spojrzenie, zawierajac w nim cala swa dezaprobate dla jej braku ostroznosci i uzycia tak marnego i slabego zaklecia.
- Oddaj mi eliksiry - warknal, probujac przywrocic zachrypnietemu glosowi normalne brzmienie.
Dziewczyna schylila sie, pozbierala fiolki i drzacymi rekami podala mu je bez slowa. Zanim Severus schowal je z powrotem, rzucil okiem na Eliksir Dolorelevum, ktory mu zaaplikowala. Zostala polowa, wiec wygladalo na to, ze Granger nie dosc, ze go rozpoznala, to jeszcze jakims cudem obliczyla odpowiednia dawke, aby zniwelowac klatwe i nie zmienic go przy tym w rosline.
Do jego umyslu naplynela absurdalna mysl, ze gdyby byli w Hogwarcie, to za wykazanie sie tak obszerna wiedza moglby nawet zlamac swe zasady i przyznac jej kilka punktow, ale wtedy jego spojrzenie padlo na jej drzace dlonie i szeroko otwarte oczy, ktorymi wpatrywala sie w niego z mieszanina przerazenia i upartej odwagi. Nie byli w Hogwarcie. Wokol trwala wojna, a ona wlasnie byla swiadkiem tego, jak jej nauczyciel zabil golymi rekami czlowieka... Tutaj wszelkie wartosci ulegaly przedefiniowaniu.
- Opanuj sie, dziewczyno - powiedzial ostro, szczelnie zasuwajac kieszonke, w ktorej ukryl eliksiry. - Jesli nie dasz mi powodu, twoj kark pozostanie nietkniety.
Granger przelknela sline i zamrugala.
- Nie o to chodzi. Po prostu... wiem, ze pan to robi dla niego.
Severus przeszyl ja morderczym spojrzeniem. Wydawalo sie, ze skulila sie w sobie, ale wciaz patrzyla mu prosto w oczy.
Podejrzewal, ze sie domysli. Ktoz inny, jak nie ona? Ale teraz nie mialo to znaczenia. Najmniejszego.
Nie zareagowal. Odwrocil glowe i spojrzal na martwe cialo Bellatriks, slyszac jednoczesnie, jak dziewczyna z ulga wypuszcza wstrzymywane powietrze.
- Podejrzewam, ze Bellatriks mogla byc jedyna osoba, ktora miala jakiekolwiek informacje o miejscu ich pobytu, ale ktos dopadl ja przede mna - powiedzial, pochylajac sie i siegajac po swoja lezaca w blocie rozdzke. - Ale to niczego nie zmienia. Znajde go.
Wyczul na sobie jej spojrzenie. Odwrocil glowe i zobaczyl, jak marszczy brwi w zamysleniu. Jej oczy poruszaly sie, jakby blyskawicznie przekopywala swoj umysl w poszukiwaniu uzytecznych informacji.
- Nie wiem, czy to pomoze, ale podsluchalam rozmowe kilkorga Smierciozercow. Mowili o Malfoyu.
Oczy Snape'a zmienily sie niczym gwaltownie nadciagajaca burza, rozswietlane smiercionosnymi blyskawicami, wypelniajac sie zupelnie nowa, o wiele potezniejsza sila.
Malfoy! Oczywiscie!
Jego dlon wystrzelila do przodu, z calej sily lapiac ja za ramie i sciskajac tak mocno, ze niemal krzyknela.
- Powiedz mi wszystko, co wiesz! - wycedzil, szarpnieciem przyciagajac ja blizej.
- Nic wiecej nie wiem - odparla pospiesznie. - Slyszalam tylko, jak wspominali, ze Malfoy nie bierze udzialu w bitwie i gdzies czeka. Na poczatku wydalo mi sie to nieistotne, ale...
Puscil ja, odpychajac ja od siebie.
Oczywiscie, ze to byl Malfoy. Bellatriks nic nie wiedziala. Byla zbyt niezrownowazona, aby Czarny Pan mogl powierzyc jej takie zadanie. A od kiedy Severus popadl w nielaske, z pewnoscia to wlasnie Malfoy stal sie prawa reka Czarnego Pana.
Granger roztarla ramie, przygladajac mu sie ze zmarszczonymi brwiami, jakby ujrzala na jego twarzy cos, co wprawilo ja w gleboka
