pokryte liszajami dlonie.

Zamknal oczy, czujac ich lodowate oddechy na karku i w tej samej chwili... wpadl na niewidzialna, twarda niczym szklo bariere. Uderzenie bylo tak silne, jakby spadl z wysokosci na kamienna posadzke. Jeknal glosno i odepchniety sila rozpedu, przewrocil sie na ziemie.

Na chwile stracil wzrok i orientacje. Kiedy ja odzyskal, Severus juz sie podnosil, pociagajac go za soba, ale nagle osunal sie na ziemie tuz obok niego, dyszac ciezko i kaszlac, tak jakby cos pozbawilo go wszystkich sil.

Harry zrozumial, co to bylo, w momencie, w ktorym tylko poderwal glowe. Wszystkie cienie, ktore wyczarowal Severus, rozplynely sie po zderzeniu z magiczna bariera.

Pozostali sami.

Odslonieci.

Harry slyszal nad soba swiszczace oddechy Dementorow, ktore przypominaly niecierpliwe sapanie upiornej bestii, czekajacej na jedno skinienie swego pana, aby mogla w koncu pozrec to, co necilo jej zmysly juz od tak dlugiego czasu.

- Tego nie zaplanowales, prawda, Severusie? - zapytal cicho Voldemort, zblizajac sie powoli i obracajac w dlugich, zakonczonych szponami palcach... rozdzke Harry'ego! Do diabla! Musial ja upuscic, kiedy sie przewrocil i Voldemort ja przywolal. Do diabla! Do diabla! Do diabla! - Jestescie w pulapce. Nie macie dokad uciec. Stad nie ma wyjscia. Bardzo dlugi czas przygotowywalem sie do tej chwili. I nawet twoje niespodziewane przybycie nie zniweczy moich planow. Zbliza sie wasz koniec.

Zaklecie swisnelo tak nagle, ze Harry zdazyl sie tylko oslonic ramionami, ale nie poczul bolu. Zobaczyl tylko, jak rozdzka Severusa wyslizguje sie z jego oslabionej dloni i wpada wprost w wyciagnieta reke Voldemorta.

- Teraz jestescie calkowicie bezbronni. I macie tylko jedna szanse, aby nie skonac w niezwykle dlugich, niewyobrazalnie bolesnych meczarniach, przygladajac sie nawzajem swojej smierci... - ciagnal okrutnie Voldemort, wpatrujac sie w nich z wyrazem twarzy drapieznika, ktory zapedzil swe ofiary w miejsce, z ktorego nie bylo innego wyjscia, jak tylko wpasc wprost w jego naszpikowana klami paszcze. - Dajcie mi eliksir.

Harry spojrzal na Severusa szeroko otwartymi oczami. Mezczyzna uniosl glowe. Po jego twarzy plynal pot. Wlosy przylepily sie do czola, a wpolotwarte usta z trudem lapaly powietrze, ale to, co Harry ujrzal w jego oczach... to bylo niczym miazdzacy cios prosto w trzewia. Jego zoladek skrecil sie, kiedy Harry zrozumial, ze Severus wie... i ze zrobi wszystko, aby nie pozwolic mu dokonac tego, po co tu przyszedl.

Ale... ale... jakie mial inne wyjscie?

Widzial ogien w jego oczach. Plonaca wciaz, jasna iskre, rozswietlajaca czarne teczowki, ale miala zbyt malo tlenu, aby ponownie sie rozpalic. Severus stracil zbyt wiele mocy, rozszczepiajac ja na kilka rownych czesci, aby dac im czas i szanse na ucieczke. Teraz Harry musial zrobic to samo. Kupic mu czas. Chociaz odrobine. A potem, jezeli juz naprawde nie bedzie innego wyjscia... jezeli naprawde nie bedzie...

- Kaz Dementorom sie odsunac - powiedzial glosno Harry, prostujac sie na uginajacych sie nogach. - Wiem, gdzie jest eliksir. Severus go nie ma.

- Potter! - uslyszal za soba ostrzegawczy syk i poczul zaciskajaca sie na nadgarstku dlon, ale to go nie powstrzymalo.

- Wiem tez, jak on dziala. Wiem, ze musze go wypic z wlasnej woli, aby rytual sie powiodl - kontynuowal, starajac sie zignorowac coraz bardziej natarczywy uscisk na przegubie i dobiegajacy zza plecow zachrypniety, cichy szept:

- Nawet sie nie waz...

Nie mogl spojrzec teraz na Severusa. Teraz byli tylko oni. On i Voldemort.

Вы читаете Desiderium Intimum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату