I oni, i Simonnet zgineli mniej wiecej trzy tygodnie temu. Jennifer Cannon i niezidentyfikowana ofiara z Murtry zmarly trzy do czterech tygodni temu.
Carole Comptois zginela niecale trzy tygodnie temu. Popatrzylam na kartke. Dziesiec. Dziesiec osob zginelo. Moze w ten sam dzien. Dzien smierci… Ofiary znajdowalismy dzien po dniu, ale oni wszyscy umarli mniej wiecej w tym samym czasie. Kto bedzie nastepny? W jakiz to piekielny krag zstapilismy?
Kiedy wrocilam do domu, zaraz usiadlam przed komputerem, by przejrzec moj raport o szkielecie z Murtry i uzupelnic go o opis ran zadanych przez zwierzeta. Potem wydrukowalam go, by spokojnie przeczytac.
Skonczylam, gdy kurant zegara odspiewal caly refren Westminsteru i wybil szesc razy. Moj zoladek dal mi znac, ze od sniadania nic nie jadlam.
Wyszlam na patio i zebralam troche bazylii i szczypiorku. Potem pocielam na kawalki ser, wyjelam z lodowki jajka i wszystko razem wymieszalam.
Opieklam kolejnego bajgia, nalalam dietetyczna cole do szklanki i wrocilam do biurka w salonie.
Przeczytalam liste, ktora zrobilam na uniwersytecie, i przyszlo mi cos do glowy,
Od znikniecia Anny Goyette tez minely prawie trzy tygodnie.
Przeszla mi ochota na jedzenie. Odeszlam od biurka, by wyladowac na kanapie. Polozylam sie i pozwolilam moim myslom plynac i tworzyc skojarzenia.
Najpierw pomyslalam o nazwiskach. Schneider. Gilbert. Comptois. Simonnet. Owens. Cannon. Goyette.
Nic.
Wiek. Cztery miesiace. Osiemnascie lat. Dwadziescia piec. Osiemdziesiat.
Zadnego zwiazku. Miejsca. St-Jovite. Wyspa Swietej Heleny.
Zwiazek?
Swieci. Czy to moze cos znaczyc? Zapisalam, zeby zapytac Ryana, gdzie dokladnie znajduje sie posiadlosc Guilliona w Teksasie.
Przygryzlam paznokiec kciuka. Dlaczego Ryan tak dlugo nie dzwoni?
Spojrzalam na polki zajmujace szesc z osmiu scianek mojej werandy. Od podlogi do sufitu same ksiazki. To jedyna rzecz, ktorej nie potrafie sie pozbyc. Naprawde musialabym je przejrzec i niektore wyrzucic. Posiadam mnostwo tekstow, ktorych juz nigdy nawet nie otworze, niektore jeszcze z czasow studenckich.
Uniwersytet.
Jennifer Cannon. Anna Goyette. Obie studiowaly na uniwersytecie Mc-Gill.
Pomyslalam o Daisy Jeannotte i o tym, co mowila o swojej asystentce.
Popatrzylam na komputer. Kiedy ekran wygasal, wokol niego wezowymi ruchami zaczynal krazyc kregoslup. Potem pojawialy sie kosci dlugie, nastepnie zebra, miednica i ekran przybieral czarny kolor. Przedstawienie zaczynalo sie od nowa, kiedy pojawiala sie obracajaca sie czaszka.
E-mail. Kiedy z Jeannotte wymienilysmy adresy internetowe, poprosilam ja, aby skontaktowala sie ze mna, jezeli Anna wroci. Dzis jeszcze nie sprawdzalam, czy mam jakies wiadomosci.
Zalogowalam, przeslalam swoja poczte i przebieglam wzrokiem liste wysylajacych. Nie bylo nic od Jeannotte. Ale moj siostrzeniec Kit przeslal trzy wiadomosci. Dwie w zeszlym tygodniu, jedna dzis rano.
Nigdy nie wysylal mi e-maili.
Otworzylam ostatnia wiadomosc.
Od: khoward
Do: tbrennan
Temat: Harry
Od kiedy skonczyl dwa lata, Kit mowil swojej matce po imieniu. Sami rodzice tego nie pochwalali, ale on nie chcial przestac. Harry po prostu lepiej mu brzmialo.
Przejrzalam dwie pozostale wiadomosci i mialam mieszane uczucia. Balam sie o bezpieczenstwo Harry. Wkurzalam sie na jej nonszalancki stosunek do wszystkiego. Wspolczulam Kitowi. Czulam sie winna, bo sie z nia nie liczylam. To pewnie on dzwonil podczas mojej rozmowy z Kathryn.
Poszlam do korytarza i wcisnelam guzik.
Moj siostrzeniec stanal mi przed oczami: zielone oczy i jasne wlosy. Trudno bylo uwierzyc, ze jego ojcem byl Howard Howard. Liczacy sto osiemdziesiat piec centymetrow wzrostu i chudy jak patyk Kit byl idealna kopia mojego ojca.
Jeszcze raz odsluchalam wiadomosc i zastanowilam sie, czy cos bylo nie w porzadku.
Nie, Brennan.
Ale dlaczego Kit byl taki przejety?
Zadzwon do niego. Z nia jest wszystko w porzadku.
Nacisnelam przycisk wybierania numerow. Nikt nie odbieral.
Zadzwonilam do mojego mieszkania w Montrealu. Nic. Zostawilam wiadomosc.
Moze Pete? On chyba jednak nie mial od Harry zadnych wiadomosci…?
Oczywiscie, ze nie. Moja siostre lubil tak, jak lubi sie grzybice stop. I ona l o tym wiedziala.
Wystarczy, Brennan. Wracaj do swoich ofiar. Potrzebuja ciebie.
Przestalam myslec o mojej siostrze. Juz wczesniej gdzies znikala. Musialam zalozyc, ze nic jej nie jest.
Wrocilam na kanape.
Kiedy sie obudzilam, lezalam kompletnie ubrana, a na mojej piersi lezal dzwoniacy telefon.
– Dzieki za telefon, ciociu Tempe. Ja… Moze przesadzam, ale matka wydawala sie bardzo przygnebiona, kiedy ostatni raz z nia rozmawialem. A teraz zniknela. To do niej niepodobne. Takie przygnebienie.
– Kit, na pewno nic jej nie jest.
– Pewnie masz racje, ale, coz, mielismy plany. Ciagle narzeka, ze juz nigdy nie spedzamy razem czasu, wiec obiecalem, ze zabiore ja w przyszlym tygodniu na lodz. Prawie juz skonczylem ja odnawiac i chcielismy z Harry poplywac po Zatoce przez kilka dni. Jezeli zmienila plany, to mogla chociaz zadzwonic.
Znowu zdenerwowala mnie typowa dla niej bezmyslnosc.
– Ona sie skontaktuje z toba, Kit. Kiedy wyjezdzalam, byla zajeta swoja praca. Znasz przeciez matke.
– Tak. – Zamilkl na moment. – Ale wtedy wydawala sie taka… – Szukal odpowiedniego slowa. – Bez zycia. To do niej niepodobne. Przypomnialam sobie ostami wieczor z Harry.
– Moze to czesc jej nowej osobowosci. Mily, zewnetrzny spokoj. – Moje slowa brzmialy falszywie nawet dla mnie.
– Tak. Chyba tak. Czy wspominala, ze chce gdzies jechac?
– Nie. Dlaczego?
– Powiedziala cos, co sprawilo, ze pomyslalem, ze moze planowala jakas podroz. Ale brzmialo to tak, jakby to nie byl jej pomysl albo nie miala ochoty jechac… Kurcze, nie wiem.
Westchnal. Wyobrazilam sobie, jak dlonia przeczesuje wlosy do tylu, potem wodzi nia po czubku glowy. Frustracja Kita.
– Co powiedziala? – Wbrew swojemu postanowieniu zaczelam odczuwac maly niepokoj.