sie zasklepiac.
- Coz za uroczy obrazek...Wybaczcie, ze zaklocam te sielska atmosfere, ale jeszcze troche, a dostalbym torsji z obrzydzenia.
Ten wysoki glos, ktory wydawal sie dobiegac zewszad, sprawil, ze Harry mimowolnie zesztywnial, w kazdej chwili spodziewajac sie kolejnej klatwy.
Severus puscil go i zerwal sie, wyciagajac przed siebie rozdzke i rozgladajac sie czujnie wokol, ale Voldemorta nie bylo widac nigdzie w poblizu. Harry podparl sie rekami o ziemie, wciaz czujac oslabienie i lekkie zawroty glowy, ktore potegowali krazacy w gorze Dementorzy.
- Przyznam, ze jestem pod wrazeniem, Severusie. Przebyles labirynt, ktory dla ciebie przygotowalem i jeszcze stoisz tu przede mna o wlasnych silach. Nie spodziewalem sie, ze ci sie uda. A nawet wiecej - zrobilem wszystko, aby ci sie nie udalo... A jednak tu jestes. Przyszedles po niego. - Przerwal na chwile, jakby probowal pozbyc sie z jezyka nieprzyjemnego smaku ostatniego zdania. - Kiedy przybyles tutaj z moim martwym lacznikiem... wykazales sie niespotykana determinacja, ale wciaz nie moglem uwierzyc, ze zrobiles to dla niego. Chcialem dac ci szanse. Wciaz sie ludzilem, ze ktos z twoimi zdolnosciami, z twoja pozycja i wielokrotnie prezentowanym oddaniem nie moze mnie zdradzic. Ale przedstawienie, ktore przed chwila odegrales, nie pozostawilo mi zadnych watpliwosci. - Glos wydawal sie podnosic coraz bardziej, nasaczajac sie drzaca, z trudem tlumiona wsciekloscia. - Co sie z toba stalo, Severusie? Byles jednym z moich najlepszych slug. Mogles zdobyc wszystko. Z twoim umyslem i intelektem, mogles miec u swoich stop caly swiat, a wybrales tego... tego chlopca. - Ostatnie slowo niemal wyplul, pojawiajac sie nagle po prawej stronie, jakby wylonil sie zza zaslony, za ktora sie do tej pory ukrywal.
Harry zagryzl zeby, czujac silne uklucie bolu przeszywajace jego blizne. Severus blyskawicznie wycelowal rozdzka w Voldemorta, przesuwajac sie tak, by calkowicie zaslonic soba Harry'ego.
- Mylisz sie - wyszeptal Severus cichym, chrapliwym glosem. - Bede mial u swoich stop caly swiat. Wlasnie po niego tu przyszedlem.
Twarz Czarnego Pana wykrzywiala sie kipiaca wsciekloscia i pelna pogardy odraza.
- Oszukales mnie, Severusie. Mnie, swojego Pana. Miales przyprowadzic go do mnie na srebrnej smyczy, wykonujacego kazdy twoj rozkaz, A NIE ZADURZYC SIE W NIM, TY ZALOSNY GLUPCZE! - ryknal z furia i Harry musial przycisnac dlon do czola, gdy poczul kolejne uderzenie bolu. - Mam nadzieje, ze wykazales chociaz na tyle zdrowego rozsadku, by przyniesc ze soba eliksir. Jezeli dasz mi go z wlasnej woli, to moze wspanialomyslnie daruje ci zycie. I nie probuj ze mna negocjowac, poniewaz znam cie na tyle dobrze, by wiedziec, ze nie przybylbys tu, gdybys nie mial go przy sobie.
Harry rozejrzal sie po pokrytej szronem ziemi, w poszukiwaniu swojej rozdzki. Dojrzal ja trzy metry dalej.
- Jezeli tego nie zrobisz - kontynuowal Voldemort, unoszac rozdzke i celujac nia w Severusa - rownie dobrze moge zabic was obu juz teraz.
Potrzebowal jej. Nie mogl tak po prostu siedziec i czekac na ruch Voldemorta. Juz nie chodzilo o jego wlasne zycie. Przybyl tu, wiedzac, ze i tak prawdopodobnie zginie. Pogodzil sie z tym. Ale Severus... Severus nie mogl zginac. Nie mogl! Musi odwrocic od niego uwage Voldemorta. Za wszelka cene!
Podniosl sie na wciaz lekko drzacych nogach i rzucil sie w bok, probujac dosiegnac rozdzki, ale w momencie, kiedy zlapal ja koniuszkami palcow, uslyszal triumfalny ryk Voldemorta:
- CRUCIO!
Harry zacisnal powieki, spodziewajac sie przeszywajacego, rozrywajacego
