- Zabiore cie stad.
Glos Severusa byl tak zachrypniety, ze Harry mial problem z odroznieniem slow. Ale rozpoznawal go. Tak wiele razy saczyl mu sie do ucha niczym gesty, lepki syrop, ciezki od potrzeby i goracy od spalajacego go ognia... Czy to byla tylko kolejna zjawa i zaraz sie obudzi, a nad nim bedzie stal pochylony Voldemort z twarza wykrzywiona perfidnym okrucienstwem, czerpiacy przyjemnosc z jego rozpaczy, kiedy Harry zrozumie, ze to nie bylo prawdziwe... ze to wszystko okazalo sie tylko snem...?
Wtedy mezczyzna pochylil sie nagle, szczelnie owijajac go ramionami i przyciskajac do siebie i Harry'ego uderzyl ten znajomy, oszalamiajacy zapach... slaba won ziol, ukryta pod dominujacym aromatem krwi i wojny. I juz nie mial zadnych watpliwosci.
To nie byl sen.
Silne szarpniecie w okolicach zoladka sprawilo, ze Harry jeknal z bolu. Mial wrazenie, ze zaczynaja sie aportowac, ale zderzyli sie z niewidzialna sciana, ktora zatrzymala ich obu na miejscu.
Harry uslyszal ciezkie przeklenstwo, wyrywajace sie z ust Severusa, ale byl zbyt otumaniony, aby wiedziec, co sie wokol niego dzieje. Poczul jedynie, ze jedno z ramion wysuwa sie spod niego i po chwili do jego ust wlal sie gorzki plyn, splywajac w gardlo chlodnym strumieniem i skutecznie wyplukujac czajacy sie w nerwach i miesniach bol, ktory w kazdej chwili mogl zaatakowac, wgryzajac sie w nie ponownie.
Ulga byla niemal oslabiajaca. Harry czul, jak jego cialo rozluznia sie, a znajdujace sie w jego wnetrzu rany zasklepiaja. Kiedy tylko jego organizm przyjal cala dawke eliksiru, do jego ust zostal wlany kolejny. Mial nieprzyjemny, cierpki smak, ale sprawil, ze miesnie Harry'ego zaczely funkcjonowac, a paralizujace oslabienie odplynelo, zastapione powracajacymi szybko silami.
Harry przymknal powieki i wzial gleboki, pelen ulgi oddech. Juz niemal zapomnial, jak to jest nie czuc bolu. Mial teraz wrazenie, jakby jego cialo zostalo otulone miekka koldra, przylegajaca do poranionej skory i lagodzaca podraznienia.
Otworzyl oczy, napotykajac skupione spojrzenie mezczyzny i jego okulary nagle rozblysly, a popekane szkla znow byly gladkie i przejrzyste i Harry po raz pierwszy mogl dokladnie zobaczyc pochylajacego sie nad nim Severusa.
Wygladal, jakby wrocil z piekla. Jego twarz byla poharatana i podrapana, wlosy zlepione zaschnieta krwia i blotem, usta wpolotwarte, wypowiadajace bezglosne inkantacje, kiedy wodzil rozdzka po ciele Harry'ego, a oczy... oczy... wygladaly niczym wykute ze stali, pokryte czarna emalia tarcze, chroniace cos, co krylo sie za nimi i drzalo tak bardzo, iz w kazdej chwili moglo rozpasc sie na kawalki.
- Mozesz wstac? - zapytal chrapliwie Severus, rozgladajac sie czujnie na boki i z niepokojem spogladajac na krazacych w gorze, coraz bardziej niespokojnych Dementorow. - Wyciagne cie stad, ale masz mi byc bezwzglednie posluszny. On gdzies tu jest... Obserwuje nas. - Wargi Severusa ledwie sie poruszaly, chociaz jego zrenice biegaly na wszystkie strony w szalonym tancu.
Harry powoli uniosl dlon, dotykajac glebokiej blizny, przecinajacej policzek Severusa i pogladzil go. Przeszywajace spojrzenie mezczyzny natychmiast skupilo sie na nim.
- Jak mnie znalazles? - zapytal szeptem i tym razem jego zregenerowane struny glosowe nie zawiodly. - Slyszales, jak cie wolalem? Probowalem wytrzymac, ale te rece... bylo ich zbyt wiele... dusily mnie. Nie moglem nic zrobic. Uzylem noza... ale nie zdzialal. Przepraszam. Wszystko popsulem.
Severus wygladal tak, jakby chcial odpowiedziec, ale jedynie zacisnal usta, zlapal dlon Harry'ego i musnal ja wargami, przymykajac na chwile powieki, jakby nie mogl powstrzymac sie przed posmakowaniem jego skory, po czym delikatnie, lecz stanowczo odciagnal dlon od swojej twarzy, przygladajac sie ze zmarszczonymi brwiami krwawiacemu rozcieciu na jego nadgarstku. Przylozyl czubek rozdzki do rozciecia i przymknal powieki, wypowiadajac dluga inkantacje, ktorej Harry nie znal, ale poczul natychmiastowe cieplo, rozlewajace sie po jego skorze i rana zaczela
