ze bardzo pomogl mi w tym seks. Pewnie gdybysmy sie tak czesto nie pieprzyli, to oddalbys mnie Voldemortowi...
Odniosl wrazenie, ze powietrze ochlodzilo sie nagle i temperatura spadla do mocno ponizej zera. Zerknal na Severusa, ktory wpatrywal sie w niego twardym, zupelnie niepodatnym na jego zarty spojrzeniem.
- Uwazasz, ze to zabawne?
Harry odchrzaknal, probujac przelknac laskoczace go w gardlo parskniecie.
- Teraz wszystko wydaje mi sie zabawne - odparl ze slabym usmiechem. - Cale to... - Machnal reka w nieokreslonym kierunku. - To wszystko... to jak myslalem, ze mnie nienawidzisz... to, jak bardzo rzeczywistosc moze roznic sie od prawdy... - Nie zauwazyl nawet, kiedy i w jaki sposob do jego glosu wdarla sie gorzka nuta. Przesunal dlonia po skorze Severusa, dotykajac palcami przecinajacej mostek blizny. - To, jak ktos tak zimny moze byc jednoczesnie tak cieply... i jak mozna tego nie zauwazyc. - Uslyszal, jak Severus wciaga powietrze. Harry przymknal powieki i jeszcze mocniej przycisnal policzek do jego piersi.
- Do tego trzeba byc Gryfonem - odparl Severus doskonale wywazonym tonem i Harry mial duzy problem z rozszyfrowaniem jego intencji.
- Bardzo zabawne - mruknal w koncu.
- Dlaczego sadzisz, ze zartuje? - zapytal powaznie Severus. - Jestes typowym przedstawicielem swojego domu, z tym ze wszelkie jego negatywne cechy wydaja sie miec znacznie wiekszy wplyw na twoje postepowanie niz jakiegokolwiek innego Gryfona - powiedzial mezczyzna i nawet, jezeli wydawalo sie, ze na poczatku jego stwierdzenie mialo byc jedynie zaczepka, to teraz zaczelo przeradzac sie w cos znacznie powazniejszego. - Ale licze na to, ze od teraz zaczniesz panowac nad swoim lekkomyslnym zachowaniem, poniewaz doskonale zdajesz sobie sprawe z tego, o jaka stawke toczy sie gra. - Ostatnie zdanie nie bylo pytaniem. Raczej stwierdzeniem. Z sugestia rozkazu. - Masz byc czujny i miec oczy szeroko otwarte. Pomimo wszelkich srodkow ostroznosci, niebezpieczenstwo nie zniknie. - Glos Severusa stal sie jeszcze nizszy i twardszy i Harry poczul, ze mezczyzna przyciaga go blizej do siebie, jeszcze mocniej otaczajac go ramieniem. - Ale przysiegam, ze zabije kazdego, kto sprobuje sie do ciebie zblizyc.
Serce Harry'ego zabilo tak mocno, jakby pragnelo polamac mu zebra.
- Wiem - wyszeptal cicho, przelykajac sline i probujac uspokoic to, co klulo go w piersi. - Dlatego zabiles Blackwooda. Bo chcial... on chcial...
- Tak. Blackwood popelnil ten jeden, niewybaczalny blad. Dlatego spotkala go smierc.
Harry przypomnial sobie niewyobrazalne zaskoczenie na ukrytej pod strzecha potarganych wlosow twarzy. I przypomnial sobie rowniez zupelnie inny wyraz tej twarzy. Bezlitosny, przepelniony chorym uniesieniem.
- To wspomnienie z nim i z toba... - zaczal nieco niepewnie, nie bardzo wiedzac jak ujac w slowa to, co go trapilo. - Co sie wlasciwie stalo z tymi chlopcami?
- Zabilem ich - odparl krotko Severus i Harry mial naprawde ogromny problem z wychwyceniem jakichkolwiek emocji w jego glosie, tak jakby mezczyzna probowal je skrzetnie ukryc.
- Ale czy oni...?
- Musialem ich zabic, inaczej Blackwood wykorzystalby ich w najbrutalniejszy i najohydniejszy sposob, zanim pozbawilby ich zycia.
Harry doskonale wiedzial, o jakim sposobie mowil Severus, ale jego umysl wciaz nie potrafil objac bezmiaru okrucienstwa, ktore ujrzal we wspomnieniach mezczyzny.
- Masz na mysli, ze...
- Tak, Potter. Zgwalcilby ich. Kazdy, kto mial pecha poznac Blackwooda, wiedzial, ze nic nie sprawialo mu tak ogromnej przyjemnosci jak zabawianie sie ze swoimi ofiarami. Oszczedze ci jednak szczegolow, w
