krew w lewej skroni.

Wybuch mojego gniewu sprawil, ze zastygla. Zrobila duze oczy, ktore wygladaly jak oczy lani zlowione przez dlugie swiatla. Przejechal jakis samochod, oswietlajac jej twarz najpierw bialym, a potem czerwonym swiatlem, w ktorym jej oczy wygladaly na jeszcze wieksze.

Czekala chwile, a jej profil byl zupelnie nieruchomy na tle letniego nieba. Potem, jakby otwarto zawor, jej cialo zaczelo sie rozluzniac. Puscila klamke, spuscila torebke na podloge i usiadla wygodnie. Znowu pograzyla sie w myslach, ponownie cos rozwazajac. Byc moze zastanawiala sie, od czego zaczac, a moze po prostu starala sie znalezc jakis inny sposob, zeby wybrnac z tej sytuacji. Czekalam.

W koncu wziela gleboki oddech, a jej ramiona nieco sie wyprostowaly. Zdecydowala sie na cos. Jak tylko zaczela mowic, zorientowalam sie, co zamierza zrobic. Powie mi cos niecos, ale nie za duzo. Starannie dobierala slowa, kroczac po trudnym i niepewnym gruncie swoich uczuc. Oparlam sie o drzwi i przygotowalam do wysluchania jej.

– Pracowalam ostatnio z… niecodziennymi ludzmi.

Pomyslalam, ze to malo precyzyjne, ale nie odzywalam sie.

– To znaczy, wiem, ze to brzmi banalnie. Ale nie chodzi mi tutaj o zwyczajnych ludzi ulicy. Z nimi potrafie sobie radzic.

Nie chciala nazywac rzeczy po imieniu,

– Jesli znasz graczy, nauczysz sie obowiazujacych tam regul i zargonu, to nie ma zadnych problemow. Jak wszedzie. Trzeba zobaczyc, jak ci ludzie sie zachowuja i uwazac, zeby ich nie wkurzac. Zasady sa calkiem proste: Nie wchodz nikomu w droge, nie pozwol dziewczynie stracic przez ciebie okazji zarobienia kasy, nie rozmawiaj z glinami. Poza nietypowymi godzinami pracy, nie ma z tym zadnych problemow. A w dodatku, teraz dziewczyny juz mnie znaja. Wiedza, ze nie stanowie dla nich zagrozenia…

Zamilkla. Nie wiedzialam, czy znowu zdecydowala sie milczec, czy po prostu zastanawiala sie, o czym teraz mowic. Postanowilam ja pociagnac za jezyk.

– Jedna z nich ci grozi?

Gabby zawsze przywiazywala duza wage do etyki, wlec podejrzewalam, ze stara sie chronic swojego informatora.

– Dziewczyny? Nie. Nie. One sa w porzadku. Z nimi nie ma zadnych problemow. Mysle, ze one w jakis sposob lubia moje towarzystwo. Potrafie byc rownie sprosna jak one.

Super. Juz wiemy, co nie jest jej problemem.

Drazylam dalej.

– Jak unikasz tego, zeby nie brali cie za jedna z nich?

– A, nawet nie probuje. Po prostu jakos sie z nimi zlewam. Inaczej zaprzepascilabym szanse na to, zeby wycisnac z nich tyle, ile bym chciala. Dziewczyny wiedza, ze nie odwalam numerow, wiec one po prostu, nie wiem, jakos mnie toleruja…

Nie zadalam pytania, ktore samo cisnelo sie na usta.

– Jesli jakis facet mnie zaczepia, po prostu mowie, ze akurat nie pracuje, Wiekszosc z nich jedzie dalej.

Zamilkla na chwile i znowu bila sie z myslami, zastanawiajac sie, co mi powiedziec, co zachowac dla siebie, a co miec w odwodzie, na wypadek, gdybym zaczela sie dopytywac. Bawila sie fredzlem przy swojej torebce. Z placu dobieglo szczekanie psa. Bylam pewna, ze Gabby ochrania kogos albo cos, ale tym razem nie przyciskalam jej.

– Wiekszosc z nich – kontynuowala. – Ale ostatnio jeden facet zrobil sie natretny.

Chwila ciszy.

– Kim on jest?

Znowu cisza.

– Nie wiem, ale gosciu mnie naprawde przeraza. Nie jest dziwkarzem, niedokladnie, ale lubi towarzystwo prostytutek. Mysle, ze dziewczyny nie zwracaja na niego specjalnej uwagi. Ale on wie bardzo duzo o ulicy i nie mial nic przeciwko rozmowie ze mna, wiec zrobilam z nim wywiad.

Zamilkla znowu.

– Ostatnio zaczal mnie sledzic. Na poczatku nie zdawalam sobie z tego sprawy, ale potem zaczelam go widywac w najrozniejszych miejscach. Czasami jest w metrze, kiedy wracam do domu wieczorem albo tutaj, na placu. Raz widzialam go kolo Concordii, przed budynkiem biblioteki, gdzie mam swoj gabinet. Czasami widze go za soba, na chodniku, idacego w tym samym kierunku, co ja. W zeszlym tygodniu bylam na St. Laurent, kiedy go zobaczylam. Chcialam sama siebie przekonac, ze to tylko moja wyobraznia, wiec sprawdzilam go. Kiedy zwalnialam, on tez. Przyspieszalam, on tez. Staralam sie go zgubic, wiec weszlam do cukierni. Kiedy z niej wyszlam, stal po drugiej stronie ulicy i udawal, ze oglada cos na wystawie.

– Jestes pewna, ze to zawsze ten sam gosc?

– Bez dwoch zdan.

Zapanowal dluga, napieta cisza. Przeczekalam ja.

– To jeszcze nie wszystko…

Wlepila wzrok w rece, ktore ponownie byly ciasno splecione.

– Ostatnio zaczal wygadywac naprawde dziwne rzeczy. Staralam sie go unikac, ale dzisiaj wieczorem zjawil sie w restauracji. Wyglada na to, jakby mnie gosciu ciagle namierzal… Niewazne, znowu zaczal to, co zawsze. Zadawal mi mnostwo najrozniejszych oblesnych pytan.

Zamyslila sie. Po chwili zwrocila sie do mnie, jakby znalazla odpowiedz, ktorej przedtem nie dostrzegala. Jej glos byl zaprawiony lekkim zdziwieniem.

– To chodzi o jego oczy, Tempe. Jego oczy sa takie dziwne! Sa czarne i nieugiete, jak zmii, a bialka sa cale rozowe i pelno w nich plamek krwi. Nie wiem, czy jest chory, czy moze wiecznie skacowany, czy co. Nigdy w zyciu nie widzialam takich oczu. Jak je widzisz, to czujesz, ze chcialabys sie zapasc pod ziemie, byle sie schowac. Tempe, ja nie wyrabiam! Chyba za duzo myslalam o naszej ostatniej rozmowie i o tym schizolu, ktory cwiartuje kobiety, i to mi sie z nim skojarzylo.

Nie wiedzialam, co powiedziec. W ciemnosci nie widzialam jej twarzy, ale jezyk ciala byl jednoznaczny – bala sie. Siedziala sztywna, skulona i przyciskala torebke do piersi, jakby dla ochrony.

– Co jeszcze wiesz o tym facecie?

– Niewiele.

– A co dziewczyny o nim mysla?

– Ignoruja go.

– Czy kiedykolwiek ci grozil?

– Nie. Nie bezposrednio,

– Czy kiedykolwiek byl agresywny, stracil panowanie nad soba?

– Nie.

– Cpa?

– Nie wiem.

– Wiesz, kim on jest albo gdzie mieszka?

– Nie. Sa rzeczy, o ktore nie pytamy. To niepisana zasada, milczaca umowa, ktorej kazdy tam przestrzega.

Znowu zapadla cisza i obie myslalysmy o tym, co mi wlasnie powiedziala. Przygladalam sie przejezdzajacemu niespiesznie po chodniku rowerzyscie. Jego kask wydawal sie pulsowac, kiedy znalazl sie pod latarnia, bo przez chwile odbijal swiatlo, a potem znowu znikal w ciemnosci. Przejechal kolo mnie, po czym powoli odjechal w noc i tylko migoczace swiatlo jego roweru przypominalo o tym, ze tedy przejezdzal. Wlaczalo sie i wylaczalo. Wlaczalo i wylaczalo.

Myslalam o tym, co powiedziala Gabby, zastanawiajac sie, czy to moja wina. Czy to ja wzbudzilam w niej strach mowiac o swoim wlasnym zboczencu, czy naprawde trafila na psychopate? Czy przesadza, mowiac o kilku zupelnie niegroznych zbiegach okolicznosci, czy naprawde jest zagrozona? Czy powinnam zostawic rzeczy ich wlasnemu biegowi? Czy powinnam cos zrobic? Czy to sprawa dla policji? Jak zwykle w takich sytuacjach, moj umysl sie zapetlil.

Siedzialysmy przez jakis czas, sluchajac odglosow dochodzacych z parku i wdychajac zapachy letniej nocy, a kazda z nas byla pograzona w swoich myslach. Chwila milczenia uspokoila nas nieco. W koncu Gabby potrzasnela

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×