– Nie zostaly nawet wyprodukowane przez jedna firme.

Wstal, zeby wyjac rekawiczke z urzadzenia. Ja zastanawialam sie goraczkowo nad implikacjami wynikow badania.

– Czy dyfrakcja promieniami rentgenowskimi dostarczylaby wiecej informacji?

– To, co zrobilismy, czyli mikrofluorescencja, wykazuje, jakie pierwiastki sa obecne w badanym przedmiocie. Dyfrakcja promieniami rentgenowskimi potrafi wykazac jak pierwiastki sie lacza. Pokazuje strukture chemiczna. Na przyklad, dzieki mikrofluorescencji mozemy sie dowiedziec, ze cos zawiera sod i chlorek. Dyfrakcja moze nam powiedziec, ze sklada sie z krysztalow chlorku sodu. Upraszczajac, mozna powiedziec, ze w dyfraktometrze rentgenowskim badana probka jest obracana i naswietlana promieniami rentgenowskimi. Promienie odbijaja sie od krysztalow i sposob, w jaki to robia, pozwala okreslic strukture tych krysztalow. Wiec ograniczeniem w przypadku dyfrakcji jest to, ze mozna uzywac tej metody tylko z materialami, ktore maja strukture krystaliczna. Mniej wiecej osiemdziesiat procent rzeczy, ktore tu dostajemy, ma taka strukture. Niestety, nie lateks. Dyfrakcja pewnie i tak niewiele by dodala. Te rekawiczki zostaly z pewnoscia wyprodukowane przez dwie rozne firmy.

– A co, jesli tylko pochodza z dwoch roznych opakowan? Na pewno poszczegolne partie towaru roznia sie miedzy soba?

Zamilkl na chwile. Potem powiedzial:

– Niech pani poczeka. Pokaze pani cos.

Zniknal w glownym laboratorium i slyszalam, jak rozmawia z technikiem. Wrocil ze stosem wydrukow, z ktorych kazdy skladal sie z siedmiu albo osmiu kartek. Widnialy na nich znajome wzorki stozkow i slupkow. Po kolei ogladalismy roznice miedzy kartkami na poszczegolnych wydrukach.

– Kazdy z nich pokazuje kilka testow przeprowadzonych na rekawiczkach wyprodukowanych przez jedna firme, ale powybieranych z roznych partii towaru. Zdarzaja sie roznice, ale nigdy nie sa tak duze, jak w przypadku tych dwoch rekawiczek, ktore wlasnie przebadalismy.

Przejrzalam kilka serii. Wysokosc stozka bywala rozna, ale skladniki zawsze byly te same.

– A teraz niech pani spojrzy na to.

Rozlozyl kolejne wydruki. Znowu byly drobne roznice, ale sklad byl taki sam.

Wtedy wstrzymalam oddech. Konfiguracja wygladala znajomo. Spojrzalam na symbole. Zn. Fe. Ca. S. Si. Mg. Wysoka zawartosc cynku, krzemu i wapnia. Sladowe ilosci innych pierwiastkow. Polozylam wydruk z danymi badan rekawiczki Gabby nad tym wydrukiem. Wzor byl prawie identyczny.

– Monsieur Lacroix, czy te rekawiczki zostaly wyprodukowane przez te sama firme?

– Tak, tak. O to mi wlasnie chodzi. Prawdopodobnie pochodza nawet z tego samego opakowania. O ile dobrze pamietam…

– W zwiazku z jaka sprawa dostal pan te rekawiczki? – Serce zaczelo mi szybciej bic.

– Przyszly ledwo kilka tygodni temu. – Spojrzal na poczatek wydruku. Numero d'evenement: 327468. – Wprowadze numer do komputera, zeby sprawdzic.

– Bylabym zobowiazana.

W mgnieniu oka dane zapelnily ekran. Przebiegalam po nich wzrokiem.

Numero d'evenement: 327468. Numero de LML: 29427. Instytucja zlecajaca: CUM. Prowadzacy sledztwo; L. Claudel i M. Charbonneau. Miejsce znalezienia przedmiotu: 1422 rue Berger. Data znalezienia: 24/06/94.

Stara gumowa rekawiczka. Moze gosciu obawial sie o swoje paznokcie. To slowa Claudela! Sadzilam, ze chodzilo mu o rekawice do prac domowych! St. Jacques mial rekawiczke chirurgiczna. Pasuje do tej, ktora znaleziono w grobie Gabby!

Podziekowalam monsieur Lacroix, zebralam wydruki i wyszlam. Oddalam rekawiczki do magazynu, a moje mysli caly czas krazyly wokol tego, czego sie wlasnie dowiedzialam. Rekawiczka z kuchni Tanguaya nie pasowala do tej zakopanej razem z cialem Gabby. Byly na niej odciski Tanguaya. Plamy na zewnetrznej powierzchni byly zwierzeca krwia. Rekawiczka znaleziona przy Gabby byla czysta. Zadnej krwi. Zadnych odciskow. St. Jacques mial rekawiczke chirurgiczna. Pasowala do tej znalezionej w grobie Gabby. Czy Bertrand mial racje? Czy Tanguay i St. Jacques to ta sama osoba?

Na moim biurku czekala rozowa karteczka. Dzwonili spece od odciskow z CUM. Zdjecia z mieszkania przy Berger Street zostaly zarchiwizowane na CD-ROM-ie. Moge je obejrzec u nich albo pozyczyc. Zadzwonilam z prosba, ze wole to jednak wypozyczyc i powiedzialam, ze zaraz u nich bede.

Przedzieralam sie do CUM, przeklinajac zatloczone w godzinach szczytu ulice i turystow blokujacych okolice Old Port. Zaparkowalam samochod, wbieglam po schodach i w koncu dotarlam na trzecie pietro do pelniacego dyzur sierzanta. CD-ROM juz czekal. Pokwitowalam jego odbior i zbieglam do samochodu chowajac go do torebki.

Przez cala droge do domu spogladalam od czasu do czasu za siebie, wypatrujac Tanguaya. I St. Jacquesa. Nie moglam sie powstrzymac.

37

Przyjechalam do domu kolo wpol do szostej i siedzialam w ciszy mieszkania, zastanawiajac sie, co jeszcze moge zrobic. Nic.

Ryan mial racje. Tanguay moze gdzies tu byc, czekac na sprzyjajace okolicznosci, zeby sie do mnie dobrac. Nie bede mu tego ulatwiac.

Ale musialam jesc. I czyms sie zajmowac.

Kiedy wyszlam, rozejrzalam sie po ulicy. Byli tam. W uliczce, po lewej stronie od pizzerii. Skinelam dwom umundurowanym funkcjonariuszom i wskazalam w kierunku Ste. Catherine. Widzialam, ze naradzaja sie, po czym jeden wysiadl.

Ulica, na ktorej mieszkam, przecina Ste. Catherine niedaleko od Le Faubourg. Kiedy szlam w strone rynku, czulam narastajace zniecierpliwienie idacego za mna gliny. Trudno. Dzien byl przepiekny. Nie zauwazylam tego siedzac w laboratorium. Upal zelzal, a ogromne, biale chmury plynely po oslepiajaco niebieskim niebie, rzucajac plamy cienia na dzien i przechodniow. Przyjemnie bylo przebywac na swiezym powietrzu.

Zaczelam od warzyw. W La Plantation sciskalam owoce awokado, ocenialam kolor bananow i wybieralam brokuly, brukselki i ziemniaki z koncentracja dorownujaca neurochirurgowi w czasie operacji. Potem bagietka w piekarni. I mus czekoladowy w ciastkarni. U rzeznika kupilam troche wieprzowiny, zmielona wolowine i tourtiere.

– C'est tout?

– Nie, co mi tam. Niech pan da jeszcze befsztyk. Taki grubszy. – Rozstawilam kciuk i palec wskazujacy na jakies trzy centymetry.

Kiedy patrzylam, jak zdejmuje pile z haka, znowu cos zaczelo kielkowac w mojej glowie. Staralam sie wyluskac z tego mrowienia w pelni uformowana mysl, ale z takim samym rezultatem, jak poprzednio. Pila? Zbyt oczywiste. Kazdy moze kupic pile do miesa. SQ sprawdzilo wszystkie sklepy w calej prowincji i nic z tego nie wyniklo. Sprzedano tysiace takich pil.

W takim razie co? Nauczylam sie, ze usilne proby wydobycia jakiejs mysli z podswiadomosci pograzaja ja tylko glebiej. Jesli pozwole jej swobodnie dryfowac, to w koncu wyplynie na powierzchnie. Zaplacilam za mieso i poszlam do domu, wstepujac tylko na chwile do Burger Kinga przy Ste. Catherine.

W domu spotkala mnie naprawde przykra niespodzianka. Ktos dzwonil. Przez kilka minut siedzialam na brzegu kanapy, trzymajac kurczowo moje zakupy i gapiac sie na mrugajace swiatelko. Jedna wiadomosc. Czy to Tanguay? Czy cos by do mnie mowil, czy uslyszalabym tylko cisze, a po chwili ciagly sygnal?

– Histeryzujesz, Brennan. To pewnie Ryan. Wytarlam dlon, siegnelam do telefonu i wcisnelam przycisk. To nie byl Tanguay. Gorzej.

– Czesc, mamo. Wyszlas gdzies sie zabawic? Halo? Jestes tam? Odbierz. – Slyszalam cos, co brzmialo jak jadace samochody, jakby dzwonila z telefonu gdzies na ulicy. – Chyba ciebie nie ma. Wlasciwie to i tak nie moge rozmawiac. Jestem w drodze. Znowu w drodze… – Zanucila modny akurat kawalek country. – Niezle, co? Niewazne, jade cie odwiedzic, mamo. Masz racje. Max jest przyglupem. Nie potrzeba mi tego. – Uslyszalam glos

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×