A wiec znalezli ja. Zabiora jej Kipa. Przed jej oczami przesuwaly sie twarze Chapmanow, ich adwokatow, sedziego, wszystkie wykrzywione w ironicznym grymasie. Zaczela krzyczec.

– Saro – slyszala lagodny glos Jarla, zupelnie nie zdajac Sobie sprawy, skad on sie wzial w tym towarzystwie wrogich jej osob.

– Chce, zebyscie mi oddali syna!

– Saro, uspokoj sie, Kip czuje sie dobrze i jest z Maksem.

– Nie moze byc z Maksem! On sie boi Maksa. Oddajcie mi…

– Cicho, cicho. – Z noga na pedale gazu zaryzykowal krotkie spojrzenie przez ramie. – Lez spokojnie, Saro. Kip czuje sie dobrze. Ty tez wkrotce poczujesz sie lepiej, ale teraz musisz zachowywac sie spokojnie. Spij, kissa.

– Nie pozwol im, zeby mi go zabrali!

– Nikt ci go nie zabierze, przyrzekam..

– Obiecaj mi. Obiecaj mi.

– Przyrzekam.

Nastepna rzecza, ktora sobie uswiadomila, byly ramiona Jarla, wydobywajace ja z samochodu. Slyszala pisk opon, szmer glosow i odglosy otwieranych drzwi. Ktos probowal odciagnac od niej Jarla.

Poczula zapach alkoholu. Polozono ja na czyms zimnym i twardym, w ramie wbito igle i znow ktos probowal zabrac od niej Jarla.

Ciecie! Uslyszala, ze ktos zaciagnal zaslony, szare oczy pochylily sie nad nia i zniknely.

– Czy ona jest na cos uczulona, panie Hendriks?

– Nie mam pojecia.

– A czy miala ostatnio wszczepiona surowice?

– Nie wiem.

– W porzadku. Obok jest poczekalnia. Teraz musi pan wyjsc. I niech pan wezmie formularze z recepcji.

Znowu probowali to zrobic. Jej palce zacisnely sie wokol jego przegubu. Probowala powiedziec glosno jego imie, ale nie mogla. Nie pozwoli mu odejsc. Przywykla juz do koszmarow i bolu, strachu i poczucia beznadziejnosci. Nie mogla nic zrobic, ale nie pozwoli mu odejsc.

– Musi pan wyjsc, panie Hendriks.

Sara czula, ze ma mu tak wiele do powiedzenia. tysiace rzeczy, z ktorych zadna nie mogla czekac. Tak trudno bylo jednak cos wykrztusic.

– Kocham cie – wyszeptala. Polozyl reke na jej czole.

– Ja tez cie kocham. Wszystko bedzie dobrze, Saro. Myslisz, ze pozwolilbym, zeby cie spotkalo cos zlego?

– Panie Hendriks, nie mozemy rozpoczac, dopoki nie dopelni pan formalnosci.

Rozluznil jej uscisk na przegubie.

– Nie, Jarl. Nie wypelniaj zadnych formularzy. Nie mow im, jak sie nazywamy. Wez Kipa. Nie moge tu zostac. Musze sie stad wydostac. Musze…

Obudzila sie mowiac wciaz to samo.

– Musze sie stad wydostac. Wez Kipa. Na litosc boska, wez Kipa.

– Mam go, nainen. I mam ciebie. Wszystko w porzadku. – Jarl podniosl sie z fotela, zeby nacisnac guzik znajdujacy sie nad jej glowa.

Na zewnatrz krolowala gleboka, ciemna noc, w pokoju zas bylo przerazliwie jasno.

Pielegniarka wkroczyla do pokoju, rzucajac Jarlowi nieprzychylne spojrzenie.

– Widze, ze pacjentka nie spi – powiedziala ostroznie, jakby znalazla sie w klatce z drzemiacymi tygrysami.

– Ona cierpi. Niech jej pani pomoze.

