Weasleyow, rzucajacych w dwoch Smierciozercow eksplodujacymi oslepiajaco kulkami.
Bellatriks sie przemieszczala. Tonks slyszala jej przyblizajacy sie i oddalajacy smiech.
Przyspieszyla. Ciskala zakleciami w kazdego, kto stanal jej na drodze. Widziala lune rozblyskujacych czarow. A to oznaczalo, ze jest jeszcze szansa... ze nadal sie broni.
W biegu odbila rykoszetujace zaklecie i wydawalo sie, ze dym nagle rozstapil sie, ukazujac jej drobna postac, kleczaca na ziemi z wyciagnieta rozdzka i bujnymi blond wlosami, potarganymi teraz i zlepionymi blotem.
- Protego maxima! - krzyknela, zatrzymujac sie tuz przed nia i oslaniajac ja przed pedzacym w jej strone strumieniem blekitnego swiatla. Tarcza, ktora wyczarowala, zadrzala i rozbila sie, ale klatwa zostala zniwelowana.
Miala tylko sekunde.
Odwrocila glowe, spogladajac wprost w rozszerzone z zaskoczenia, blekitne oczy.
- Uciekaj stad! - wrzasnela. Merlinie, gdyby tylko miala odrobine wiecej czasu, aby ja pochwycic i nie puscic, dopoki nie aportuje sie z nia w miejsce, w ktorym bylaby bezpieczna.
Odwrocila sie z powrotem w tej samej chwili, w ktorej z mgly wylonila sie Bellatriks. Jej twarz wykrzywila sie chwilowym zaskoczeniem, kiedy zamiast bezbronnej ofiary, ktora juz niemal miala na haczyku, ujrzala celujacego w nia aurora. Ale to zaskoczenie blyskawicznie zmienilo sie w rozbawienie.
- Witaj, moja droga siostrzenico - wycedzila, usmiechajac sie w taki sposob, jakby jedyne, czego jej brakowalo, aby wzbudzac jeszcze wieksza groze, byly kly. - Nie wiesz, ze to nieladnie przerywac komus poscig za taka mala, zwinna malpeczka?
Tonks oblizala zaschniete od biegu i dymu wargi.
- A czy ty nie wiesz, droga 'cioteczko', ze to nieladnie probowac chwytac cudze malpki?
Zaskoczenie. Dokladnie to chciala osiagnac. I natychmiast je wykorzystala.
- Fractum! - wykrzyknela, robiac krok w przod.
Bellatriks z najwiekszym trudem zdolala odbic zaklecie.
- SMIESZ MNIE ATAKOWAC, TY PARSZYWY ODMIENCU?! CRUCIO!
Tonks skoczyla w bok, blyskawicznie lapiac rownowage i rzucajac w Bellatriks zakleciem porazajacym. I nie czekajac na jego skutki, natychmiast zaczela ciskac kolejnymi. Jeden po drugim. Raz za razem, by przeciwnik nie mial szansy nawet pomyslec o ataku.
Nacierala, przesuwajac sie do przodu, zupelnie nie dbajac o obrone, byle tylko ja zniszczyc, spopielic na miejscu, raz na zawsze, by juz nigdy nie mogla podniesc na nia reki! Jej dlon niemal drzala z wscieklosci, wypelnione ogniem oczy zdawaly sie zadlic, ale Bellatriks odbijala niemal kazde zaklecie, chociaz ich sila zmuszala ja do nieustannego cofania sie.
- Conbustum! - wykrzyknela w koncu ochryple, rzucajac jedno z najsilniejszych zaklec, jakie znala. Jego zar oslepil niemal ja sama, ale Bellatriks zdolala wyczarowac przed soba tarcze ochronna i chociaz Tonks nacierala, wkladajac w nie cala swa moc, nie byla w stanie jej stopic, dopoki zza plecow po swojej prawej stronie nie uslyszala glosu Luny:
- Reducto!
Uslyszala pelen wscieklosci krzyk Bellatriks, ktora musiala uskoczyc na bok, aby odbic zaklecie Luny, pozbywajac sie swojej ochronnej tarczy i czar Tonks trafil w znajdujacy sie za
