mieszkaniach w miescie. Z tylu domu jest las i strumyk. Duzo pracuje w domu, wiec musialem unowoczesnic pewne rzeczy…
– Widze. – Molly z trudem utrzymywala wiercacego sie malucha, ale nie przeszkadzalo jej to rozejrzec sie dookola. I znowu w jej oczach pojawily sie iskierki rozbawienia. – Ja cie nie krytykuje, Flynn. To bardzo romantyczne miejsce, wprost idealne dla nietypowego marzyciela.
– Nie jestem romantykiem!
– O, przepraszam. Czyzbym cie urazila? Musze zapamietac, by juz nie uzywac w stosunku do ciebie takich okreslen. Maly jest niespokojny. Chyba powinienes przyniesc pieluszki.
Flynn wniosl cale zakupy do mieszkania i staral sie ulozyc je jakos, by nie robic balaganu. Przez caly czas slyszal, jak Molly przemawia do dziecka milym, cieplym glosem, zupelnie innym od tego, jakim mowila do niego przez cale popoludnie.
Mial nadzieje, ze spodoba sie jej to miejsce. On je bardzo lubil. Jego zdaniem bylo idealne. Najwiekszy pokoj uzupelnil drewnianymi belkami i swietlikiem, kupil trzy olbrzymie zielone kanapy i umiescil je wokol wielkiego kamiennego kominka. Nie znal sie na obrazach i drobiazgach, ale uwazal, ze i bez nich kacik wypoczynkowy prezentuje sie swietnie. Gruby bialy dywan z alpaki doskonale nadawal sie do odpoczynku przy plonacym na kominku ogniu. Wyobrazil sobie, jak cudownie wygladalaby tu Molly podczas dlugich, zimowych wieczorow.
– Wniosles juz wszystko? – zapytala, przerywajac mu slodkie marzenia.
Jej glos brzmial tak zimno, ze moglaby nim ochlodzic szampana.
– Oproznilem oba samochody… A moze chcialabys zjesc ze mna kolacje? Bardzo bym sie ucieszyl.
– Dziekuje, ale wolalabym juz isc. Alez masz wspaniala kuchnie! Jest tam wszystko, o czym mozna pomarzyc.
– Nie podoba ci sie?
– Sluchaj! Nie mysl, ze ci dokuczam. Naprawde masz wspanialy dom. Fantastyczny. I tak bardzo do ciebie pasuje.
– Nie widzialas jeszcze pietra. Moglbym cie oprowadzic.
– Moze innym razem. No, bierz malego. – Wsunela wierzgajacego Dylana w jego ramiona. – Zmienilam mu pieluszke i naszykowalam jedzenie. Pisza, ze mozna je podgrzac w kuchence mikrofalowej, ale musisz uwazac, by nie bylo za gorace.
Popedzila w strone drzwi wyjsciowych.
– Na pewno nie chcesz zostac na kolacji?
– Na pewno.
– Molly, poczekaj! – Dylan uderzyl go piastka w ucho tak, ze Flynn zobaczyl wszystkie gwiazdy. – Tak sie ciesze, ze mi pomoglas. Doceniam to i dziekuje.
– Nie ma za co.
Flynn postawil dziecko na podlodze, bo mial wrazenie, ze trzyma w ramionach weza. Dylan natychmiast opadl na kolana i ruszyl na wedrowke.
Molly trzymala reke na klamce, gotowa uciec przed Flynnem, tak jak to zrobil przed chwila maly.
– Mam wrazenie, ze nie czujesz sie przy mnie swobodnie – zauwazyl Flynn. – A ja nie wiem, co mam ci powiedziec, jak to wszystko naprawic. Przeciez nigdy dotad nie mielismy trudnosci z porozumiewaniem sie…
– I nadal nie mamy zadnych trudnosci. Nie rozumiem, dlaczego cos mialoby sie zmienic. Praca to praca.
– Praca – powtorzyl. – Dzis po poludniu w biurze nie mowilismy tylko o pracy. Wiem, ze to wizyta Virginii zmienila wszystko… i nie mam do ciebie pretensji, ze mnie zbyt surowo osadzilas.
– Nikogo nie osadzilam – zawolala pospiesznie Molly.. Flynn widzial, jak z trudem przelyka sline. W koncu odwrocila sie do niego. Nie puscila klamki, ale jej glos nie byl juz taki szorstki. – Masz racje, cos nas zaczelo laczyc. A ja nie wiem, czy tak powinno byc. To wszystko, co sie dzisiaj zdarzylo, uswiadomilo mi, ze nie znam cie zbyt dobrze.
– Jestes zdenerwowana z powodu Dylana, co doskonale rozumiem. Ale przeciez ja nawet nie wiem, czy to naprawde jest moje dziecko…
– Tu nie chodzi o dziecko. To znaczy, nie tylko. Nie chcialabym nikogo osadzac za tego rodzaju winy. Wszyscy popelniamy bledy, a ten jest szczegolnie czesty i stary jak swiat. – Zawahala sie. – Ale jesli podobaja ci sie takie kobiety jak Virginia, to nie moge miec z toba nic wspolnego. Pewne wartosci sa ci chyba obce.
– Stracilas dla mnie szacunek.
– Tak. Chyba tak to mozna okreslic. – Molly byla bolesnie szczera. – Nielatwo z toba pracowac, Flynn. Jestes halasliwy i uparty, a poza tym uwazasz, ze wszyscy powinni robic to, co im kazesz. Ale masz wielkie serce, jestes bardzo inteligentny i zawsze starasz sie wysluchac innych. Od pierwszego dnia bardzo cie podziwialam i szanowalam. Bardzo szanowalam.
Flynn natychmiast pominal niemile uwagi o uporze i halasliwosci. I tak Molly z czasem znalazla w nim cos pozytywnego. Nie znosil potakiwaczy i lizusow, a ona do nich nie nalezala.
Co innego szacunek. Nawet nie przypuszczal, ze taki byl jej stosunek do niego. Teraz w jej glosie slyszal zal, a to bardzo go bolalo.
Instynktownie zrobil krok w jej strone. Chcial wziac ja w ramiona i wszystko wytlumaczyc. Kiedy przedtem ja calowal, wszystkie nieporozumienia miedzy nimi znikaly. Ich zwiazek byl coraz bardziej intymny. Ogarnialo go obce mu dotad uczucie przynaleznosci i mial swiadomosc, ze juz nigdy z nikim innym go nie zazna. Moze gdyby teraz ja pocalowal…?
Ale wyraz jej oczu powstrzymal go. Nie cofnela sie, nie poruszyla sie nawet, ale patrzyla na niego wzrokiem, w ktorym byl bol. Moze i poddalaby sie jego pocalunkowi, ale nie byloby w nim pragnienia. A przeciez on chcial, zeby Molly go pragnela.
Wsunal rece do kieszeni, jakby chcial opanowac chec dotkniecia Molly.
– To jeszcze nie koniec tej historii. Nie mielismy czasu porozmawiac i chcialem ci wytlumaczyc…
Szybko potrzasnela glowa.
– Nie musisz niczego mi wyjasniac. Wiem, ze cale twoje zycie dzis sie calkowicie zmienilo. Ale to samo stalo sie z zyciem Dylana. Kochaj go, Flynn. A teraz naprawde juz musze isc. Zobaczymy sie jutro w pracy.
Zamknela za soba drzwi tak cicho, ze Flynn nie uslyszal nawet trzasku zamka. Po prostu zniknela. Tak szybko jak blyskawica, zostawiajac go ze scisnietym gardlem.
Nagle uslyszal, ze cos spadlo. Odwrocil sie pospiesznie i wbiegl do salonu. Lampa stojaca przy jego ulubionym fotelu lezala na ziemi, obok poniewieral sie pognieciony i podarty abazur. To moglo stac sie przypadkowo, ale Flynn podejrzewal jednego winowajce. Jesli malemu cos sie stalo, to pewnie palnie sobie w leb. Z drugiej strony, jak takie niewielkie stworzenie bylo w stanie przewrocic prawie dwumetrowa, ciezka lampe?
Nagle przerazila go mysl, ze ten maly potwor mogl narazic sie na nastepne niebezpieczenstwo. Rozejrzal sie dookola i omal nie dostal ataku serca.
Molly miala racje, ze jego dom nie jest typowy. Pozbawione poreczy schody wiodly na pietro. Znajdowaly sie tam dwie sypialnie. Trzecia przerobil podczas remontu na biuro, wyburzajac jedna ze scian, i zamknal balkonem wychodzacym na salon.
Malec byl juz na gorze. Wspial sie na ostatni schodek i, chwyciwszy sie barierki balkonu, probowal stanac na nozki.
Jego okragla pupka obciazona pieluszka chwiala sie niebezpiecznie i wydawalo sie, ze zaraz przewazy i dziecko runie w dol schodow.
Flynn wbiegl na gore. Ujrzawszy jego przerazona twarz, Dylan wydal z siebie dzwiek przypominajacy smiech. Flynn nie mogl uwierzyc wlasnym uszom.
Usiadl na stopniu i wyciagnal rece, by go przytrzymac. – Lubisz niebezpieczenstwo? Hazard? Ryzyko?
Dzieciak rozesmial sie jeszcze glosniej. Flynn poczul sciskanie w piersi. Trzymal juz dzisiaj Dylana na reku, ale po raz pierwszy byl z nim sam na sam. Przedtem, gdy tylko spojrzal na czupryne rudych wlosow i brzydka twarzyczke, mial wrazenie, ze cos w nim peka i natychmiast odwracal wzrok. Teraz poczul wzruszenie.
– Ktorys z nas musi wpasc na sposob, jak cie nakarmic. A potem poszukamy jakiegos przytulnego miejsca, by polozyc cie spac. Mam jednak przeczucie, ze zadna z tych rzeczy nie bedzie latwa.
Dylan rozesmial sie znowu, jakby cala ich rozmowa byla jakims zartem.
Flynn nie usmiechal sie, a dzieciak zupelnie nie odczuwal leku. Ani przed nim, ani przed wysokoscia, ani niebezpieczenstwem. Moze ruda czupryna i rysy twarzy nie byly dla niego dostatecznym dowodem, ale charakter malego powodowal sciskanie w zoladku.