drzwi frontowych komisariatu.

– Kto jeszcze?! – ryknal Smith. – Kto tam zostal?! Sara uslyszala za soba jakis szmer. Zauwazyla tylko niewyrazna sylwetke, gdy ktorys z ocalalych detektywow rzucil sie w otwarte drzwi gabinetu Jeffreya. Natychmiast posypal sie za nim grad kul. Chwile pozniej rozlegl sie brzek wybijanego okna.

– Zostac na miejscach! – wrzasnal bandyta. – Wszyscy maja zostac tam, gdzie sa!

Z gabinetu komendanta dolecial pisk dziecka, czemu towarzyszyl kolejny brzek wybijanej szyby. Jakims cudem okno w sciance dzialowej oddzielajacej gabinet od sali ogolnej zostalo nietkniete. Smith wybil je teraz jednym strzalem. Sara zaslonila glowe rekoma, gdy dookola posypaly sie odlamki szkla.

– Kto tam jeszcze jest?! – krzyknal Smith, ladujac zapasowy magazynek do pistoletu. – Pokazac sie, bo inaczej zastrzele rowniez te starsza pania!

Glosniejszy wrzask Marli urwal sie wraz z odglosem wymierzonego jej policzka.

Sara ponownie odszukala wzrokiem Jeffreya lezacego blizej srodka sali. Mogla stad dostrzec tylko jego ramie i odrzucona w bok reke. Lezal na wznak. Nie ruszal sie. Przy jego ramieniu na podlodze szybko powiekszala sie kaluza krwi. Pistolet, ktory wczesniej trzymal w reku, teraz lezal w jego rozwartej dloni. Dzielilo ja od niego piec biurek, ale nawet z tej odleglosci mogla dostrzec na jego palcu blyszczacy zloty sygnet druzyny pilkarskiej z Auburn.

Gdzies z prawej dolecial ja stlumiony szept:

– Saro!

Frank kucal za uchylonymi drzwiami przeciwpozarowymi, trzymajac bron w pogotowiu. Energicznym ruchem reki dal jej znak, zeby skoczyla do wyjscia, ale pokrecila glowa. Powtorzyl wiec z naciskiem:

– Saro!

Znow popatrzyla na Jeffreya, blagajac go w myslach, zeby sie poruszyl, dal jakis znak zycia. Z kata pod ekspresem do kawy dolatywaly tlumione przez strach szlochy dzieci przyciskanych przez Brada do podlogi. Nie mogla ich tam zostawic. Dala to Frankowi do zrozumienia, wskazujac grupe szybkim ruchem glowy. Prychnal ze zloscia.

– Kto jeszcze zostal?! – powtorzyl Smith. – Pokazac sie natychmiast, bo jak nic zastrzele te stara suke! – Marla pisnela glosniej, ale zagluszyl ja wrzask bandyty: – Kto tam jeszcze jest, do kurwy?!

Sara chciala juz odpowiedziec, kiedy rozlegl sie glos Brada:

– Jestem tutaj.

Sara niemal odruchowo przesliznela sie na czworakach do nastepnego biurka, majac nadzieje, ze cala uwaga Smitha jest skupiona na Bradzie. Wstrzymala oddech, spodziewajac sie w kazdej chwili kolejnych strzalow.

– A gdzie sa dzieci?!

– Tutaj, ze mna – odpowiedzial Brad nadzwyczaj spokojnym glosem. – Nie strzelaj. Zostalem tylko ja i trzy male dziewczynki. Nie zamierzamy ci sie przeciwstawiac.

– Wstan!

– Nie moge, czlowieku. Musze oslaniac dzieci bedace pod moja opieka.

– Prosze, nie… – zaczela histerycznie Marla, ale natychmiast uciszylo ja uderzenie w twarz.

Sara zamknela na chwile oczy, probujac wrocic myslami do swojej rodziny i przypomniec sobie wszelkie niedomowienia, jakie zostaly miedzy nimi. Zaraz jednak odepchnela od siebie te rozwazania i sprobowala sie skoncentrowac na dzieciach lezacych w kacie sali. Wciaz wpatrywala sie w pistolet spoczywajacy na otwartej dloni Jeffreya, jakby od niego wszystko teraz zalezalo. Rozwazala swoje szanse, gdyby udalo jej sie niepostrzezenie dopasc broni. Dzielily ja od niej jeszcze cztery biurka. Tylko cztery. Przeniosla wzrok na wyciagnieta w bok reke Jeffreya. Wciaz lezal nieruchomo. Nawet nie drgnal.

Smith nadal byl zajety Bradem.

– Gdzie masz pistolet?!

– Przy sobie.

Rzucila sie za nastepne biurko, ale zle obliczyla odleglosc, omal nie huknela w nie glowa, totez w pospiechu dala nura za stojacy obok niski regalik zaslaniajacy widok na przejscie miedzy rzedami biurek.

– Zrozum, czlowieku, ze mam tu kilka malych, bez: bronnych dziewczynek. Nie odwazylbym sie strzelac stad do ciebie. Nawet nie wyjalem pistoletu z kabury.

– Rzuc go na srodek.

Sara znow wstrzymala oddech i gdy uslyszala brzek broni o podloge, przeskoczyla do nastepnego biurka.

– Nie ruszaj sie! – wrzasnal Smith.

Zastygla bez ruchu. Spocone stopy slizgaly sie po te rakocie, ponadto ciagnely sie za nia dwie grube krwiste smugi na kafelkach. Z impetem omal nie wynurzyla sie po drugiej stronie biurka, zdolala wyhamowac w ostatniej chwili.

– Prosze! – zawyla Marla.

Tym razem odglos uderzenia byl jeszcze glosniejszy Obrotowe krzeslo w sekretariacie zaskrzypialo zalosnie jakby rozdzierano je na czesci. Sara wyciagnela sie na podlodze i popatrzyla pod biurkami w sama pore, by dostrzec walace sie bezwladnie cialo Marli. Z ust prysnela jej slina przemieszana z krwia, a proteza potoczyla sie po terakocie.

– Kazalem ci sie nie ruszac! – ryknal Smith i z wsciekloscia kopnal krzeslo, ktore zakrecilo sie jak bak i odjechalo pod sciane.

Wstrzymujac oddech, Sara wyjrzala ostroznie zza rogu w kierunku Jeffreya. Dzielilo ich juz tylko jedno biurko, ale bylo przesuniete i tarasowalo dalsza droge. Gdyby sie zza niego wynurzyla, znalazlaby sie na linii strzalu bandytow. Ale za to mogla stad dojrzec dziewczynki w kacie. Znajdowaly sie trzy biurka dalej. Gdyby tylko zdolala dosiegnac pistoletu… Nagle serce podeszlo jej do gardla. Coz moglaby zdzialac nawet uzbrojona, skoro dziesieciu wprawionych policjantow nie potrafilo sie obronic przed napastnikami?

Przyszlo jej do glowy, ze mialaby za soba element zaskoczenia. Przeciez Smith i jego kumpel nie mieli pojecia o jej obecnosci w sali. Moglaby ich zaskoczyc.

– Gdzie masz zapasowa bron? – zapytal bandyta.

– Sluze w patrolu miejskim. Nie nosze zapasowej…

– Nie klam!

Smith strzelil w kierunku Brada, lecz zamiast spodziewanego okrzyku bolu dalej panowala cisza. Sara jeszcze raz spojrzala tuz nad podloga, probujac dojrzec, czy Brad przypadkiem nie zginal na miejscu. Napotkala szklisty wzrok trzech rozszerzonych z przerazenia par oczu. Dziewczynki byly w glebokim szoku. Paniczny strach do reszty odebral im glos.

Przedluzajaca sie cisza zalegala w sali niczym oblok trujacego gazu. Sara doliczyla az do trzydziestu jeden, zanim padlo kolejne pytanie Smitha:

– Jestes tam jeszcze?

Przycisnela dlon do piersi w obawie, ze glosny lomot serca zdradzi jej kryjowke. Nie wiedziala, co sie stalo radem. Oczyma wyobrazni ujrzala trupa z krwawa miazga zamiast glowy i szeroko rozrzuconymi ramionami, przygwazdzajacego swoim ciezarem do podlogi trzy przerazone dziewczynki. Az zacisnela powieki, probujac wypedzic ten obraz z mysli.

Odwazyla sie jeszcze raz wyjrzec zza rogu biurka na Smitha, ktory tkwil nieruchomo dokladnie w tym samym miejscu, gdzie Marla witala ja na komisariacie ledwo kilkanascie minut temu. W jednym reku trzymal ciezki pistolet kalibru dziewiec milimetrow, a w drugim obrzynek. Na kamizelce kuloodpornej pod rozpieta skorzana kurtka zauwazyla nie tylko dwie dodatkowe kabury z pistoletami, ale takze pas z zapasem nabojow do strzelby. Drugi pistolet mial teraz wetkniety za pasek dzinsow na brzuchu, a obok niego stala na podlodze dluga czarna nylonowa torba sportowa, zawierajaca prawdopodobnie dalszy zapas amunicji. Jego kolega stal za kontuarem, wciaz mierzac z pistoletu maszynowego w drzwi frontowe. Wygladal na spietego, gotowego do dzialania. Delikatnie muskal palcem spust broni. Nerwowo zul gume i na Sare te rytmiczne ruchy jego szczeki podzialaly jeszcze bardziej denerwujaco niz wykrzykiwane grozby Smitha.

– Jestes tam czy nie? – powtorzyl bandyta. – No jak? Nic nie slysze!

– Jestem – odezwal sie po chwili Brad.

Sara odetchnela z ulga i rozluznila mimowolnie napiete miesnie ramion. Rozplaszczyla sie na podlodze i szybko ocenila, ze najlepsza droga dotarcia do Jeffreya bedzie przeczolganie sie za oslona przewroconego regalu. Powoli ruszyla, przywierajac calym cialem do zimnych, kafelkow i wyciagajac rece daleko przed siebie. Wreszcie,

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×