glowa, spuscila torebke na kolana i oparla sie wygodnie o siedzenie. Chociaz w ciemnosci nie bylo widac rysow jej twarzy, czulam, ze zaszla w niej zmiana. Kiedy sie odezwala, jej glos byl silniejszy i pewniejszy.

– Wiem, ze przesadzam, wyolbrzymiam. To pewnie jakis dziwak, ktory chce mnie wyprowadzic z rownowagi. A ja mu na to pozwalam. Pozwalam temu skurwielowi soba manipulowac.

– Czy ty przypadkiem nie spotykasz zbyt wielu tych “dziwakow', jak to ich okreslasz…

– Tak. Moi rozmowcy w wiekszosci rzeczywiscie nie sa typem ministrantow. – Zasmiala sie smutno.

– A dlaczego myslisz, ze ten facet jest inny od tamtych?

Zaczela sie nad tym zastanawiac, obgryzajac jednoczesnie paznokiec u kciuka.

– Hm, trudno to wyrazic slowami. Jest jakas… granica, ktora dzieli niegroznych dziwakow od pomylencow. Trudno ja wyznaczyc, ale czuje sie, kiedy ktos ja przekroczyl. Moze to instynkt, ktory sie we mnie tam wyksztalcil… W tym interesie, jesli kobieta czuje sie przez kogos zagrozona, nie pojdzie x nim. Kazda zwraca uwage na cos innego, ale wszystkie na podstawie obserwacji oceniaja, czy facet jest dla nich niebezpieczny. Czasem sa to oczy, czasem jakies dziwne prosby. Helene nie idzie z zadnym facetem w kowbojskich butach.

Znowu wylaczyla sie na chwile, zeby z soba pokonferowac.

– Mysle, ze po prostu dalam sie poniesc przez te cala gadanine o seryjnych mordercach i dewiantach seksualnych.

Kolejna chwila zastanowienia.

Staralam sie ukradkiem spojrzec na zegarek.

– Ten facet po prostu chce mnie zaszokowac.

Chwila ciszy. Przekonywala sama siebie, zeby juz nic nie mowic.

– Co za dupek.

Albo wrecz przeciwnie.

Z kazda chwila jej glos zdradzal wzbierajaca w niej zlosc.

– Do cholery, Tempe, nie pozwole temu wypierdkowi, zeby sie podniecal, mowiac sprosne rzeczy i pokazujac mi te wszystkie oblesne zdjecia. Powiem mu, zeby je sobie wsadzil gleboko w dupe.

Odwrocila sie i polozyla reke na mojej.

– Przepraszam, ze przywleklam cie tutaj. Jestem beznadziejna! Wybaczysz mi?

Wpatrywalam sie w nia w milczeniu. Znowu zdziwila mnie gwaltowna zmiana jej stanu emocjonalnego. Jak mogla byc przerazona, rzeczowa, wsciekla, a potem prosic o wybaczenie, i to wszystko w ciagu zaledwie pol godziny? Bylam zbyt zmeczona i bylo zbyt pozno, zebym mogla sie nad tym zastanawiac.

– Gabby, jest juz pozno. Porozmawiajmy o tym jutro. Oczywiscie, ze nie jestem na ciebie zla. Po prostu sie ciesze, ze juz doszlas do siebie. Naprawde chce, zebys sie u mnie przespala. Zawsze bedziesz mile widzianym gosciem.

Pochylila sie w moja strone i objela mnie.

– Dzieki, ale juz nic mi nie bedzie. Zadzwonie do ciebie, obiecuje.

Patrzylam, jak wchodzi po schodach, a sukienka unosi sie wokol niej jak mgla. Po chwili zniknela w purpurowych drzwiach i miedzy autem a domem bylo juz cicho i pusto. Siedzialam sama, otoczona ciemnoscia i delikatnym zapachem drzewa sandalowego. Choc nic sie nie poruszylo, na chwile moje serce przeszyl chlod, ale juz po chwili zniknal, jakby to byl tylko cien.

Przez cala droge do domu moj umysl przebiegaly najrozniejsze mysli. Czy Gabby tworzy po prostu kolejny melodramat? Czy naprawde jest w niebezpieczenstwie? Czy bylo cos, o czym mi nie powiedziala? Czy ten mezczyzna moze byc naprawde niebezpieczny? Czy moze wykielkowalo ziarno paranoi, ktore w niej zasialam, mowiac o tych morderstwach? Czy powinnam zawiadomic policje?

Postanowilam nie pozwolic, zeby zawladnela mna obawa o bezpieczenstwo Gabby. Kiedy znalazlam sie w domu, skorzystalam z dzieciecego rytualu, ktory sprawdza sie, kiedy jestem spieta albo zbyt pobudzona – napuscilam wody do wanny i dodalam do niej soli ziolowych. Wlaczylam plyte Leonarda Cohena na caly regulator i kiedy sie moczylam, on spiewal mi o przyszlosci. Sasiedzi beda musieli to wytrzymac. Po wyjsciu z wanny, zadzwonilam do Katy, ale odpowiedziala mi tylko automatyczna sekretarka. Potem podzielilam sie mlekiem i ciastkami z Birdiem, ktory wolal mleko, postawilam naczynia na blacie i powloklam sie do lozka.

Niepokoj niezupelnie mnie opuscil. Sen nie nadchodzil i przez jakis czas i lezalam w lozku, patrzac na cienie na suficie i walczac ze soba, zeby nie zadzwonic do Pete'a, na co przyszla mi nagla ochota. Nienawidzilam siebie za to. ze potrzebowalam go w takich sytuacjach, ze pragnelam jego sily, kiedy bylam zdenerwowana. Poprzysieglam sobie, ze zerwe z tym zwyczajem.

W koncu pograzylam sie we snie, jak w wirze, ktory wyssal ze mnie mysli o Peterze, Katy, Gabby i o morderstwach. Dobrze sie stalo. Dzieki temu mialam sile przetrwac nastepny dzien.

8

Spalam twardo do pietnascie po dziewiatej nastepnego ranka. Przewaznie nic moge sobie dlugo pospac, ale akurat byl piatek, 14 czerwca, dzien St. Jean Baptiste'a, La Fete Nationale du Quebec i rozkoszowalam sie slodkim lenistwem, dozwolonym w takich dniach. Swieto sw. Jana Chrzciciela jest najwazniejszym swietem w prowincji, wiec prawie wszystko jest zamkniete i tego ranka nie znajde pod drzwiami wydania Gazette, wiec zrobilam kawe, po czym poszlam do sklepu na rogu po jakas inna gazete. Dzien byl sloneczny, a powietrze przejrzyste, swiat promieniowal zyciem. Przedmioty i ich cienie widac bylo bardzo wyraznie, mnogoscia odcieni zaskakiwaly kolory cegiel i drewna, metalu i farb, trawy i kwiatow. Niebo bylo rozswietlone i nie bylo na nim nawet sladu chmur, jego kolor przypominal mi niebieski z obrazkow swietych z mojego dziecinstwa, ten fantastyczny, delikatny niebieskozielonawy odcien. Jestem przekonana, ze podobalby sie swietemu Janowi.

Powietrze poranka bylo cieple i aksamitne, a w dodatku unosil sie w nim niebianski zapach kwitnacych petunii, wiszacych w skrzynkach pod oknami. Przez caly ostatni tydzien wzrastala temperatura, powoli, ale bez przerwy i kazdy dzien byl cieplejszy od poprzedniego. Na dzisiaj przepowiadano trzydziesci dwa stopnie Celsjusza. Szybko sobie przeliczylam – mniej wiecej osiemdziesiat dziewiec stopni Farrenheita. Rzeka oblewajaca wyspe, na ktorej polozony jest Montreal, zapewnia stala, wysoka wilgotnosc powietrza. Hurra! Bedzie taki dzien, jak w Karolinie: upalny i wilgotny. Dorastalam na poludniu, wiec uwielbiam taka pogode.

Kupilam Le Journal de Montreal. “Najwiekszy francuskojezyczny dziennik w Ameryce' nie byl taki drobiazgowy, jak angielskojezyczny Gazette ukazal sie w dzien wolny od pracy. Wracajac do domu, rzucilam okiem na pierwsza strone. Naglowek byl wypisany osmiocentymetrowymi literami w kolorze nieba: BONNE FETE QUEBEC!

Pomyslalam o paradzie i koncertach, ktore odbeda sie w Parc Maisonneuve, o morzu potu i piwa, ktore splynie dzisiejszego dnia, i o politycznej i przepasci dzielacej mieszkancow Quebecu. Perspektywa jesiennych wyborow podminowywala atmosfere i ci dazacy do utworzenia z Quebecu niepodleglego panstwa zywili nadzieje, ze nastapi to wlasnie w tym roku. Koszulki i plakaty juz krzyczaly: L'an prochain mon pays! Za rok moj wlasny kraj! Mam nadzieje, ze przemoc nie splami tego dnia.

Wrociwszy do domu, nalalam sobie kawy, przygotowalam miseczke musli i rozpostarlam gazete na stole w jadalni. Jestem uzalezniona od wiadomosci. Juz po kilku dniach bez gazety, kiedy to zaspokajam ciekawosc informacjami telewizyjnymi o jedenastej, musze miec kontakt ze slowem pisanym. Gdy podrozuje, to po przyjezdzie najpierw znajduje CNN, a dopiero potem zaczynam sie rozpakowywac. W ciagu tygodnia jestem zbyt zajeta uczeniem albo praca w laboratorium, zeby moc czytac, wiec nieodlacznie towarzysza mi glosy z “Serwisow porannych' i “O wszystkim po trochu' i wiem, ze jak nadejdzie weekend, to sobie odbije.

Nie moge pic, nienawidze dymu papierosowego, a przez ostatni rok moje zycie seksualne tez pozostawialo wiele do zyczenia, wiec w sobotnie ranki urzadzalam sobie gazetowe orgie, godzinami czytajac o najblahszych szczegolach. Nie chodzi o to, ze w gazetach sa jakies nowe wiadomosci. Nie ma. Zdaje sobie z tego sprawe. Jest tak, jak z kulami w bilardzie – zawsze gra sie tymi samymi. Caly czas powtarzaja sie te same zdarzenia. Trzesienie ziemi. Zamach stanu. Wojna handlowa. Branie zakladnikow. Ja po prostu musze wiedziec, ktore kule sa w grze danego dnia.

Le Journal zawsze publikuje krotkie artykuly i jest w nim duzo zdjec. Chociaz nie jest to moj ulubiony The Christian Science Monitor, jakos ujdzie. Birdie znal juz moje nawyki i ulokowal sie

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×