najwyzszej czujnosci.
Najpierw z dymu wysunela sie dlon sciskajaca rozdzke, ale bardzo szybko okazalo sie, ze nalezy ona do... Weasleyowny.
Jej oczy rozszerzyly sie z zaskoczenia, kiedy dostrzegla nauczyciela, ale bardzo szybko naplynela do nich ulga.
- Ron! Chlopaki, chodzcie! Znalazlam profesora Snape'a! Moze on widzial Herm... - Jej spojrzenie zesliznelo sie w dol, a z twarzy odplynela cala krew.
Severus zdazyl jedynie opuscic swoja rozdzke i odsunac sie na bok, kiedy kilka par stop zmienilo sie w nadbiegajacych szybko Rona, Freda i George'a Weasleyow oraz Grega Lipswica, ktorzy widzac przed soba nauczyciela, zatrzymali sie nagle, a ich wzrok bardzo szybko przeniosl sie na lezace u jego stop trzy ciala i...
...wydawalo sie, ze powietrze wypelnilo sie wibrujaca cisza, jakby swiat potrzebowal chwili na nabranie tchu i uswiadomienie sobie wszystkiego, co sie wydarzylo... i te cisze przerwal nagle dzwiek upadajacej na ziemie rozdzki Rona i gluchy, wypelniony niedowierzaniem szept:
- Hermiono...?
Rzucil sie do przodu z takim wyrazem twarzy, jakby wlasnie spadal w otchlan i nic nie moglo powstrzymac upadku. Zlapal wiotkie cialo, podrywajac je z ziemi i potrzasajac nim.
- Hermiono! Nie wyglupiaj sie... wstan, prosze cie... Hermiono, slyszysz mnie?
Jego drzace palce gladzily blada twarz, wpolotwarte usta, dlugie, splatane wlosy. Zachowywal sie tak, jakby naprawde wierzyl w to, ze ona tylko spi. I ze za chwile sie obudzi... wystarczy ja do tego przekonac...
- Nie rob mi tego. Obiecuje, ze bede sie przykladal do nauki... zdam wszystkie owutemy na wybitny... tylko otworz oczy... prosze...
Przycisnal ja do siebie z taka sila, jakby mial nadzieje, ze kiedy ja rozgrzeje, zamkniete powieki otworza sie.
Severus nie widzial jego twarzy, ale w glosie slyszal lzy. Splywajace przez gardlo slonym strumieniem rozpaczy.
- Hermiono... prosze... nie mozesz... nie mozesz... - szeptal niewyraznie, kolyszac ja w ramionach. - To nie tak... mielismy go odnalezc... razem... nie mozesz... bez ciebie... - Jego glos zlamal sie, niczym peknieta galaz. Cos, czego nie mozna juz zlozyc z powrotem i co czeka tylko jeden los... uschniecie. Zgial sie w pol, opadajac z nia tak nisko ku ziemi, jakby chcial sie w nia zapasc. Jakby pragnal, by pochlonal go chlod i ciemnosc. Jego ramiona drzaly tak bardzo, jakby ktos zabral im podparcie, skazujac na samotne dzwiganie tego, co pozostalo, a z ust wydobywal sie przeszywajacy, spazmatyczny szloch, rozdzierajacy powietrze na pojedyncze czasteczki bolu, ktore opadaly na ziemie w postaci magicznego szronu.
Ginny oderwala sie od swoich braci i, lkajac glosno, podeszla do siedzacego na ziemi i trzymajacego w ramionach bezwladne cialo Hermiony Rona. Osunela sie na kolana obok niego, kladac mu dlon na ramieniu.
- Ron, ona...
- Nie dotykaj mnie! - wycharczal, odpychajac ja lokciem z taka sila, ze upadla na zamarzajaca powoli ziemie, wprost pod nogi Severusa. Podniosla sie, ocierajac dlonia plynace po twarzy lzy.
Severus rozejrzal sie badawczo wokol.
Znajdowali sie na otwartym terenie, a cale to przestawienie trwalo juz zdecydowanie zbyt dlugo. W kazdej chwili ktorys z nich mogl dolaczyc do swojej przyjaciolki. Zwabione halasem wilki z pewnoscia znajdowaly sie coraz blizej... A on nie mial zamiaru placic za ich bledy.
- Powinniscie sie stad
