wrzucila je do ognia. Spojrzal na nia z glebokim wyrzutem.

– No coz – wyciagnal wygodnie nogi – chyba tepiej, ze go przegonilas, zanim zdolal sie zblizyc. Zwlaszcza, jesli mu nie ufalas.

– Nigdy nie twierdzilam, ze mu nie ufam. – Sara rzucila sie na krzeslo smiertelnie zmeczona. Dokuczala jej rana na nodze i przygnieciony paznokiec. Wszystko ja denerwowalo i nie umiala okreslic przyczyny tego stanu. – Zaufanie nie ma nic do tego, Maks. Na litosc boska! Szuka mnie policja, sedzia w Detroit pozbawil mnie praw rodzicielskich. Moge ufac Jarlowi, jak nikomu na swiecie, ale nie pozwole, zeby mieszal sie w to wszystko.

– A wiec nie powiedzialas mu?

– Oczywiscie, ze nie.

– Moze powinnas.

– Nigdy – Sara stanowczo potrzasnela glowa.

– Nigdy to jedno z tych bardzo niebezpiecznych slow. Ta wyspa nie jest dobrym miejscem na staly pobyt, Saro. Wiemy o tym dobrze. Bede ci pomagal, dopoki bede mogl, aleja sie starzeje i musisz to wziac pod uwage. Musisz miec do pomocy kogos innego.

– Nic ci nie bedzie – gwaltownie powiedziala Sara. – Nie pozwole, zeby cos ci sie stalo.

– A Kip? Co bedzie, jesli rozboli go zab lub skreci noge? Albo…

– Kipowi nic zlego sie nie przydarzy. Nie pozwole, uchronie go przed wszystkim – Sara sama slyszala, jak rozpaczliwie to brzmialo, i zamilkla. Spojrzala w kierunku schodow, a potem znow na Maksa.

– Co sie z toba dzieje? Wiesz, ze nie moge nic powiedziec Jarlowi. Nikomu. Zawsze to powtarzales.

– Wiem, mala – Maks nie odrywal wzroku od jej twarzy. – Moze sie mylilem. Moze nigdy nie potrafilem przewidziec sytuacji, w ktorej wszystko moze wygladac inaczej, kiedy ktos cie pokocha i bedziesz mogla mu zaufac.

– Maks – powiedziala blagalnie. – Jar! nie moze mi pomoc. Nikt nie moze. Nie mam prawa prosic kogokolwiek, zeby dzielil ze mna takie zycie. Zapomniales? Sprawiedliwosc skazala mojego syna na przebywanie z szalencem. Mialam adwokatow, swiadectwo psychiatry i to niczego nie zmienilo.

– Kochanie, wiem o tym – powiedzial lagodnie. Chapmanowie maja pieniadze i wladze, ale nie kupia kazdego sedziego. Jesli bedziesz miala po swojej stronie kogos, kto niewzruszenie bedzie trwal przy tobie…

Potrzasnela glowa. Nie chciala mieszac w to Jarla. Chapmanowie zniszczyliby rowniez jego. Cale jego bezpieczne zycie rozlecialoby sie na kawalki.

Rodzice Dereka mogli zrobic wszystko, co chcieli. Ale nie chcieli uchronic malego chlopca przed swoim chorym synem. Rzadko myslala o nocy, kiedy wykradla Kipa. Teraz jednak dopadly ja wspomnienia. Wybrala wieczor, kiedy tesciowie wyszli z domu, a Derek odsypial swoje „nastroje'.

Mimo znajomosci systemu zabezpieczajacego, dostanie sie do domu stanowilo jeden wielki koszmar, jednak najgorszy byl moment, w ktorym znalazla Kipa. Wtedy dotarlo do niej, ze czekala za dlugo. Chlopiec siedzial nie w lozku, tylko w szafie. Tkwil skulony, nie potrafil wykrztusic z siebie slowa, tylko z nieopisanym przerazeniem zarzucil jej rece na szyje.

Odepchnela od siebie to wspomnienie. Spojrzala na Maksa. Zawsze trzymal jej strone nie dlatego, ze miala racje, lecz dlatego, ze ja kochal.

Podniosla sie i pocalowala go w czolo.

– Mozesz przestac sie martwic – powiedziala – Nie potrzebuje Jarla, Maks. Sama sobie poradze.

Rozdzial 7

Dwa dni pozniej Jarl przycumowal lodz i ruszyl w kierunku domu na wyspie.

Sary nie bylo, ale mnostwo sladow wskazywalo, ze wraz z Kipem niedawno opuscili to miejsce. Poszedl w kierunku brzoskwiniowego sadu. Drzewa uginaly sie pod ciezarem owocow. Juz tylko tydzien do zbiorow. Rozejrzal sie, ale nadal nie bylo ich widac.

W polowie drogi do niewielkiej wydmy zauwazyl pedzaca ku niemu pare drobnych nog.

– Jarl, gdzie byles?

– Czesc, maly. – Kip byl caly w piasku. Jarl zlapal go na rece.

– Gdzie mama?

Kip machnal reka w kierunku plazy.

– Mialem tyle pytan, a ciebie nie bylo – poskarzyl sie.

– Ale teraz jestem. Pytaj. – Jarl szedl pospiesznie we wskazanym kierunku.

– Czy wiewiorki potrafia plywac?

– Nie.

– To skad sie wziely na wyspie, jesli nie potrafia?

– Na jeziorze jest mielizna, Kip. A zima woda jest tam tak plytka, ze calkowicie zamarza i wtedy mozna tamtedy przejsc.

– Dobrze, mam jeszcze jedno, bardzo wazne pytanie. Mial ich znacznie wiecej i Jarl na kazde odpowiadal cierpliwie. Jednak, kiedy z daleka ujrzal Sare, prawie zaniemowil z wrazenia.

– Jak twoj zolw, maly?

– Swietnie. Chcesz, zebym go przyniosl?

– Oczywiscie. – Chlopiec wydostal sie z jego ramion i pobiegl w innym kierunku.

Sara lezala na piasku ubrana w dzinsy i czerwona bluzke. Serce Jarla bilo coraz mocniej. Wiedzial, dlaczego tesknil cztery dni. Wiedzial takze, dlaczego wrocil.

Staral sie stapac bezszelestnie, nie chcial, zeby go uslyszala. Pragnal nasycic sie jej widokiem. Znow wygladala jak mala, bezbronna dziewczynka. Na jej skroniach swiecily kropelki potu.

Kiedy zatrzymal sie nad nia, poruszyla sie, otworzyla na chwile niebieskie, lekko nieprzytomne oczy. Wpatrywal sie w nia uwaznie. Sara spala. Nie byla to drzemka ani opalanie sie. Chociaz Kip plywal jak ryba, nigdy nie pozwalala mu zblizac sie do wody, gdy nie mogla pilnowac go przez caly czas. Sen w takiej sytuacji byl czyms niezwyklym.

Gdy uswiadomila sobie obecnosc Jarla, natychmiast usiadla. Przygotowany byl na gniew, zlosliwosci i odrzucenie, ale ona wpatrywala sie w niego bez slow. Widzial, ze jej spojrzenie pelne jest milosci i po raz pierwszy od kilku dni odetchnal z ulga.

Sara patrzyla, jak mezczyzna siada obok niej, mruzac oczy przed blaskiem slonca. Nagle poczula sie znowu senna i rozleniwiona. Wyciagnela noge, starajac sie zignorowac przejmujacy bol w kostce. On tu byl, chociaz nie powinien. Nie chciala tego. Myslala, ze to wszystko – stresy, wyczerpanie, niepokoj, bezradnosc i pozadanie – jest juz poza nia. Gdyby tylko nie wracal, ale wrocil.

Z powodu upalu tetno jej bilo nierownym rytmem. Przez caly dzien upal wyczynial z nia dziwne rzeczy. Czula sie nieswojo. Nic nie bylo normalne, takie jak trzeba, a teraz nagle poczula sie swietnie, jakby spadl jej z serca olbrzymi ciezar.

– Bylam pewna… – poczula, ze zaschlo jej w gardle. Patrzyla na wode, w ktorej odbijalo sie slonce. – Bylam pewna, ze nie wrocisz.

– Zawsze wracam. Potrzebowalem tylko troche czasu, zeby przestac sie na ciebie wsciekac.

– Wsciekac? – Nie slyszala w jego glosie zadnego gniewu.

Zamierzal przeprowadzic dluga, powazna rozmowe, ale zdawal sobie sprawe, ze Kip nie bedzie szukal zolwia wiecznie.

– Nie wiedzialem, co zrobic, nainen… Odkad cie spotkalem, nie wiem takze, jak poradzic sobie z toba. W moim zyciu wszystko jest logiczne i uporzadkowane. I nagle zjawia sie kobieta, ktora sprawia, ze znow czuje sie jak zakochany smarkacz. Kobieta, ktora jest uparta jak osiol. Predzej zbudowalbym dom, niz sprawil, zeby sie do mnie usmiechnela. Od pierwszego dnia ta kobieta robi wszystko, zeby usunac mnie ze swojego zycia. Jestem chyba szalony, ze walcze o ciebie.

– Nie brzmi to jak wynurzenia szalenca.

Jak na razie nie powiedzial nic, co brzmialoby specjalnie rozsadnie, ale tak bylo dobrze. I to, ze lezal obok niej, tez bylo takie kojace. Tak bardzo za nim tesknila.

Вы читаете Kobieta z wyspy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату