Zebracy, prostytutki, narkomani i turysci. Klebily sie grupki wyluzowanych akwizytorow i urzedasow. Dla jednych byl to swiat zabawy, a dla innych pozbawiona uroku, smutna rzeczywistosc. St. Laurent zapraszalo wszystkich.

W odroznieniu od mojej poprzedniej bytnosci tutaj, tym razem mialam plan. Przeciskalam sie w strone Ste. Catherine, majac nadzieje znalezc Jewel Tambeaux. Nie bylo to takie latwe. Chociaz jak zwykle przed hotelem Granada tloczyla sie gromadka kobiet, Jewel wsrod nich nie bylo.

Przeszlam przez ulice i przyjrzalam sie kobietom. Zadna nie siegnela po kamien. Uznalam to za dobry znak. Co teraz? Po ostatnich doswiadczeniach z tymi damami, wiedzialam, czego nie robic. Nie wiedzialam jednak, jak sie powinnam zachowywac.

Mam zasade, ktora do tej pory sprawdzala sie w zyciu. Kiedy masz watpliwosci, nic nie rob. Jesli nie jestes pewna, nie kupuj czegos, nie komentuj, nie zobowiazuj sie do niczego. Siedz cicho. Odejscie od tej zasady przewaznie zle sie konczylo. Czerwona sukienka z falbankami. Zaciekla dysputa o kreacjonizmie. Ostrzegawczym listem od rektora. Tym razem nie odstepowalam od swojej zasady.

Znalazlam betonowy blok, zrzucilam z niego kawalki szkla i usiadlam na nim. Siedzialam trzymajac kolana razem i czekalam, patrzac na Granade, Czekalam i czekalam.

Przez jakis czas opera mydlana toczaca sie na moich oczach byla nawet intrygujaca. Szybko minela polnoc, zrobila sie pierwsza. Potem druga. Ten film byl o uwodzeniu i wykorzystywaniu. Smutek mlodosci. Modelki. Moda na cpanie. Bawilam sie z soba, wymyslajac zabawne tytuly.

O trzeciej i to mnie juz przestalo bawic. Bylam zmeczona, zniechecona i znudzona. Wiedzialam, ze prowadzenie obserwacji to zadna rewelacja, ale nie bylam przygotowana na to, ze jest to az tak zamulajace. Wypilam tyle kawy, ze mozna by nia wypelnic akwarium, wyliczalam sobie najrozniejsze rzeczy, skomponowalam kilka listow, ktorych nigdy nie napisze, i bawilam sie starajac odgadnac, jakie historie zyciowe maja liczni przewijajacy sie przed moimi oczyma mieszkancy Quebecu. Prostytutki i ich klienci pojawiali sie i znikali, ale nie bylo posrod nich Jewel Tambeaux.

Wstalam i rozprostowalam sie, rozwazylam nawet rozmasowanie mojego znieczulonego tylka, ale zrezygnowalam z tego pomyslu. Nastepnym razem, zadnego betonu. Nastepnym razem zadnego siedzenia i wypatrywania prostytutki, ktora moze byc w Saskatoon.

Kiedy ruszylam juz w strone samochodu, po drugiej stronie ulicy przy krawezniku zatrzymal sie bialy, duzy pontiac. Wylonila sie z niego jaskrawo pomaranczowa czupryna, a za nia znajoma twarz i bluzka.

Jewel Tambeaux trzasnela drzwiami pontiaca, schylila sie, wlozyla glowe do samochodu przez otwarte okno i powiedziala cos do kierowcy. Chwile pozniej samochod szybko odjechal, a Jewel przylaczyla sie do dwoch kobiet siedzacych na schodach hotelu. W swietle migajacego neonu wygladaly jak trzy gospodynie domowe rozmawiajace na werandzie w podmiejskim domku. Ich smiech niosl sie w nocnym powietrzu. Po chwili Jewel wstala, podciagnela nieco swoja blyszczaca mini i ruszyla w kurs.

Main zaczynalo sie zwijac, lowcow mocnych wrazen juz nie bylo, zaczynali sie natomiast pojawiac zbieracze odpadkow. Jewel szla powoli, kolyszac biodrami. Przeszlam przez ulice i znalazlam sie za nia.

– Jewel?

Odwrocila sie, usmiechnela i na jej twarzy pojawil sie pytajacy wyraz. Nie mnie sie spodziewala. Jej oczy przebiegly po mojej twarzy, zaklopotane i rozczarowane. Czekalam, az mnie rozpozna.

– Margaret Mead…

Usmiechnelam sie. – Tempe Brennan.

– Zbierasz materialy do ksiazki? – Reka wykonala taki gest, jakby wypisywala tytul. – “Dupa na obcasach, czyli moje zycie wsrod prostytutek'. – Powiedziala to z akcentem typowym dla poludnia Stanow.

Rozesmialam sie.

– Pewnie by sie dobrze sprzedawala. Moge sie z toba przejsc?

Wzruszyla ramionami, wypuscila powietrze, po czym sie odwrocila i ponownie zaczela kolysac biodrami. Zrownalam sie z nia.

– Ciagle szukasz swojej przyjaciolki, chere?

– Tak naprawde, to chcialam znalezc ciebie. Nie spodziewalam sie, ze zjawisz sie tak pozno.

– Przedszkole jest jeszcze czynne, slonko. Trzeba sie uwijac, zeby sie utrzymac w interesie.

– Widze.

Przez chwile szlysmy nic nie mowiac, stawialam tenisowki w rytm metalicznego stukotu jej szpilek.

– Juz nie probuje szukac Gabby. Mysle, ze ona nie chce byc znaleziona. Jakis tydzien temu zjawila sie u mnie, a potem znowu zniknela. Uznalam, ze jak przyjdzie, to bedzie i juz…

Obserwowalam jej reakcje. Jewel wzruszyla ramionami i nic nie powiedziala. Kiedy szlysmy, jej lakierowane wlosy raz znajdowaly sie w cieniu, a raz byly w pelni oswietlone. Gdzieniegdzie wylaczaly sie neony, bo zamykano ostatnie knajpy, a wraz z nimi odor stechlego piwa i dymu papierosowego.

– Chodzi o to, ze chcialabym porozmawiac z Julie.

Jewel zatrzymala sie i odwrocila do mnie. Jej twarz zdradzala odretwienie, jakby byla juz zupelnie zmeczona noca. Zyciem. Z dekoltu bluzki wyciagnela paczke playersow, zapalila jednego i wydmuchnela dym do gory.

– Moze powinnas isc do domu, zlotko.

– Dlaczego tak mowisz?

– Caly czas scigasz zabojcow, prawda, slonko?

Jewel Tambeaux byla nie w ciemie bita.

– Jestem przekonana, ze jeden gdzies tu sie kreci.

– I myslisz, ze to kowboj, z ktorym zabawia sie Julie?

– Najpierw chcialabym z nim porozmawiac.

Wziela macha, stracila popiol dlugim, czerwonym paznokciem, po czym przygladala sie iskierkom uderzajacym w chodnik.

– Juz ostatnio mowilam ci, ze ten gosc ma mul zamiast mozgu i osobowosc kijanki, ale watpie, zeby kogos zabil.

– Wiesz, kim on jest? – spytalam.

– Nie. Takich kretynow rzadko sie widuje. W ogole sobie nimi nie zawracam glowy.

– Powiedzialas, ze ten gosciu to typ spod ciemnej gwiazdy.

– Tutaj w ogole nie ma zbyt wielu porzadnych, slonko.

– Krecil sie tu ostatnio?

Przygladala sie mi, a potem zaczela zastanawiac sie nad czyms, przypominajac sobie jakas sytuacje albo mysl, ale co to bylo, moglam tylko zgadywac. Wyraznie nic przyjemnego.

– Tak. Widzialam go.

Czekalam. Wziela macha i patrzyla na wolno przejezdzajacy samochod.

– Ale nie widzialam ostatnio Julie.

Wziela kolejnego macha, zamknela oczy, wstrzymala dym w plucach, po czym wydmuchnela go do gory.

– Ani twojej przyjaciolki Gabby.

Otworzyla sie. Powinnam ja przycisnac?

– Myslisz, ze udaloby mi sie go znalezc.

– Szczerze mowiac, slonko, podejrzewam, ze bez mapy nie znalazlabys wlasnego tylka.

Milo wiedziec, ze jest sie szanowanym.

Jewel wziela ostatniego macha, rzucila niedopalek i zdeptala go butem.

– No dobra, Margaret Mead. Znajdzmy tego kowboja.

31

Teraz, kiedy Jewel szla w konkretne miejsce, stukot jej szpilek byl duzo szybszy. Nie wiedzialam, gdzie mnie prowadzi, ale z pewnoscia w miejsce ciekawsze, niz moj betonowy punkt obserwacyjny.

Szlysmy wzdluz Ste. Catherine przez chwile, po czym przeszlysmy przez nie zabudowana dzialke. Brzoskwiniowa czupryna Jewel szybko przecinala ciemnosc, a ja szlam za nia potykajac sie od czasu do czasu,

Вы читаете Zapach Smierci
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×