mgla przed oczami i silne mdlosci. Na szczescie zdominowal je ostry bol w ramieniu, ktorym uderzyla o podloge. Jednoczesnie poczula, ze porecz fotela nieco sie obluzowala. Zaczela szarpac reka w przod i w tyl, majac nadzieje jeszcze bardziej nadwerezyc stara konstrukcje, ale nic to nie dalo. Przyszlo jej na mysl, ze ten fotel, zapewne duzo od niej starszy, jest najlepszym przykladem, jak solidne meble kiedys produkowano.

Uspokoila oddech, probujac wymyslic, co dalej robic. Ciezkie masywne bieguny fotela nie pozwalaly na zmiane pozycji. Robert przytwierdzil jej rece w nadgarstkach, totez swobodnie poruszala palcami. Gdyby zdolala przynajmniej pochylic sie mocno do przodu, prawdopodobnie udaloby jej sie odkleic tasme z ust. A gdyby pozbyla sie knebla, moglaby zaczac wzywac pomocy. Desperacko chwycila sie tej mysli. Niewazne, czy ktos by ja uslyszal, bo gdyby tylko zaczela krzyczec, od razu poczulaby sie lepiej.

Zebrawszy w sobie wszystkie sily, sprobowala ciagnac reke w kierunku ust. Po kilku minutach spocila sie na tyle, ze mogla juz w niewielkim zakresie przesuwac reke pod tasma, ktora zrolowala sie w cienki zwitek wrzynajacy sie gleboko w skore. Podbudowana tym efektem, zaczela energiczniej szarpac reka w przod i w tyl, nie zwazajac na to, ze coraz bolesniej obciera sobie nadgarstek. Kiedy klej z tasmy poscieral sie w mase lepkich czarnych kulek, z calej sily pchnela reke do przodu, naciagajac zrolowany plastik o pare centymetrow. Ale gdy chciala cofnac reke, wbil jej sie tak gleboko w skore, ze az pociekla krew.

Zaczela rozpatrywac swoja sytuacje jak rownanie matematyczne z kilkoma niewiadomymi, z ktorych jedna stanowila przede wszystkim jej wlasna wytrzymalosc. Wygiela sie tak mocno do przodu, jak tylko pozwalala jej tasma krepujaca pod pachami i mocowanie przy poreczy fotela, przy czym az jeknela cicho, tak zabolalo stluczone ramie. Powtarzala jednak raz za razem ten sam ruch, dopoki nie poluzowala na tyle wiezow, ze mogla wreszcie dotknac ust czubkami palcow. Dlon zsiniala jej juz z braku krazenia, zanim zdolala paznokciem srodkowego palca zahaczyc o brzeg tasmy.

Zrobila sobie krotka przerwe i odliczyla powoli do szescdziesieciu. W ciagu tej minuty nieprzyjemne swierzbienie w ramieniu i na calej dlugosci reki znacznie oslablo. Kiedy ponownie zgiela sie wpol i sprawdzila, ze naprawde moze dosiegnac brzegu tasmy, na nowo wstapila w nia nadzieja. Znow zaczela sie szarpac, jednoczesnie poruszajac obslinionymi wargami, zeby zmniejszyc powierzchnie styku kleju ze skora. Przy ktorejs probie udalo jej sie w koncu zacisnac kciuk i palec wskazujacy na oderwanym brzegu tasmy. Szarpnela glowa do tylu.

Nie wystarczylo to jednak, zeby odkleic knebel.

Z trudem oddychala przez nos, pokoj znow zaczynal wirowac przed oczami, przekonywala sie jednak w myslach, ze nie powinna teraz rezygnowac, kiedy jest juz tak blisko celu. Miesnie bolaly ja od wysilku, ale zmusila sie do jeszcze wiekszego, ponownie zacisnela palce na brzegu tasmy i szarpnela glowa do tylu. Tym razem sie udalo. Otworzyla szeroko usta i zaczerpnela wielki haust powietrza, jakby wynurzyla sie spod wody po dlugim nurkowaniu.

– Ha! – wykrzyknela z duma. Na pewno osiagnela to, ze pokonala paralizujacy strach. Niemniej wciaz byla unieruchomiona w przewroconym fotelu, lezala twarza przy podlodze, nie majac innego wyboru, jak spokojnie czekac na czyjas pomoc.

– Coz – mruknela do siebie. – Nie ma przeciez powodu, zeby sie poddawac.

Wlasnie ten sposob myslenia pomogl jej skonczyc studia medyczne, totez i teraz nie zamierzala z niego rezygnowac.

Patrzac na reke, zaciekawila sie, czy zdola dosiegnac tasmy zebami. Wiezy krepujace ja przez piers juz wrzynaly sie w zebra. Mogla sobie tylko wyobrazic, ile siniakow bedzie miala, ale przeciez nie byly to grozne obrazenia.

Nagle uslyszala jakis halas przed domem. Odruchowo chciala juz zawolac pomocy, lecz w ostatniej chwili sie rozmyslila. A jesli Robert zmienil zdanie i wrocil, zeby dokonczyc dziela?

Uslyszala chrzest potluczonego szkla w saloniku pod czyimis stopami, ale nikt sie nie odezwal. Sadzac po odglosach, czlowiek bez pospiechu zagladal do kolejnych pomieszczen. Dolecial ja jakis stuk z kuchni, wytezyla wiec sluch, ciekawa, co bedzie dalej. Czyzby Robert czegos zapomnial? Kiedy wszedl tu po raz pierwszy, wyraznie czegos szukal. Moze nie tylko o bron mu chodzilo? Gdyby teraz pojawil sie ktos z domownikow, na pewno podnioslby juz alarm.

Zacisnela zeby, zeby nie jeknac z bolu, kiedy po raz kolejny z calej sily pchnela reka w gore. Szarpala sie i wykrecala w fotelu jak tylko mogla, zeby siegnac zebami do ciasno zrolowanej tasmy na nadgarstku. Ani troche nie dbala, ze rama fotela musi rysowac polakierowana podloge w sypialni.

– Saro? – Jeffrey stanal w drzwiach z siekiera w reku. – Jezus, Maria!

Rozejrzal sie blyskawicznie po pokoju, jakby liczyl na to, ze zaskoczy intruza, ktory narobil takiego balaganu w calym domu.

– Juz uciekl – powiedziala Sara, nie zaprzestajac prob.

Rzucil siekiere na podloge i podbiegl do niej.

– Nic ci sie nie stalo? – Przytknal jej dlon do twarzy. – Jestes zakrwawiona. – Jeszcze raz rozejrzal sie po sypialni. – Kto to zrobil? Kto…

– Uwolnij mnie – syknela, myslac, ze jesli bedzie musiala spedzic chocby jeszcze pare sekund przywiazana do tego fotela, zacznie wrzeszczec na caly glos i nic jej nie uciszy.

Jeffrey wyciagnal z kieszeni scyzoryk, otworzyl go i bez dalszych pytan blyskawicznie przecial wszystkie wiezy.

– Boze… – jeknela, wytaczajac sie z fotela. Wyciagnela sie na wznak na podlodze, niezdolna do najmniejszego wysilku. Stluczone ramie przeszywal ostry bol, czula sie poobijana i posiniaczona.

– Wszystko w porzadku – rzekl Jeffrey, rozmasowujac jej zdretwiale rece.

– Robert…

Nawet sie nie zdziwil, uslyszawszy imie przyjaciela. Zmarszczyl tylko brwi i zapytal:

– Skrzywdzil cie? Chyba nie…

Przypomniala sobie natychmiast o wszystkim, co doprowadzilo Roberta do ostatecznosci.

– Nie, tylko napedzil mi strachu.

Znow przytknal jej dlon do twarzy i dokladnie obejrzal rozciecia nad okiem i na dolnej wardze. Pocalowal ja delikatnie w czolo, potem w zamkniete powieki i szyje, jakby sadzil, ze od tych pocalunkow ona od razu poczuje sie lepiej. Niemniej podnioslo ja to na duchu. Bez namyslu zarzucila mu ramiona na szyje i ze wszystkich sil przytulila sie do niego.

– Juz dobrze – mruknal, wodzac dlonia po jej karku. – Wszystko w porzadku.

– Nic sie nie stalo – potwierdzila, z cala moca powtarzajac sobie w duchu, ze to prawda.

ROZDZIAL DWUDZIESTY TRZECI

15.17

Smith z usmiechem na ustach obserwowal jej reakcje.

– Zgwalcil moja matke – powtorzyl. – A potem ja zabil, zeby na zawsze zamknac jej usta.

Na Lenie nie zrobilo to zadnego wrazenia.

– Niemozliwe – odparla, chyba niczego dotad nie bedac tak pewna. – Dobrze znam typ ludzi zdolnych do takich rzeczy. Jeffrey do nich nie nalezy.

– A skad ty to mozesz wiedziec? – zaciekawil sie Smith.

– Wiem, i tyle. Cmoknal glosno.

– Nic nie wiesz – baknal jak nadasane dziecko, po czym zwrocil sie do Sary: – Bierzmy sie do roboty.

– Nie dam rady zalozyc blokady – powtorzyla. – Splot barkowy jest zbyt skomplikowany.

– To jej nie zakladaj – rzekl. – I tak jest nieprzytomny.

– Bez zartow.

– Licz sie ze slowami, paniusiu – warknal. Zaczal przerzucac rzeczy w walizce pierwszej pomocy, ktora Lena przyniosla z karetki. Znalazl fiolke lidokainy i wyciagnal ja na dloni. – Uzyj tego. – Wyjal latarke, poswiecil Jeffreyowi w oczy i dodal: – A to ci da wiecej swiatla.

Nawet nie drgnela.

Вы читаете Fatum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату