plonie w twoim sercu. To wlasnie ono stanie sie twoja zguba. A moim zwyciestwem. Czy teraz osmielisz sie powiedziec, ze go nie doceniam?
Harry zacisnal powieki, czujac zawroty glowy od wstrzymywanego powietrza. Jego dlon jeszcze mocniej scisnela rekojesc noza.
Teraz! Teraz! Teraz! Nie bedzie drugiej szansy.
- Jestes tylko nedznym, naiwnym glupcem, Harry Potterze - wyszeptal bezlitosnie Voldemort, przysuwajac twarz jeszcze blizej, jakby chcial wyryc te slowa na obliczu Harry'ego. - Niczym wiecej.
Harry wyszarpnal noz zza paska. Ostrze przecielo powietrze z taka szybkoscia, iz trudno bylo je dostrzec. Dopiero kiedy utkwilo w piersi Voldemorta, czas gwaltownie zwolnil, a serce Harry'ego zaczelo dudnic z taka sila, iz slyszal jego echo we wlasnych uszach.
Oczy Voldemorta rozszerzyly sie. Powoli opuscil glowe, spogladajac na noz tkwiacy tuz obok miejsca, w ktorym bilo jego serce. Dlon Harry'ego nadal zaciskala sie na rekojesci, ale kiedy tylko to zrozumial, zabral ja z taka szybkoscia, jakby sie sparzyl.
Wszystko wokol zamarlo. Harry wpatrywal sie w noz i ciemnobordowa plame rozrastajaca sie na czarnej szacie Voldemorta.
Zachwiej sie, przewroc, strac sily! Zdychaj, do diabla!
Ale Voldemort nie zrobil zadnej z tych rzeczy. Zamiast tego, powoli uniosl glowe i serce Harry'ego opadlo az do zoladka, kiedy ujrzal na jego twarzy bezwzgledny, triumfalny usmiech.
- Popelniles straszliwy blad - wysyczal, lapiac za rekojesc noza i wyciagajac go ze swej piersi.
Harry rozpaczliwie rozejrzal sie po ziemi w poszukiwaniu swojej rozdzki. Lezala metr od niego. Noz zabrzeczal, kiedy uderzyl w zmarznieta ziemie. Harry rzucil sie po swoja rozdzke. Zacisnal wokol niej oslabione palce, ale w tej samej chwili stopa Voldemorta przygniotla mu dlon, miazdzac ja i Harry zawyl, czujac przeszywajacy bol.
Lodowate palce zlapaly go za gardlo, owijajac mu sie wokol szyi niczym pajecze nogi i Harry zostal oderwany od ziemi i uniesiony, zawisajac w uscisku Voldemorta niczym kukielka na sznurkach.
- Ty glupcze! Myslisz, ze pokonasz mnie czyms tak prymitywnym jak noz?
Dusil sie. Jego pluca plonely, walczac o oddech. Mial wrazenie, ze jego szyja zaraz peknie, utrzymujac caly ciezar ciala. Rozpaczliwie machal nogami w powietrzu, usilujac rozewrzec poturbowanymi palcami smiertelny uscisk na gardle, ale Voldemort byl zbyt silny. Naplywajaca zewszad ciemnosc wyciagala po niego swe oslizgle szpony, ale on widzial jedynie plonace czerwienia, diabelskie oczy i slyszal przesiakniety wsciekloscia syk:
- Blagaj. Blagaj mnie o to, abym pozwolil ci zaczerpnac tchu.
Nie! Nigdy!
Zaczelo mu sie krecic w glowie. Swiat powoli odplywal, pograzajac sie w plomieniach i rozblyskach bolu.
I w tej samej chwili zelazny uscisk zniknal i Harry runal na twarda ziemie. Do jego poparzonych pluc wdarlo sie zimne powietrze, tnac jego pulsujacy przelyk i gardlo. Szeroko otwartymi oczami wpatrywal sie w krazacych w gorze Dementorow, biorac plytkie, urywane wdechy i majac wrazenie, ze lezy na wbijajacych mu sie w cialo kolcach.
- Zaczelo sie! - Uslyszal dobiegajacy jakby z oddali, rozradowany glos Voldemorta, po ktorym naplynal wysoki, zimny smiech, przebijajac sie przez nadwatlone zmysly Harry'ego i rozbrzmiewajac echem w jego glowie.
Chcial sie podniesc. Walczyc dalej. Sprobowac. Ale nie mial
