Szalalem, myslalem o tobie, pragnalem ciebie. Ale nie probowalem zblizac sie do ciebie. Po prostu…
– Po prostu co, Flynn?
Czul sie jak schwytany w pulapke. Nie potrafil wyjasnic, ze pragnie jej szacunku, bo same slowa nic nie znacza – zamierzal albo go zdobyc, albo przegrac. Nigdy nie potrafil otwarcie mowic o uczuciach, ale chyba musi sprobowac.
– Widzisz, przespalismy sie ze soba i balem sie, ze bedziesz tego zalowac. Nie chcialem, zebys z tego powodu czula sie nieszczesliwa. I chcialem ci cos udowodnic.
Dotknela jego policzka. Na jej twarzy malowala sie powaga.
– Co chciales mi udowodnic? – zapytala.
– Ze mozesz mi zaufac. Uniosla brwi.
– Czy ty chcesz mnie obrazic, Flynn? Nie kochalabym sie z toba, gdybym nie miala do ciebie zaufania. Nie jestem taka lekkomyslna.
– Oczywiscie, ze nie. Nie to chcialem powiedziec… – Przesunal dlonia po wlosach. – Wiesz co, rozmowa na ten temat na parkingu jest po prostu szalenstwem. Poza tym musze polozyc tego potwora spac. Chodz do mnie.
Zawahala sie przez chwile.
– Dobrze.
Jej samochod stal na parkingu, ale Flynn byl pewien, ze sprawa transportu nie byla przyczyna wahania Molly. Nie powinna sie martwic. Nie posuna sie dalej poza pocalunki. Musza porozmawiac. Powaznie porozmawiac.
Jazda do domu, a potem przygotowanie do snu Dylana daly mu czas na zebranie mysli. Nie byl pewien, dlaczego Molly przespala sie z nim. Nie pragnal z nia krotkiego, przelotnego zwiazku. Nie chcial jej skrzywdzic.
Przygotowal sobie dokladnie cala przemowe. Ale zanim zdazyl przewinac, nakarmic i uspic Dylana… prawie wszystko zapomnial. Gdy zszedl na dol, zobaczyl, ze Molly nie tracila czasu. Rozpalila w kominku i przygotowala cos do picia. Siedziala na dywanie z kieliszkiem w reku, oswietlona blaskiem plomieni.
Wygladala cudownie. Serce zaczelo mu bic szybciej. Zakiet od kostiumu powiesila na krzesle, zdjela buty i wyciagnela wygodnie nogi. Miala na sobie jedwabna kremowa bluzke, delikatna jak jej skora. Waska spodnica opinala jej smukle biodra i odslaniala dlugie nogi. W powietrzu unosil sie zapach perfum i plonacego drzewa.
Usmiechnela sie na jego widok.
– Polozyles go wreszcie?
– Tak. Przez jakis czas bedzie spokoj. Molly, musimy porozmawiac – rzekl stanowczo.
Skinela glowa i wskazala mu miejsce obok siebie na dywanie.
– Pewnie, ze musimy. Martwie sie o ciebie.
– Martwisz sie?
– Oczywiscie! Od jakiegos czasu wygladasz strasznie – smutna twarz, zadnych usmiechow, powazny jak grabarz. Dopiero dzis troche sie uspokoilam, gdy uslyszalam twoj smiech u McDonald'sa. Cos cie meczy, a ja nie wiem, co. Najlepiej bedzie, jak mi opowiesz o wszystkim.
Byl zupelnie oszolomiony. Jesli Molly uwaza jego powage i odpowiedzialnosc za chorobe, to ta rozmowa chyba nie ma najmniejszego sensu. Przez caly tydzien probowal wywrzec na niej wrazenie, zachowujac sie jak wzorowy, porzadny biznesmen. Nie udalo sie. Nie ma innego wyjscia, jak wrocic do dawnej postaci.
– Chyba masz racje. Cos mnie meczylo. I meczy nadal. Ciagle sie boje, ze cie skrzywdze.
Popatrzyla na niego z uwaga.
– Dlatego, ze sie kochalismy?
– Tak. To tez. Mol… Ile razy spalas z facetem, nie wiedzac, ze wasz zwiazek bedzie trwaly i zakonczy sie malzenstwem?
– Nigdy – przyznala.
– Sama widzisz. Nagle pojawia sie typ, ktory rak od ciebie nie moze oderwac. Nie wycofalem sie dlatego, ze nie chce sie z toba kochac. Wiesz, ze to nieprawda. Nie chce, zebys czula sie zmuszona do czegos, co moze ci nie odpowiadac.
– Przeciez nie zmuszales mnie do niczego, Flynn. Owszem, kradles pocalunki, ale gdy tylko mowilam: nie, nie nalegales. – W swietle ognia jej wlosy wygladaly jak zlocisty jedwab, a oczy pelne byly ciepla. – Myslisz, ze tu chodzi tylko o pociag fizyczny?
– Nie wiem. I nie mam zamiaru dociekac.
Jakis blysk pojawil sie w jej oczach i wywolal w nim drzenie.
– Myslisz, ze nie moglabym cie pokochac, McGannon?
– Gdy flirtowalismy na poczatku, nie moglem ci wyrzadzic zadnej krzywdy. Niczego nie ryzykowalas. Bylas taka niesmiala, zamknieta w sobie. Patrzac na ciebie i obserwujac, jak w miare uplywu czasu zaczynasz byc coraz bardziej pewna siebie, oddajesz pocalunki, krecisz biodrami…
– Nie robie tego.
Usmiechnal sie po raz pierwszy od poczatku rozmowy.
– Robisz, robisz. Sprawia mi to zreszta przyjemnosc. Cieszylem sie, ze nabierasz odwagi i pewnosci siebie. Tylko ze ja zawsze myslalem o tym, by nikogo nie skrzywdzic i by nikt nie musial placic za moje bledy. Moj tata… On zawsze zrzuca wine na kogos innego i kaze mu placic za siebie.
– A ty myslisz, ze jestes taki jak on?
– Mam nadzieje, ze nie. Ale ty pewnie tak sadzisz. Zblizylismy sie do siebie w najgorszym momencie. Wiesz, ze z Virginia spedzilem tylko jedna noc. Jej rezultat spi w moim domu. Widzisz, ile mam klopotow z Dylanem, ale ustawicznie pragniesz mi pomagac. Naprawde nie rozumiem, dlaczego to robisz, bo ja nie mam ci nic do ofiarowania.
– Jestes zbyt surowy dla siebie, Flynn.
– Po prostu staram sie byc szczery wobec ciebie.
– Zgoda. Ja tez bede szczera. Masz zlote serce. I wyobraznie, ktora wykracza poza zwykle ramy. Wystarczylo, ze tylko cie obserwowalam, a pozwolilo mi to sie zmienic. Twoja odwaga, hart ducha, smiech, otwartosc. Bierzesz z zycia wszystko. A poza tym jestes wspanialym kochankiem.
– Mol…
– Teraz ja mowie. Nie przeszkadzaj mi.
Ale nie mowila juz nic wiecej. Przytulila sie do niego i popchnela lekko, a gdy upadl na dywan, zaczela go calowac.
Piescila go delikatnie koniuszkami palcow i wargami. Mogl ja jeszcze powstrzymac. Jeszcze tyle mial jej do powiedzenia. Nie byl pewien, czy powinien wspomniec o wspolnej przyszlosci, o obraczkach, i nadal nie wiedzial, czy Molly chcialaby o tym sluchac. Najwazniejsze jednak bylo to, by uwierzyla, ze ja kocha. Nie chcial, by kiedys wspominala z rozzaleniem czas z nim spedzony.
Nie byl w stanie oddawac sie dluzej tak powaznym rozmyslaniom. Molly byla jak ogien, nie do opanowania.
– Pokocham cie, jesli tego zechce, Flynn. Stale popelniasz jakies bledy. Jestes slepy jak kret. A ja nie lubie glupcow. Slyszysz?
– Tak, Mol.
– Jestes czasami taki denerwujaco niesmialy. Zdejmij koszule. Myslisz, ze mnie dobrze znasz. Ty nie decydujesz, co mnie moze zranic. Wcale mnie o to nie pytasz. Myslisz, ze jestem na tyle niemadra, zeby nie wiedziec, czego chce?
– Alez skad – wykrztusil.
– To nie mow juz nic wiecej, tylko mnie kochaj. – Pocalowala go znowu i zmusila, by przestal myslec o czymkolwiek poza nia.
Jak przystalo na ksiegowa, z niesamowita dokladnoscia piescila kazdy kawalek jego ciala. Oplotla go nogami i piescila w rytm uderzen jego serca.
Ach, te jej oczy. Zamknela je. Dlugie rzesy rzucaly cien na policzki. Gdy w nia wszedl, otworzyla powieki i Flynn ujrzal w jej oczach przekorny usmiech. I dume. Dume z tego, ze jest kobieta i moze sie mu ofiarowac.
Ale najbardziej zachwycila go milosc, jaka widzial w jej oczach. Kochala go. Nie mogl w to watpic, bo milosc plonela w niej jak ogien i wypelniala go calego. Kiedys bal sie takiej bliskosci, a teraz tez czul lek, bo w glebi