– Jak to sie stalo, ze z badan nad koscem malp przeszla pani do zwlok?

– Zajmuje sie biologia kosci. To obejmuje obie dziedziny.

– Tak. To prawda.

– I co z ta malpa?

– Malpa… Niewiele moge pani powiedziec. – Potarl jednym butem o drugi, pochylil sie do przodu i strzepal cos ze spodni. – Przyszedlem ktoregos dnia i zastalem pusta klatke. Myslelismy, ze moze ktos nie zamknal klatki i Alsa, tak miala na imie, uwolnila sie. One to potrafia, wie pani. Byla bardzo przebiegla i miala fenomenalnie zreczne rece. Naprawde zadziwiajace. Zreszta niewazne. Przeszukalismy caly budynek, powiadomilismy ochrone uniwersytetu, zrobilismy wszystko, co bylo mozna, ale nie udalo nam sie jej znalezc. Potem trafilem na artykul w gazecie. Reszte pani zna.

– Co z nia robiliscie?

– W gruncie rzeczy ja nie zajmowalem sie Alsa. Pracowala nad nia studentka piatego roku. Mnie interesuja zwierzece systemy porozumiewania sie, szczegolnie, choc nie wylacznie, te, w ktorych glowna role odgrywaja feromony i inne sygnaly wechowe…

Zmiana intonacji i pojawienie sie zargonu kazaly mi sie domyslac, ze juz niejednokrotnie wyglaszal ten monolog. Zaczal tym charakterystycznym tonem, poczynajac od “Ja zajmuje sie…' – typowym dla naukowcow, ktorzy mowia cos do laikow. Trzeba wtedy przeczekac wedle zasady MZK: Mow Zrozumiale Kretynie. Ten typ dyskursu zarezerwowany jest na koktajle, spotkania dobroczynne, rozmowy wstepne i inne tego typu okolicznosci. Wszyscy naukowcy maja cos takiego. Wysluchalam go cierpliwie.

– Co badala? – Wystarczy o tobie.

Na jego twarzy zagoscil kwasny usmiech i potrzasnal glowa.

– Jezyk. Nauka jezyka u naczelnych w Nowym Swiecie. To wlasnie od tego pochodzi jej imie. L/Apprentissage de la Langue du Singe Americain. ALSA. Marie-Lise miala byc odpowiedzia Quebecu na Penny Patterson, a Alsa miala byc KoKo poludniowoamerykanskich malp.

Machnal piorem nad glowa, zachnal sie drwiaco, po czym gwaltownie spuscil reke. Opadla ciezko na biurko. Przygladalam sie jego twarzy. Wygladal albo na zmeczonego, albo na zniecheconego, nie wiedzialam ktore.

– Marie-Lise?

– Moja studentka.

– I co, wszystko szlo dobrze?

– Kto wie? Tak naprawde nie miala dosyc czasu. Malpa zniknela po pieciu miesiacach od rozpoczecia badan. – Znowu ten kwasny usmiech. – A Marie- Lise wkrotce po niej.

– Przerwala studia?

Pokiwal glowa.

– Wie pan dlaczego? Dlugo milczal, nim odpowiedzial.

– Marie-Lise byla dobra studentka. Z pewnoscia musialaby od nowa zaczac swoja prace magisterska, ale jestem pewien, ze poradzilaby sobie.

Uwielbiala to, czym sie zajmowala. Tak, byla zalamana, kiedy zabito Alse, ale to chyba nie byl powod.

– A jak pan mysli, jaki byl powod?

Rysowal male trojkaty na jednej z ksiazek. Nie bede go popedzac,

– Miala chlopaka. Non stop jej trul, ze cale dnie przesiaduje na uniwersytecie. Namawial ja, zeby przerwala studia. Rozmawiala o tym ze mna tylko raz, moze dwa razy, ale wydaje mi sie, ze udalo mu sie ja przekonac. Spotkalem go na dwoch imprezach wydzialowych. Wydawal mi sie naprawde dziwny.

– Dlaczego?

– Po prostu… Nie wiem, byl odludkiem. Cyniczny. Konfliktowy. Grubianski. Jakby nigdy nie potrafil opanowac podstawowych… umiejetnosci. Zawsze przypominal mi malpe Harlowa. Rozumie pani? Jakby byl wychowywany w odosobnieniu i nigdy nie nauczyl sie zyc z innymi. Niezaleznie, co sic do niego mowilo, przewracal oczyma i glupio sie usmiechal. Boze, jak ja te go nienawidzilem…

– Podejrzewal go pan? Ze to moze on zabil Alse, zeby uniemozliwic Marie-Lise prace, zeby ja sklonic do przerwania studiow?

Milczal, wiec wywnioskowalam, ze kiedys o tym myslal.

Potem powiedzial:

– Byl wtedy rzekomo w Toronto.

– Mogl to potwierdzic?

– Marie-Lise mu wierzyla. Pozniej juz nie drazylismy tego tematu. Byla zbyt przygnebiona. Zreszta po co? Alsa nie zyla.

Nie bardzo wiedzialam, jak zadac nastepne pytanie.

– Czy kiedykolwiek czytal pan notatki Marie-Lise, kiedy zajmowala sie Alsa?

Przestal gryzmolic i spojrzal na mnie ostro.

– O co pani chodzi?

– Czy jest mozliwosc, ze starala sie cos zatuszowac? Ze miala jakis powod, zeby storpedowac badania?

– Nie. W zadnym razie. – W jego glosie nie bylo cienia watpliwosci. W oczach tak.

– Utrzymuje z panem kontakt?

– Nie.

– Czy to normalne?

– Niektorzy studenci sie odzywaja, inni nie. – Trojkaty pokrywaly coraz wieksza przestrzen.

Zmienilam taktyke.

– Kto jeszcze mial dostep do tego… To jest laboratorium, tak?

– Tak, ale male. Tutaj, w kampusie trzymamy bardzo malo zwierzat. Po prostu nie mamy miejsca. Wie pani, kazdy gatunek musi byc w osobnym pomieszczeniu…

– Naprawde?

– Tak. KKOZ ma specjalne wytyczne co do temperatury pomieszczenia, jego wielkosci, pozywienia i mnostwa innych najrozniejszych parametrow.

– KKOZ?

– Kanadyjski Komitet Ochrony Zwierzat. Publikuja przewodnik dotyczacy opieki i wykorzystywania zwierzat do eksperymentow. To taka nasza biblia. Kazdy wykonujacy badania na zwierzetach musi sie do niej dostosowac. Naukowcy. Hodowcy. Przemysl. Mowi sie tam takze o zdrowiu i bezpieczenstwie personelu pracujacego ze zwierzetami.

– A co ze srodkami ostroznosci?

– A, tak. Wytyczne sa bardzo szczegolowe.

– Jakie srodki ostroznosci podejmowaliscie?

– Teraz pracuje nad ciernikami. To ryby.

Okrecil sie na krzesle i wskazal dlugopisem na zdjecie ryby na scianie.

– One nie sa zbyt wymagajace. Niektorzy moi koledzy trzymaja szczury laboratoryjne. One tez nie sa. Walczacy o prawa zwierzat przewaznie nie krusza kopii o ryby i gryzonie.

Na jego twarzy pojawil sie usmiech, ktory niewatpliwie zagwarantowalby mu zloty medal na mistrzostwach swiata kwasnych usmiechow.

– Oprocz szczurow, Alsa byla tutaj jedynym ssakiem, wiec srodki bezpieczenstwa nie byly takie surowe. Miala swoj wlasny pokoik, ktory zamykalismy. Oczywiscie zamykalismy tez jej klatke. I drzwi wejsciowe do laboratorium…

Zamilkl.

– Myslalem juz o tym wczesniej. Nie pamietam, kto ostatni wychodzil z laboratorium tamtego wieczora. Pamietam, ze nie mialem wieczorem zajec, wiec chyba nie siedzialem tu do pozna. Pewnie jakis student piatego roku robil obchod. Sekretarka nie sprawdza, czy tamte drzwi sa zamkniete, chyba ze wydam jej takie polecenie.

Znowu zamilkl.

– Podejrzewam, ze ktos z zewnatrz mogl sie tam dostac. Nie byloby specjalnych problemow, jesli ktos zostawilby nie zamkniete drzwi. Nie na wszystkich studentach mozna polegac.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×