kroczac po kawalkach asfaltu, aluminiowych puszkach, potluczonym szkle i martwych roslinach. Jak udawalo jej sie isc tak szybko w szpilkach?

Wyszlysmy po drugiej stronie dzialki, skrecilysmy w jakas uliczke i po chwili weszlysmy do niskiego, drewnianego budynku, na ktorym nie bylo zadnego napisu. Okna byly zamalowane na czarno, a sznury bozonarodzeniowych swiatel stanowily jedyne zrodlo swiatla, spowijajac wnetrze czerwonawa poswiata, podobna do tej, jaka czasem mozna spotkac na wystawach nocnych zwierzat. Zastanawialam sie, czy o to wlasnie chodzilo. Zeby wzbudzic w klientach chec do zabawy pozno w noc?

Dyskretnie rozejrzalam sie wokol siebie. Moje oczy nie musialy sie dlugo przystosowywac, bo swiatla bylo prawie tyle samo co na zewnatrz. Zeby utrzymac calosc w swiatecznym klimacie, dekorator zdecydowal sie na sosnowe plyty na scianach i czerwony plastik na wysokich krzeslach, a na dodatek okrasil wszystko reklamami piwa. Wzdluz jednej sciany staly boksy z ciemnego drewna, a przy drugiej skrzynki z piwem. Chociaz bar byl prawie pusty, powietrze bylo geste od dymu papierosowego, taniego alkoholu, wymiocin, potu i trawy. Doszlam do wniosku, ze moze nie docenialam mojego kawalka betonu.

Jewel i barman pozdrowili sie skinieniem glowy. Mial skore koloru stojacej caly dzien kawy i krzaczaste brwi. Przygladal sie spod nich naszym ruchom.

Jewel powoli przechodzila przez bar, patrzac na wszystkie twarze z pozornym brakiem zainteresowania. Jakis starszy mezczyzna siedzacy na krzesle w rogu krzyknal do niej, unoszac piwo i gestami zapraszajac ja do siebie. Poslala mu pocalunek. Pokazal jej palec.

Kiedy przechodzilysmy kolo pierwszego boksu, wyciagnela sie z niego reka i chwycila Jewel za nadgarstek. Druga reka Jewel odciagnela ja, z powrotem na stol.

– Zlobek juz zamkniety, kochanie.

Schowalam rece do kieszeni i wlepilam wzrok w plecy Jewel.

Przy trzecim boksie Jewel sie zatrzymala, splotla rece i powoli potrzasnela glowa.

– Mon Dieu – powiedziala, cmokajac.

Jedyna osoba siedzaca w boksie wpatrywala sie w szklanke wodnistej brazowej cieczy. Lokcie miala oparte na stole, a zacisniete w piesci dlonie wpijaly jej sie w policzki. Widzialam tylko czubek jej glowy. Lsniace, brazowe wlosy z nierownym przedzialkiem na srodku spadaly bezwladnie po obu stronach twarzy. Biale plamki znaczyly przedzialek.

– Julie – odezwala Jewel.

Twarz ani drgnela.

Jewel ponownie cmoknela, po czym weszla do boksu, a ja za nia, cieszac sie, ze jestem oslonieta.

Stol lepil sie od czegos, czego nawet nie chcialam probowac identyfikowac. Jewel oparla lokiec o jego krawedz i natychmiast gwaltownie wycofala reke.

Wyciagnela papierosa, zapalila go i wydmuchnela dym w gore.

– Julie – powtorzyla ostrzejszym glosem.

Julie wciagnela powietrze i uniosla brode.

– Julie? – Dziewczyna powtorzyla swoje imie. Jej glos brzmial tak, jakby ja wyrwano ze snu.

Serce zaczelo bic mi szybciej i przygryzlam zebami dolna warge. O Boze.

Patrzylam na twarz nie starsza niz pietnascie lat. Byla zlepkiem roznych odcieni szarosci. Trupio blada skora, popekane wargi, metne i tepe podkrazone oczy wygladaly tak, jakby ich wlascicielka dawno nie widziala swiatla slonecznego.

Julie spogladala na nas bez wyrazu, jakby jej mozg potrzebowal duzo czasu, zeby nas zwizualizowac – wyraznie poznawanie twarzy to trudne zadanie. Po chwili spytala:

– Poczestujesz mnie, Jewel?

Wyciagnela przez stol trzesaca sie reke. W slabym swietle jej skora po wewnetrznej stronie lokcia wygladala na purpurowa. Male punkciki znaczyly zyly po wewnetrznej stronie nadgarstka.

Jewel zapalila playera i podala go jej.

Julie gleboko sie zaciagnela, przytrzymala dym i wydmuchnela go do gory w ten sam sposob, co Jewel.

– Tak. O, tak – powiedziala. Kawaleczek bibulki od papierosa przylgnal jej do dolnej wargi.

Znowu sie zaciagnela, z zamknietymi oczyma, kompletnie pochlonieta rytualem palenia. Czekalysmy. Robienie dwoch rzeczy na raz przekraczalo mozliwosci Julie.

Jewel spojrzala na mnie. Z jej oczu nie dalo sie nic wyczytac. Pozwolilam jej prowadzic rozmowe.

– Julie, kochanie, pracowalas?

– Troche.

Dziewczyna pociagnela kolejnego dlugiego macha i wypuscila przez nos dwie smugi dymu. Patrzylysmy, jak te srebrne chmury rozpraszaja sie w czerwonawym swietle.

Jewel i ja siedzialysmy cicho, kiedy Julie palila. Nie zastanawiala jej nasza obecnosc tutaj. Wygladalo na to, ze w ogole niewiele ja zastanawialo.

Po chwili skonczyla, spetowala i spojrzala na nas. Wygladala tak, jakby sie zastanawiala, jaka korzysc moze przyniesc jej nasza obecnosc tutaj.

– Nic dzisiaj nie jadlam – powiedziala. Podobnie jak oczy, jej glos byl matowy i znuzony.

Rzucilam okiem na Jewel. Wzruszyla ramionami i wyciagnela kolejnego papierosa. Rozejrzalam sie. Nigdzie nie bylo karty dan. Ani tablicy.

– Maja tu hamburgery.

– Masz ochote na hamburgera? – Ile mam przy sobie gotowki?

– Banco je dobrze przyrzadza.

– Okej.

Wychylila sie z boksu i krzyknela do barmana.

– Banco. Moge prosic hamburgera? Z serem? – Jej glos brzmial, jakby miala szesc lat.

– Kredyt ci sie skonczyl, Jules.

– Ja place – powiedzialam wychylajac glowe z boksu.

Banco stal ze splecionymi na piersiach rekoma, opierajac sie o zlew. Jego ramiona wygladaly jak galezie baobabu.

– Jednego? – Odepchnal sie.

Spojrzalam na Jewel. Potrzasnela glowa.

– Tak.

Schowalam glowe do boksu. Julie wcisnela sie w kat, luzno trzymajac szklanke w dwoch rekach. Miala opadnieta zuchwe i jej usta byly lekko rozchylone. Na dolnej wardze ciagle tkwil kawalek papieru. Chcialam go zdjac, ale ona chyba w ogole nie wiedziala, ze go ma. Doszedl nas pisk mikrofalowki, a po chwili jednostajny szum. Jewel zapalila kolejnego papierosa.

Po chwili mikrofalowka wydala cztery piski i zjawil sie Banco z parujacym hamburgerem owinietym w celofan. Polozyl go przed Julie, po czym spojrzal na mnie i na Jewel. Zamowilam wode gazowana. Jewel potrzasnela glowa.

Julie przedarla celofan, po czym podniosla gorna czesc bulki, zeby zobaczyc, co jest w srodku. Usatysfakcjonowana, ugryzla ja. Kiedy Banco przyniosl moja wode, ukradkiem spojrzalam na zegarek. Dwadziescia po trzeciej. Pomyslalam, ze Jewel juz sie chyba wiecej nie odezwie.

– Gdzie pracowalas, slonko?

– Nigdzie specjalnie. – Padlo miedzy kesami hamburgera.

– Nie widywalam cie ostatnio.

– Bylam chora.

– Teraz juz sie lepiej czujesz?

– Hm.

– Pracujesz w Main?

– Troche,

– Caly czas obslugujesz tego kolesia z szlafroczkiem? – Glosem jak gdyby nigdy nic.

– Kogo? – Przejechala jezykiem po brzegu hamburgera, jak dziecko po lodzie.

– Faceta z nozem.

– Nozem?- Nieobecnie.

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×