Minor pokiwal glowa.

– Gdy przyspieszalem, recznie przelaczylem z drugiego biegu na trzeci, a potem na czwarty – wyjasnil.

– To samo twierdzila kobieta kierujaca autokarem – zauwazyl przewodniczacy rady szkolnej.

Darwin znowu skinal glowa.

– Wiem. Tyle ze wcale tego nie zrobila. Badalismy skrzynie biegow po wypadku i ustalilismy, ze zostala zablokowana na czwartym biegu. Automatyczna skrzynia biegow typu Allison jest tak zaprogramowana, ze samoczynnie przesuwa sie w dol w przypadku tak naglego przyspieszenia. Kobieta przelaczyla sie na sterowanie reczne i wlaczyla czwarty bieg. – Tlum gapil sie na niego. – Glebokie slady opon, pochodzace z dnia wypadku, ciagna sie przez sto szescdziesiat siedem metrow – dorzucil, wskazujac nadal widoczne znaki. Wszystkie spojrzenia podazyly za jego palcem. – Uklad hamulcow automatycznych, chociaz oslabiony przez utrate cisnienia powietrza z powodu przegrzania, wciaz dzialal, usilujac zatrzymac autobus, gdy ten wpadl na te barierke. – Wszyscy odwrocili sie i zagapili w pogieta i poobijana barierke. – Pojazd uderzyl w nia z predkoscia stu kilometrow na godzine – kontynuowal Dar. – Z predkoscia niecalych osiemdziesieciu kilometrow na godzine zjechal z drogi i polecial az tam. – Wszystkie glowy odwrocily sie z powrotem. – Byl na czwartym biegu, kiedy uderzyl w barierke, poniewaz kierujaca ten bieg wlaczyla – powiedzial z naciskiem – a nie dlatego, ze skrzynia biegow zawiodla, czy tez samoczynnie sie przelaczyla na najwyzszy bieg. Kobieta po prostu spanikowala. Spalila hamulce, zignorowala zapach palonych okladzin hamulcowych i niezwykle zachowanie pojazdu podczas jazdy pod gore, potem zlekcewazyla swiatelko ostrzegajace przed spadkiem cisnienia plynu hamulcowego i zdecydowala sie na zjazd po stromym zboczu, mimo iz na szczycie przeleczy hamulce wydawaly jej sie „dziwaczne i zbyt miekkie”. Wylaczyla tam automatyczna skrzynie biegow przy predkosci mniej wiecej czterdziestu pieciu kilometrow na godzine, po czym… przez pomylke… przelaczyla bieg na czwarty.

Dwa miesiace po kraksie Minor przeczytal na ostatnich stronach miejscowych gazet, ze kierujaca autokar uznano winna lekkomyslnosci podczas jazdy i spowodowania w ten sposob niepotrzebnej smierci az siedmiu osob. Kobieta otrzymala rok w zawieszeniu i dozywotnio odebrano jej zawodowe prawo jazdy kategorii B. Zadna ze stacji telewizyjnych czy dziennikow Los Angeles, ktore nazwaly wczesniej te sama osobe „niedoceniona bohaterka”, nie omowila szerzej koncowego aspektu tej historii. Wszedzie pojawily sie jedynie krotkie wzmianki – byc moze z powodu zaklopotania poczatkowym entuzjazmem.

***

Darwin Minor dotarl na miejsce katastrofy z wylaczonymi przednimi swiatlami; zrobilo sie juz wystarczajaco jasno. Cameron stal w pewnej odleglosci od miejsca wypadku, nieco mniej niz poltora kilometra od punktu, w ktorym kanion przechodzil w pustynie. Kreta, stroma droga wygladala w tym momencie jak prawdziwy symbol smierci drogowej – samochody patrolowe CHP parkowaly na poboczu, blyskaly swiatla, wokol ustawiono pacholki, funkcjonariusze drogowki dyrygowali ruchem. Dar dostrzegl tez dwa ambulanse i krazacy w powietrzu helikopter. Tak, bylo tu wszystko… oprocz wrakow.

Zignorowal machajacego palka policjanta i zaparkowal na szerokim poboczu po prawej stronie, gdzie staly oficjalne pojazdy rozmaitych sluzb. Pulsujace czerwone i niebieskie swiatla zabarwialy co chwile sciany kanionu. Patrolowy wielkimi krokami podszedl do acury.

– Hej, panie! Nie wolno sie tu zatrzymywac. To jest miejsce wypadku.

– Poslal po mnie sierzant Cameron.

– Cameron? – Funkcjonariusz nadal wydawal sie zdenerwowany brakiem szacunku Dara dla jego autorytetu. – Po co? Pan z Wydzialu Ruchu Drogowego? Moge zobaczyc jakis dowod tozsamosci?

Minor potrzasnal glowa.

– Prosze po prostu powiedziec sierzantowi Cameronowi, ze przyjechal Darwin Minor.

Patrolowy obrzucil go groznym spojrzeniem, wyciagnal jednak zza paska radio, odszedl kilka krokow na bok i polaczyl sie przez krotkofalowke. Dar czekal. Nagle zdal sobie sprawe, ze wszyscy funkcjonariusze policji stoja na poboczu caly czas z zadartymi glowami i wpatruja sie w sciane kanionu. Wysiadl z acury i tez zerknal na czerwona skale. Kilkaset metrow wyzej, na rozleglej polce skalnej, wsrod oslepiajacych swiatel dostrzegl pracujacych ludzi i dzialajace maszyny. Nie zauwazyl zadnej drogi ani szlaku do tego stromego urwiska z polozonego kilkaset metrow wyzej szczytu, zadna sciezka nie prowadzila tez w dol. W tej samej chwili z wystepu skalnego wzniosl sie maly, zielonobialy helikopter, po czym opadl powoli na podloze kanionu.

Na widok maszyny, ladujacej na oczyszczonym terenie pobocza, Minorowi az zrobilo sie slabo. „LHO” – pomyslal. Tak je nazywali wiele lat temu w Wietnamie. LHO, czyli Lekki Helikopter Obserwacyjny. Dar przypomnial sobie, ze oficerowie uwielbiali nimi latac. Teraz uzywala ich drogowka i inne sluzby policyjne. To byl prawdopodobnie hughes 55.

– Darwinie! – Sierzant Cameron i jakis inny policjant patrolowy wyskoczyli z helikoptera i na wpol kucajac, wybiegli spod wirujacych lopat.

Paul Cameron byl mniej wiecej w jego wieku, a zatem mial pod piecdziesiatke. Byl wielkim Murzynem o poteznej piersi i nosil starannie przystrzyzony wasik. Minor wiedzial, ze Cameronowi zostalo jeszcze troche do emerytury, gdyz pozno zaczal policyjna kariere. Wczesniej sluzyl w marines, gdzie trafil, gdy Darwin stamtad odchodzil.

Sierzantowi towarzyszyl mlody policjant – bialy dwudziestokilkulatek o twarzy dziecka i ustach przywodzacych na mysl Elvisa Presleya.

– Doktor Darwin Minor, a to patrolowy Mickey Elroy. Wlasnie o tobie mowilismy, Dar.

Mlody funkcjonariusz popatrzyl na Darwina z ukosa.

– Naprawde jest pan doktorem?

– Tak, choc nie doktorem medycyny, lecz fizyki.

Patrolowy Elroy zadumal sie nad tym stwierdzeniem, tymczasem Cameron spytal:

– Gotow jestes poleciec i obejrzec lamiglowke, Dar?

– Chodzmy – nawet nie staral sie ukryc braku entuzjazmu.

– Podobno nie lubisz latac. To prawda? – Glos sierzanta miewal tylko dwa odcienie: rozbawienia albo obrazy. Teraz brzmial wesolo. – Hej, ale z drugiej strony masz przeciez licencje pilota, zgadza sie, Dar? Lubisz wylacznie szybowce czy cos w tym rodzaju?

– Po prostu nie lubie latac jako pasazer – uscislil Minor, tym niemniej wzial z acury torbe z aparatem i podazyl za funkcjonariuszami do helikoptera. Cameron usiadl na przednim siedzeniu drugiego pilota, wiec Darowi i mlodemu patrolowemu pozostala jedynie tylna lawka. Usiedli i zapieli pasy.

„Kiedy ostatnim razem lecialem jedna z tych cholernych maszyn – pomyslal Dar – byl to sea stallion wzlatujacy nad wietnamski reaktor w Dalat”.

Pilot sprawdzil, czy wszyscy sa przypieci, przekrecil jeden drazek sterowniczy i pociagnal w gore drugi. Maly helikopter poderwal sie, zawirowal, nastepnie przechylil do przodu, wznoszac sie rownoczesnie na wysokosc wylotu z kanionu. Tu maszyna szarpnela w tyl, przez minute krazyla nad szeroka, porosnieta bylica polka skalna, w koncu osiadla na niej ostroznie; obracajace sie wirniki znajdowaly sie nie wiecej niz szesc metrow od pionowej sciany skalnej.

Dar wysiadal na drzacych nogach. Zastanowil sie, czy zamiast wracac helikopterem na autostrade, moglby poprosic Camerona o zgode na opuszczenie sie po scianie kanionu na linie.

– Czy to prawda, co mowi sierzant o panu w zwiazku z wahadlowcem kosmicznym? – spytal patrolowy Elroy, lekko wydymajac wargi w stylu Elvisa.

– A co mowi? – odpowiedzial pytaniem Minor, po czym przykleknal i przykryl uszy, gdyz helikopter wlasnie startowal.

– Ze pan podejrzewal te tragedie. Chodzi mi oczywiscie o Challengera… Mialem dwanascie lat, kiedy eksplodowal.

Darwin potrzasnal glowa.

– Nie, bylem tylko zwyczajnym przedstawicielem NTSB w komisji dochodzeniowej.

– Zwyczajnym przedstawicielem, ktorego NASA wywalila z hukiem – dodal Cameron, naciagajac na glowe wojskowy kapelusz i zapinajac pasek pod broda.

Elroy wygladal na zaintrygowanego.

– Za co pana wylali?

– Bo im powiedzialem cos, czego nie chcieli slyszec – odparowal Dar. Stojac na skalnym wystepie, widzial lej w calej okazalosci. Otwor mial nieco ponad dziewiec metrow szerokosci i mierzyl moze metr w najglebszym punkcie. Cokolwiek tu spadlo, wybuchlo i splonelo przy wewnetrznej scianie skalnej, wzniecajac przy okazji maly ogien w trawie i bylicy, ktore rosly wzdluz wystepu. Mniej wiecej tuzin osob z CHP i technikow stalo lub kucalo w poblizu krateru albo w nim.

– Czego nie chcieli uslyszec? – spytal Elroy, spieszac za Minorem.

Darwin stanal na krawedzi leju po wybuchu.

– Ze astronauci Challengera zgineli dopiero podczas eksplozji – odparl, nie skupiajac sie szczegolnie na odpowiedzi. – Wyjasnilem, ze ludzkie cialo to zdumiewajaco elastyczny organizm, totez moim zdaniem siedmioro astronautow zylo az do czasu, w ktorej ich kabina uderzyla o powierzchnie oceanu. Spadali dwie minuty i czterdziesci piec sekund. Chlopak zastygl.

– Jezu Chryste – baknal w koncu. – To chyba nieprawda, co? Nigdy o tym nie slyszalem. Chcialem powiedziec, ze…

– O co chodzi, Paul? – przerwal Dar. – Wiesz, ze juz sie nie zajmuje katastrofami lotniczymi.

– Wiem – przyznal Cameron, blyskajac w usmiechu mocnymi bialymi zebami. Kucnal, zaczal grzebac w spalonej trawie i po chwili rzucil Darowi nadpalony kawalek metalu. – Potrafisz to zidentyfikowac?

– Klamka – odrzekl Darwin – od chevroleta.

– Tamci faceci uwazaja, ze to chevrolet el camino z 1982 roku – wyjasnil sierzant, wskazujac technikow pracujacych w tlacym sie jeszcze dole.

Minor spojrzal na pionowa sciane skalna po prawej stronie i setki metrow autostrady pod nia.

– To milo – mruknal. – Nie przypuszczam, zeby mogli znalezc slady opon na szczycie urwiska.

– Na pewno nie, to lita skala – zgodzil sie Cameron. – Nie ma tam zreszta zadnej drogi.

– Kiedy doszlo do wypadku?

– W nieokreslonym momencie minionej nocy. Okolo drugiej rano ktos zglosil nam ogien.

– A wy od razu przyjechaliscie.

– Musielismy. Poczatkowo chlopcy z CHP mysleli, ze chodzi o samolot wojskowy.

Dar kiwnal glowa i podszedl do zoltej tasmy otaczajacej dol w ziemi.

– Duzo skorup. Cos nie nalezacego do el camino?

– Szczatki ludzkie – odparl sierzant ze smutnym usmiechem. – Jedna osoba, jestesmy tego niemal pewni. Prawdopodobnie mezczyzna. Wiesz, cialo jest troche porozrzucane po upadku i eksplozji. Hm… znalezlismy tez fragmenty aluminium i innego stopu, ktore nie maja raczej nic wspolnego z chevroletem el camino.

– Drugi pojazd?

– Tak podejrzewaja technicy. Albo moze czesci czegos, co znajdowalo sie w samochodzie.

Вы читаете Ostrze Darwina
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату