Za kazdym razem... za kazdym razem mial nadzieje, ze tym razem juz sie nie wybudzi. Ale potem nadplywal chlod, a wraz z nim swiadomosc, kiedy w naglym, bolesnym uderzeniu przypominal sobie, gdzie sie znajduje i ze ta lodowata, twarda rzecz przyciskajaca mu sie do policzka to zmarznieta ziemia, na ktorej lezy, nie potrafiac poruszyc zadnym miesniem ciala, nie potrafiac nawet otworzyc oczu.

Zreszta i tak nie chcial ich otwierac. Zmaltretowany umysl platal mu figle i za kazdym razem, kiedy Harry unosil powieki... widzial te znajoma, wysoka sylwetke... tak wyraznie jakby Severus naprawde tu byl. I stal tuz obok. Ale Harry wiedzial, ze to tylko i wylacznie jego wyobraznia. Ze Severusa tu nie ma i nie przyjdzie. Ze jest tu sam. Tylko z Voldemortem, ktory prawdopodobnie znowu krazy wokol niego niczym sep, zastanawiajac sie nad kolejnym atakiem.

Zmusil sie do uniesienia powiek.

Znowu ujrzal te blada twarz, otoczona dlugimi, ciemnymi wlosami i blyszczace pomiedzy nimi, wpatrujace sie w niego przenikliwie, czarne oczy. I chociaz wiedzial, ze to jedynie kolejna, desperacka projekcja jego podswiadomosci, to patrzenie na niego przynosilo... ukojenie.

Tym razem jednak Severus nie stal nad nim, tylko lezal nieopodal na ziemi. Swiat byl poszatkowany i polamany, ale Harry mial wrazenie, ze obok Severusa lezy cos jeszcze. Ktos. Ktos jasnowlosy...

Znowu zamknal oczy.

Nie, juz zupelnie pomieszalo mu sie w glowie.

Uslyszal szelest i skrzypienie szronu.

Kroki.

Pomimo tego, iz mial wrazenie, jakby jego powieki byly z kamienia, udalo mu sie je na chwile uchylic i w swiecie popielato-czerwonej mgly pojawila sie ciemna sylwetka, pochylajaca sie nad nim.

Wizje stawaly sie coraz wyrazniejsze, ale wciaz byly... tylko wizjami. Nie mogly wypelniac jego serca falszywa nadzieja. Nie mogly byc az tak realne. Nie mogly... Merlinie!

Cos wsunelo mu sie pod kark i poderwalo jego glowe z ziemi, a na twarzy poczul... poczul dotyk. Delikatny. Czuly. Drzacy.

Prawdziwy.

Dotyk kogos, kto przez pewien czas byl przekonany, ze stracil wszystko. Ale w koncu, po bardzo dlugiej wedrowce... odzyskal to.

Nie chcial otworzyc oczu. Nie chcial. Bal sie, ze jezeli to zrobi, wszystko zniknie i znowu bedzie sam.

Ale... ale...

Smukle palce przesunely sie po policzku Harry'ego tak ostroznie, jakby byl ze szkla i w kazdej chwili mogl sie rozsypac, a nastepnie musnely skron i odgarnely wlosy z czola.

Przegral. Uniosl rozpalone powieki w tej samej chwili, w ktorej chlodna dlon zlapala oprawki jego przekrzywionych okularow i wsunela mu je na nos.

I ujrzal go.

Szeroko otwartymi oczami wpatrywal sie w blada, pokryta zaschnieta krwia twarz, tak blisko swojej... w te czarne oczy, przypatrujace mu sie w taki sposob, jakby to nie Severus, a on, Harry, byl zjawa. W te czarne oczy, wypelnione... wypelnione bolem. I nie mogl uwierzyc, ze to... nie, to z pewnoscia nie... jak to mozliwe?

- Severusie? - wyszeptal, ale nie slyszal wlasnego glosu. Jego usta otworzyly sie i zamknely, nie bedac w stanie wydac z siebie dzwieku. Jego struny glosowe byly calkowicie zdarte od krzyku.

Вы читаете Desiderium Intimum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату