pragnieniem oddechem.
- Co ty ze mna robisz... - Ochryply szept Severusa byl ledwie slyszalny, ale wystarczyl, aby wypelnic ledzwie Harry'ego plynna lawa. Zakwilil cicho, wczepiajac sie palcami w szate na ramionach mezczyzny i ocierajac sie o szorstki material. A wtedy to poczul. Twarde wybrzuszenie w spodniach Severusa. I uslyszal zduszony syk, kiedy, nie potrafiac zapanowac nad reakcjami swojego ciala, naparl na to wybrzuszenie biodrami, czujac jak rosnie jeszcze bardziej, jak zaczyna pulsowac pod wplywem jego dotyku i jak paznokcie Severusa zatapiaja sie w jego ciele z taka sila, jakby pragnely rozedrzec go na strzepy.
- Przestan... - wydyszal Severus, zaciskajac reke na jego biodrze. Harry gwaltownie wciagnal powietrze nasaczone goracym oddechem Severusa i musial zacisnac oczy, gdy jego biodra zadrzaly pod wplywem wypelniajacego je w blyskawicznym tempie zaru.
- O boze... - zaszlochal. - Jestem taki twardy.
- Harry...! - Severus wyjeczal jego imie w taki sposob, jakby odczuwal ogromne, nieukojone cierpienie.
Harry doznal wrazenia, jakby porazil go piorun. Oslupialy, spojrzal na Severusa szeroko otwartymi oczami i rozchylil usta... i w tej samej chwili poczul dlon mezczyzny zaciskajaca mu sie drapieznie na kroczu i to, ten jeden niespodziewany dotyk wystarczyl, aby wszystko w nim wezbralo i przelalo sie. I mial tylko sekunde, aby nabrac tchu, wczepic sie w Severusa, przylgnac do niego i szeroko otworzyc usta, zanim skumulowana fala orgazmu uderzyla w niego z taka sila, ze nogi ugiely sie pod nim i prawie upadl, chociaz mial wrazenie, jakby unosil sie w powietrzu. Jakby cos niesamowicie wyglodzonego pochwycilo go w swoje szpony i zgniatalo w swym uscisku, rozrywajac jednoczesnie na kawalki, i to bylo najcudowniejsze uczucie na swiecie. Uczucie, ktore wypchnelo jego biodra do przodu, a dlon poprowadzilo w dol, niemal nieswiadomie wsuwajac ja w spodnie mezczyzny, i Harry zdolal jedynie musnac twardego, drzacego penisa Snape'a.
Ale to wystarczylo.
Uslyszal dlugi, gardlowy pomruk. Severus szarpnal sie gwaltownie, napierajac na niego z taka sila, ze niemal go zmiazdzyl. Harry owinal dlon wokol goracej jak wulkan, pulsujacej erekcji i scisnal. Czul, jak Severus sie trzesie, jak jego biodra podryguja spazmatycznie, a z ust wydobywa sie glosny, konwulsyjny jek. I poczul oplatajace go mocno ramiona, zagarniajace go jeszcze blizej, az w koncu stali sie niemal jednoscia, stapiajac sie ze soba. Drzac tym samym rytmem. Dyszac jednym oddechem. Dzielac sie wspolnym biciem serca. Polaczeni tesknota. Silniejsza niz jakikolwiek zdrowy rozsadek.
Harry odzyskal zmysly jako pierwszy. Wynurzenie sie z oceanu doznan bylo niemal bolesne. Jego bijace szalenczo serce trzepotalo w piersi z taka pasja, jakby pragnelo sie z niej wyrwac, uwolnic sie z narzuconych przez cialo ograniczen i znalezc sie wewnatrz
