Maks niepewnie przekroczyl prog domu, mnac w rekach czapke. Mial powody, by czuc sie nieswojo. Tego popoludnia, kiedy Sara stracila przytomnosc, Maks przybyl na wyspe w chwili, gdy Jarl niosl ja do swojej lodzi. Po raz drugi ktos wzial Jarla na muszke. Jednak tym razem byl to mezczyzna, ktory wiedzial, jak obchodzic sie z bronia.
Gdyby Jarl mial troche czasu, zdolalby wszystko wyjasnic. Ale nie mial. Byl zdecydowany zawiezc Sare do szpitala i nikt nie mogl mu w tym przeszkodzic.
Doszli do porozumienia po krotkiej sprzeczce zwiazanej z Kipem. Jarl chcial go zabrac, gdyz maly najwyrazniej obawial sie Maksa. Jednak stary czlowiek zdolal go przekonac, ze bedzie lepiej, jesli on wezmie dziecko.
Dopiero pozniej Jarl uswiadomil sobie to, co bylo oczywiste. Przeciez to Maks byl czlowiekiem od golebi, ktory dostarczal zywnosc na wyspe i wiedzial o wszystkim. To on znal odpowiedzi na wszystkie pytania gnebiace Jarla, ale wtedy nie bylo czasu, zeby je z niego wydostac.
Teraz nadszedl czas i stary z pewnoscia zdawal sobie z tego sprawe, gdyz uparcie nie patrzyl Jarlowi w twarz.
– Jak ona sie czuje?
– Skoro Kip jest tutaj, to prawdopodobnie lepiej – odpowiedzial sucho Jarl.
– Sprawia klopoty?
– To lagodnie powiedziane. Zachowuje sie jak jedza, nikogo nie slucha i sprawia wiecej klopotow niz dziesiec przecietnych kobiet.
Maks zachichotal i podrapal sie po brodzie.
– Ona nie lubi byc od czegokolwiek zalezna.
– W ogole nie dopuszcza do siebie takiej mysli.
– Jarl odwrocil sie i siegnal po dzbanek z kawa.
– Lubisz mocna?
– Im mocniejsza i bardziej czarna, tym lepsza.
– Wlasciwie to nic sie nie zmienilo. Doktor zabronil jej chodzic przez najblizsze trzy dni. Rana zagoi sie szybko. Ale jest jeszcze bardzo slaba, wczoraj przespala prawie caly dzien. Jednak kiedy nie spi, przydaloby sie trzymac ja pod kluczem. Dobrze, ze wreszcie zobaczyla Kipa.
– Mimo wszystko lepiej bedzie, jesli zabiore go jeszcze na pare dni.
Jarl wreczyl Maksowi kubek i potrzasnal glowa.
– Najgorsze ma juz za soba. Poradze sobie z nimi, ale bylbym ci wdzieczny, gdybys poplynal na wyspe i przywiozl pare ubran.
– Jasne. Masz niezla chalupe.
Maks wycofal sie do pokoju na tylach domu.
Stanowil on pewnego rodzaju atrium, w ktorym Jarl hodowal miniaturowe drzewa w doniczkach. Dom zbudowany byl z surowego drewna i szkla, przestronny i bezpretensjonalny.
– Odpowiedni dla mezczyzny – zauwazyl Maks.
– Czuje sie przestrzen. Podszedl w kierunku schodow.
– Co jest na gorze?
– Na poddaszu sypialnia i lazienka. A za podwojnymi drzwiami komorka z narzedziami i jeszcze jedna sypialnia.
– Wszystko, czego potrzeba mezczyznie i jeszcze wiecej. Czy Sara widziala kuchnie? – Spojrzenie Maksa powedrowalo w strone pomieszczenia, w ktorym stal prosty cedrowy kredens. – Zaden mezczyzna nie lubi duzej ilosci sprzetow w swojej kuchni.
– Zagrozilem Sarze ciezkimi klopotami, jesli opusci sypialnie. Tej nocy, kiedy przywiozlem ja ze szpitala, ledwie wiedziala, jak sie nazywa. Coz, widziala to wszystko, ale nie sadze, zeby cos pamietala. Czy skonczylismy juz pogawedke o moim domu?
Maks wsadzil rece do kieszeni, szukajac tam nie istniejacej zapalniczki.
– Powinienem zobaczyc sie z Sara.
– Kip i Sara z pewnoscia czuja sie swietnie sami i beda sie tak czuli przez… – Jarl zerknal na zegarek – przez nastepne dwadziescia minut. Potem Sara bedzie drzemac, chociaz jeszcze o tym nie wie. A poniewaz dwadziescia minut to niewiele, lepiej zacznij juz mowic.
– Mowic?
– Wystarczy, Maks – powiedzial spokojnie Jarl. Maks nerwowo grzebal w kieszeniach.
– Gdyby chciala, zebys wiedzial…
,- Ona nie chce, Maks. Ale nic mnie to nie obchodzi. Mow.
Trzeba bylo zapalek i szklanki whisky, zeby zaczal opowiadac. Czesc z tego, co powiedzial, Jarl juz slyszal. Sara bala sie bylego meza. Rozwod niczego nie zmienil, kryla sie przed czlowiekiem, ktory nadal ja przerazal.
Natomiast Jarl nie wiedzial, ze cala ta historia dotyczyla rodziny tak wplywowej, jak Chapmanowie, ze Sara porwala wlasne dziecko i jest poszukiwana przez policje. Nie mogl takze uwierzyc, ze uznano ja za kobiete, ktorej nie mozna powierzyc syna.
– Nie wiesz nawet, co ona przeszla. – Maks wypuscil klab dymu z cygara. – Nie planowala uprowadzenia chlopca. Szla do sadu z przekonaniem, ze wygra. Miala swiadectwa lekarzy i calej sluzby pracujacej u Chapmanow. Wszyscy wiedzieli, ze Derek Chapman jest stukniety. Ale sedzia uznal, ze zeznania lekarzy sa stronnicze, poniewaz przyjaznia sie z Sara, no i Chapmanowie stwierdzili, ze to ona ma nierowno pod sufitem, podajac liczne przyklady jej braku odpowiedzialnosci. Same klamstwa, oczywiscie, ale ona przegrala. Jeszcze wtedy nie myslala o porwaniu.
jarl oparl sie o sciane, czujac sie jak ktos, kto dostal potezny cios w zoladek, a Maks z trudem przelknal whisky.
– Przez cale miesiace usilowala walczyc z prawem. Wziela innego adwokata. Wszyscy jej wspolczuli, ale nikt palcem nie kiwnal, zeby jej pomoc. To nie byly maz z nia walczyl, tylko jego rodzice. Chapmanowie chcieli zatrzymac wnuka. Malo prawdopodobne, zeby mogli doczekac sie drugiego i dlatego z Kipem wiazali wszystkie nadzieje. Dostali, co chcieli, a sedziego widac niewiele to wszystko obchodzilo. W sprawach rozwodowych najwazniejsze sa pieniadze. Dobro Kipa wcale nie bylo brane pod uwage. W kazdym razie chlopiec zostal z gromada sluzby i swoim ojcem. Sara mowila mi tysiace razy, ze czasem ten dran byl calkiem do rzeczy. Ale nie zawsze. Tego nie mozna bylo przewidziec. Nie pozwolono jej widywac sie z Kipem. Nikt jednak nie mogl jej zabronic przychodzenia do tego samego kosciola czy sklepu. To, co widziala, zabijalo ja. Dzieciak wygladal coraz gorzej, chudl w oczach. Poszla do Chapmanow. Poszla nawet zobaczyc sie z bylym mezem, mimo moich ostrzezen.
– Czy cos jej zrobil? – przerwal Jarl cichym glosem. Maks niespokojnie spojrzal na niego.
– Nie – sklamal.
– Wiec zabrala chlopca?
Stary zamierzal powiedziec mu, w jakim stanie by} Kip, lecz gdy ponownie zerknal na Jarla zmienil zdanie. Zgasil cygaro i wstal.
– Powiem ci jeszcze jedno. Jesli zrobisz cos, co sprawi, ze znow odbiora jej chlopca, zrob jej przysluge i najpierw ja zabij.
Sara nigdy jeszcze nie czula sie gorzej. Nie miala sily na nic, a noga prawdopodobnie nie mogla juz bardziej dokuczac. Wlosy miala rozczochrane, ale nic jej to nie obchodzilo.
Kip siedzial na stolku z jednej strony lozka, a Maks z drugiej. Taca sluzyla jako stolik do kart. Grali w swinke z przejeciem godnym pokera.
– Czworka, Maks. Wiem, ze ja masz.
– Zabrales mi juz wszystko.
– Dawaj, dawaj – Kip wyciagnal reke. – Wiem, ze jeszcze masz.
Maks wreczyl Kipowi karte.
– Jestem starym, chorym czlowiekiem – poskarzyl sie – ale ciebie to wcale nie obchodzi.
– Probowales oszukiwac.
– Pewnie, ze tak. Przeciez gramy w karty, no nie? I wydawalo mi sie, ze zabiore cie jutro na kopanie slimakow.