– Juz panu tlumaczylam, panie Hendriks. Nie mozemy nic zrobic, dopoki tetno sie nie ustabilizuje.

– A jak jest teraz?

– Coz, juz w porzadku.

– No wlasnie. Prosze dac jej jakis srodek przeciwbolowy, albo wezwe lekarza.

Pielegniarka wygladala tak, jakby chciala cos powiedziec, ale najwyrazniej rozmyslila sie i wyszla. Sara wpatrywala sie w niego.

– Nic nie mow, kissa – podszedl do niej i niezrecznie poprawil poduszke.

– Musimy porozmawiac – powiedziala niewyraznie… – Jarl, pomoz mi sie stad wydostac. Nie moge tu zostac.

– Kochanie, w tej chwili nie mozesz byc w zadnym innym miejscu. Moze jutro, lecz dzis jeszcze nie. Wkrotce zabiore cie do domu, lecz juz nigdy nie bedziesz golila sobie nog, slyszysz?

– Podales im moje nazwisko?

– Jasne, ze tak. Dla nich nazywasz sie Jane Smith. Sam nie wiedzial, dlaczego sklamal. Bylo to wbrew jego zasadom. Jednak wypelniajac formularz wpisal falszywe nazwisko i wymyslony numer prawa jazdy.

Nie powiedzial prawdy, poniewaz Sara prosila o to, gdy byla jeszcze przytomna.

Teraz patrzyl na nia, tak bardzo blada i bezsilna, jak usiluje wykrzesac z siebie odrobine energii.

– Musimy isc do Kipa.

Znow zaczal tlumaczyc lagodnie i uspokajajaco.

– Z Kipem wszystko w porzadku. Wypuszcza cie za dwadziescia cztery godziny, jesli teraz bedziesz odpoczywac.

– Dwadziescia cztery godziny? Nie! – Zlapala go rozpaczliwie za reke. – Pomoz mi.

– Kochanie.

– Musze sie stad wydostac. Musze wracac do Kipa. To nie moze czekac, a nie poradze sobie bez ciebie. Jarl, prosze, pomoz mi.

– Nainen, wlasnie opuscilas sale operacyjna.

– Prosze!

– Nie ma mozliwosci, zebym wydostal cie stad w tym stanie i w dodatku o trzeciej nad ranem.

– Prosze – znow powtorzyla jak automat.

Poczul sie zmeczony i poirytowany. Odnosil wrazenie, ze rozmawia z jej czteroletnim synem, ktory w dziecinnie egoistyczny sposob nie przyjmuje zadnych argumentow. Jednak nie mogl zniesc jej blagalnego, zrozpaczonego spojrzenia.

Podszedl do metalowej szafki, w ktorej lezalo jej ubranie.

– Wydostane cie stad.

– Teraz?

– Teraz. Zaopiekuje sie twoja cholerna wyspa, a kiedy to juz sie skonczy…

Nigdy dotad nie widziala go tak rozwscieczonego. Kiedy jednak pochylil sie nad nia, zeby ja pocalowac, zrobil to czule i delikatnie.

To jej wystarczylo. Zamknela oczy.

Rozdzial 8

– Ejze – Jarl powstrzymal rozpedzonego malca.

– Chce do mamy, Jarl.

– Wiem, maluchu, ona tez chce cie zobaczyc. Ale ma na nodze powazna rane i trzeba obchodzic sie z nia bardzo ostroznie. Kazdy, kto nie bedzie zachowywal sie spokojnie i grzecznie, do konca zycia bedzie jad! tylko makaron, jasne?

Jarl puscil wyrywajacego sie chlopca, wskazujac mu palcem sypialnie na koncu korytarza. Kip pobiegl w tamtym kierunku, a Jarl przygladal sie staremu czlowiekowi, wciaz stojacemu w drzwiach.

– Wejdz, prosze.

– Maly bardzo chcial ja zobaczyc.

– Tak, widzialem.

Вы читаете Kobieta z wyspy
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату