– Gdybys nie byl z nia, nie mialbys syna, Flynn.
– Tak. Ja tez doszedlem do tego wniosku. To brzmi dziwnie w moich ustach, bo wiesz, ze nigdy nie chcialem byc ojcem. Ale ktos musi kochac to dziecko. I myslec powaznie o jego przyszlosci. – W biurze otwarcie mowiono o tym, jak bardzo Flynn jest przywiazany do chlopca, tylko on wydawal sie tego nie zauwazac. Ale zawsze byl slepy jak kret, gdy chodzilo o niego samego. – Musze wierzyc, ze Virginia zadzwoni jeszcze raz. Ze zmieni zdanie i bedzie chciala zobaczyc Dylana.
– Miejmy nadzieje.
– Nie uwierze, ze jest calkiem pozbawiona uczuc macierzynskich. Moze teraz jest jej z tym dobrze. Cieszy sie, ze obdarowala mnie tym ciezarem. Niestety, mam dziecko, ale tylko tak dlugo, jak ona bedzie tego chciala.
Tego wlasnie bala sie Molly. Ze wzgledu na siebie i na Flynna.
– Myslales o wniesieniu sprawy do sadu? Zebys mogl byc opiekunem dziecka?
– Zastanawialem sie nad tym. Ale nie jestem pewien, czy powinienem ponaglac Virginie. Dzwonila dwukrotnie i za kazdym razem odmawiala mi podania swojego adresu czy telefonu. Jakby tak trudno bylo ja znalezc, dysponujac nazwiskiem i numerem ubezpieczenia. Ponaglanie jej moze byc niebezpieczne. Moj adwokat powiedzial mi, ze fakt, iz opuscila dziecko, moze byc dla mnie karta atutowa, ale przeciez to nie jest poker. Sady zazwyczaj powierzaja dzieci matkom. Ona moze podac klopoty finansowe jako powod swego postepowania. A ja przeciez nie jestem rycerzem bez skazy. Wiec moge przegrac w sadzie, jesli bede na nia naciskal. Oj, Molly, naprawde nie wiem, co mam robic…
Usmiechnela sie.
– Widze, ze masz problemy. Skonczymy te rozmowe pozniej. – Wszystko co mowil i co przezywal w samotnosci, ranilo jej serce i wywolywalo natlok mysli.
Na szczescie Dylan zajal go soba calkowicie. Dzieciak smial sie z calego serca, gdy Flynn sciagal go po zjezdzalni, a potem unosil wysoko w powietrze. Ale w koncu maly zorientowal sie, ze starsze dzieci zjezdzaja inaczej, z kabinki na samej gorze. Dylan tez tak chcial.
Molly rozesmiala sie. Ojciec i syn zrozumieli sie w mig.
– Oj, Dylan. Uwielbiasz niebezpieczenstwo. Nie wejdziesz tam beze mnie, a ja nie moge tego zrobic, bo cale to urzadzenie moze nie wytrzymac mego ciezaru. Molly przestala sie smiac.
– Flynn, chyba tam nie wleziesz. To jest tylko dla dzieci, spojrz, tam jest napis…
– Wiem, ale Dylan chce tam wejsc. Tak dobrze sie bawi… – Flynn przyjrzal sie uwaznie konstrukcji i zaczal ja badac pod wzgledem wytrzymalosci.
– Flynn! Przeciez nie zmiescisz sie do kabinki. – Kilkoro dzieci zaczelo sie przygladac i zachecac Flynna, by wszedl na gore z Dylanem.
Molly otworzyla usta ze zdziwienia. Ten glupek zaczal wspinac sie po plastykowej drabince i po chwili zniknal we wnetrzu kabinki.
Po paru sekundach w otworze pojawil sie Dylan podtrzymywany w pasie przez Flynna. Dzieciak machal raczkami z podniecenia i wrzeszczal radosnie.
– Zlapiesz go, gdy zjedzie na dol, Mol?
– Oczywiscie. – Kiedy zlapala malca, uniosla go wysoko tak, jak robil to Flynn, ale po chwili spojrzala na zjezdzalnie.
Glowa, rece i ramiona Flynna wystawaly z otworu kabinki. Nie mogl sie ani wycofac, ani przepchnac do przodu.
– Mol? Mam maly klopot. Chyba utkwilem tu na dobre.
– Znasz tego idiote? – zapytala Molly Dylana. – Ja w kazdym razie nie mam zamiaru przyznawac sie do tej znajomosci. Chodz, zjemy jeszcze jedna frytke…
– Mol! Mol! Nie zostawiaj mnie tu!
ROZDZIAL JEDENASTY
Flynn posadzil Dylana na foteliku umieszczonym na tylnym siedzeniu i wyprostowal sie. Molly stala tuz obok, czekajac, az bedzie mogla usiasc przy dziecku. Myslala wlasnie, ze calkowite panowanie nad soba uzyska chyba w nastepnym wcieleniu. Lzy smiechu nie plynely juz po jej policzkach, lecz w ostrym swietle lamp widac bylo, ze z trudem utrzymuje powage.
– Dobrze, ze McDonald's ma tyle filii, bo nie wydaje mi sie, ze chcialbys wrocic tu jeszcze raz.
– Przeciez kierownik zrozumial wszystko. Powiedzial, ze nie jestem pierwszym ojcem, ktoremu przytrafil sie drobny… wypadek na placu zabaw, gdy towarzyszyl dziecku.
– A mnie sie wydawalo, ze mowil cos o doroslych, ktorzy ignoruja napisy zabraniajace im korzystania z tego typu urzadzen. – Molly zakaslala delikatnie. Musiala to zrobic, by powstrzymac smiech. Niestety, to nie poskutkowalo. Po – kaslywanie przeszlo w chichot, a potem w glosny smiech. – O Boze! Nie moge doczekac sie jutrzejszego poranka…
– Mol, poczekaj. Nie rob niczego zbyt pospiesznie. Przeciez w biurze nie musza wiedziec…
– Musza! Musza dowiedziec sie o wszystkim. Flynn westchnal.
– Dobrze. Poddaje sie. Mozesz mnie szantazowac. Co chcesz w zamian za zatajenie calej prawdy?
– Wierz mi, nie masz takich pieniedzy. Juz widze twarz Baileya, gdy mu opowiem. A Simone…
Flynn natomiast widzial twarz Molly. Rozswietlona usmiechem. Blyszczace oczy, zarumienione policzki, rozchylone usta. Od dluzszego czasu tak sie nie bawila, choc wysmiewala sie z niego wiele razy. Z pewnoscia juz dawno nie byla tak odprezona. Chetnie utknalby na zjezdzalni jeszcze raz, jesli daloby to taki efekt.
– A Ralph i Darren…
– Czy ty nie znasz slowa „litosc'?
– Nie. Ciekawe, czy sa tu kamery. Moze dostalabym tasme z toba wcisnietym do kabinki i z gromada chcacych ci pomoc dzieci. Poslalabym ja do wiadomosci CNN…
Molly snula dalsze plany skompromitowania swego szefa, przeciskajac sie obok niego na tylne siedzenie. Chwycil ja za reke. Odwrocila sie do niego. Otworzyla szeroko oczy ze zdziwienia. A przeciez sama sie o to prosila. Ile mozna dokuczac powaznemu mezczyznie, usmiechajac sie w taki sposob?
Udalo mu sie trzymac od niej z daleka. Wiedzial, ze ich zwiazek nie moglby byc udany, gdyby nie odzyskal jej szacunku. Ulozyl cala liste rzeczy, ktore zamierzal jej zaprezentowac. A wiec opanowanie, odpowiedzialnosc, powage, dojrzalosc, uczciwosc – wszystko to, co mialo dla Molly duze znaczenie. Dla niego zreszta tez. Obiecal sobie, ze zostawi ja w spokoju, dopoki nie udowodni jej, ze sie zmienil.
No i udowodnil. Zachowal sie jak dzieciak i utknal na zjezdzalni! Wszystko ulozylo sie zupelnie nie tak, jak tego pragnal. Dzialal pod wplywem impulsu. Bawili sie, a Dylan byl taki szczesliwy. Rzucil wyzwanie prawom fizyki i przegral.
Wiedzial, ze nie powinien tego robic, wiedzial tez, ze popelnil blad, calujac Molly. Ale wszystko potoczylo sie inaczej.
Kiedy dotknal jej warg, zarzucila mu rece na szyje. Wyszla na spotkanie jego pocalunkom, jakby niecierpliwie czekala na moment, gdy bedzie mogla doprowadzic go do szalenstwa.
Jej usta mialy niezwykly smak. Byly slodkie, subtelne, miekkie. Opanowalo go pozadanie. Dylan ziewal w samochodzie, otulony kocykiem, obojetny na to, co sie dzialo obok. Jakis samochod przejechal kolo nich, swiatla migaly, ludzie mijali ich, spieszac do domu. A Molly oddawala mu pocalunki. Flynn nie potrafil zrozumiec, jak tak niewinnie wygladajaca kobieta moze doprowadzic go do takiego szalenstwa. Nie wiedzial i nie chcial wiedziec. Molly potrafila zmieniac sie w zywy ogien, jesli tylko tego chciala. Przy niej mozna bylo uwierzyc, ze jest sie dla niej wszystkim.
Zaczerpnal powietrza. Ona tez. Drzaly jej powieki. Nagle pociemniale jak noc oczy spoczely na jego twarzy.
– Myslisz, ze w taki sposob zmusisz mnie do milczenia? – zazartowala.
– Nie. Nie obchodzi mnie to. Niech caly swiat sie dowie, jaki ze mnie idiota.
– Tak dawno mnie nie calowales.
– Ale bardzo chcialem. Tylko… – zawahal sie. – Do diabla, czyzbym znowu zachowal sie jak jakis niedomyslny kretyn? Myslalas, ze cie nie pragne? – Nie odpowiedziala, ale widzial wyraz jej oczu. – Nie! – niemal krzyknal. –