Drzaca dlon Tonks zaczela opadac.
I kiedy usta Bellatriks rozciagnely sie w upiornym usmiechu, powietrze przeszyl przerazajacy wrzask. Tonks zdazyla jedynie zobaczyc swiatlo wydobywajace sie z naszyjnika Luny, zanim caly swiat utonal w kakofonii niemal rozrywajacego bebenki wycia.
Bellatriks odruchowo zlapala sie za uszy i Tonks zobaczyla, jak Luna rzuca sie na ziemie. I to jej wystarczylo.
Jej rozdzka sama uniosla sie w gore, ale zanim zdazyla wypowiedziec zaklecie, ujrzala skierowana w siebie rozdzke i usta Bellatriks, poruszajace sie i wypowiadajace slowa klatwy. I chociaz lata szkolen nauczyly ja, ze obrona jest najwazniejsza, tym razem... nie miala na nia czasu.
- Avada Kedavra! - wrzasnela bez zastanowienia.
Ujrzala dwa promienie. Zielony trafil Bellatriks prosto w piers, odrzucajac jej cialo do tylu, niby szmaciana lalke, a jasnoblekitny...
Tonks poczula silne uderzenie, caly swiat przewrocil sie do gory nogami i nagle otoczyla ja... cisza.
*
- Ron... - Hermiona probowala powiedziec to glosniej, ale szept byl ledwie slyszalny, tak jakby wokol jej gardla zacisnela sie petla, nie pozwalajac jej wymowic slowa.
Mogla tego nie robic. Mogla tu nie podchodzic. Mogla tego nie widziec. Powinna odejsc jak najszybciej, kiedy tylko ujrzala te dwa ciala, ale musiala sie upewnic... musiala.
- Ron, zostan, tam gdzie stoisz. Nie podchodz tutaj. - Nie poznawala wlasnego glosu.
- Co sie stalo, Hermiono?
Uslyszala jego zblizajace sie kroki.
Odwrocila sie i wbila w niego drzace spojrzenie.
- Ron, ja... tak bardzo mi przykro.
Jego oczy rozszerzyly sie. Rzucil sie do przodu, odsuwajac ja na bok, i kiedy spojrzal w dol...
To nie byla Luna. Odkryla to od razu, kiedy podeszla blizej.
- Nie... - Ten cichy, zlamany szept byl gorszy niz wrzask. Wydawal sie dobiegac nie z gardla, a z samej duszy. - Nie. Nie Bill...
Kiedy zobaczyla, jak Ron opada na kolana, jej serce opadlo wraz z nim.
- Zaslonil Fleur wlasnym cialem - wyszeptala cicho, przyklekajac obok i kladac dlon na jego drzacym ramieniu.
Tak zalowala, ze nie moze go objac, ale musiala zachowac czujnosc. W tej sytuacji tylko ona byla w stanie zapewnic im bezpieczenstwo, poniewaz on wydawal sie w ogole nie pamietac o otaczajacym swiecie, wpatrujac sie z niedowierzaniem w cialo swojego brata i bezglosnie poruszajac drzacymi wargami.
Merlinie, jak wiele by dala, by to powstrzymac, by zakonczyc to szalenstwo, by juz nikt z ich bliskich nie cierpial... ale tylko odnalezienie Harry'ego moglo przyblizyc ich do zwyciestwa, chociaz doskonale zdawala sobie sprawe z tego, ze wiazalo sie ono rowniez ze spotkaniem z Voldemortem. A na to nikt z nich nie byl odpowiednio przygotowany.
Nagly ruch po lewej zwrocil jej uwage. Blyskawicznie odwrocila glowe i na chwile stracila dech w plucach, kiedy ujrzala ciemna sylwetke i wycelowana w Rona rozdzke.
- Expelliarmus! - wrzasnela, odpychajac Rona na bok. Zaklecie
