– No wiesz, chere, ten facet, co lubi bawic sie swoim joystickiem, kiedy ty pozujesz mu w pizamie jego mamy…
Julie zaczela wolniej przezuwac, az w koncu w ogole przestala, ale nie odpowiedziala. Jej twarz wygladala jak kit – byla gladka, szara i bez wyrazu.
Jewel zastukala paznokciami o stol.
– No, kochanie, przyspieszmy to troche. Wiesz, o kim mowie?
Julie przelknela, podniosla wzrok, po czym znowu skoncentrowala sie na hamburgerze.
– A o co z nim chodzi? – Po kolejnym kesie.
– Zastanawialam sie, czy ciagle sie tu kreci.
– Kim ona jest? – Niewyraznie.
– To Tempe Brennan. Jest przyjaciolka doktor Macaulay. Znasz ja, prawda, chere?
– Cos nie tak z tym facetem, Jewel? Zalapal syfa czy AIDS, czy cos? Dlaczego o niego pytasz?
Rozmowa z nia byla jak gra we flirt. Jak pojawialy sie odpowiedzi, to zupelnie przypadkowe, nie odpowiadaly na konkretne pytania.
– Nie, skarbie, tylko sie zastanawialam, czy caly czas tu przychodzi.
Julie spojrzala mi w oczy. Nie bylo widac w nich niepokoju.
– Pracujesz z nia? – spytala mnie. Jej broda blyszczala od tluszczu.
– Cos w tym rodzaju – odpowiedziala za mnie Jewel. – Chcialaby porozmawiac z tym facetem.
– O czym?
– O niczym specjalnym – odparla Jewel.
– Jest gluchoniema czy co? Dlaczego sama nie mowi?
Juz mialam cos powiedziec, ale Jewel gestem kazala mi siedziec cicho.
Wygladalo na to, ze Julie i tak nie spodziewala sie odpowiedzi. Zjadla resztke hamburgera i zaczela powoli oblizywac palce. W koncu powiedziala:
– O co chodzi z tym facetem? Jezu, on tez o niej mowil.
Strach zelektryzowal kazdy nerw w moim ciele.
– O kim mowil? – wypalilam.
Julie przygladala mi sie ze spuszczona zuchwa i na wpol otwartymi ustami. Kiedy nie mowila i nie jadla, wygladala, jakby nie byla w stanie albo nie chciala trzymac zamknietych ust. Miedzy zebami dolnej szczeki widzialam drobiny jedzenia.
– Dlaczego chcesz aresztowac tego faceta? – spytala.
– Aresztowac go?
– To jedyny staly klient, ktorego mam.
– Jej nie chodzi o to, zeby kogokolwiek aresztowac, ona chcialaby z nim tylko porozmawiac. – To Jewel.
Julie napila sie. Sprobowalam jeszcze raz.
– O co ci chodzilo, kiedy powiedzialas, ze on tez o niej mowil? O kim mi mowil, Julie?
Wyraz zdziwienia zagoscil na jej twarzy, jakby juz zapomniala, co powiedziala.
– O kim mowil twoj staly klient, Julie? – Glos Jewel zaczynal zdradzac znuzenie.
– No wiesz, o tej starszej babce, co sie tam czasem kreci, ta przy kosci, z kolczykiem w nosie i dziwnymi wlosami. – Umiescila kosmyk swoich prostych wlosow za uchem. – Ale ona jest sympatyczna. Pare razy kupila mi paczki. To o niej mowilas, nie?
Zignorowalam ostrzegawcze spojrzenie Jewel.
– Co o niej mowil?
– Byl na nia o cos wkurzony czy cos takiego. Nie wiem. Nie slucham tego palanta. Tylko sie z nimi pieprze i trzymam uszy i usta na klodke. Tak jest lepiej.
– Ale ten facet to twoj staly klient.
– Cos w tym stylu.
– Przychodzi o okreslonej godzinie? – Nie moglam sie powstrzymac. Jewel zrobila gest mowiacy: “OK, radz sobie sama',
– O co tu chodzi, Jewel? Dlaczego ona mnie o to wszystko pyta? – Jej glos ponownie brzmial jak glos dziecka.
– Tempe chce z nim porozmawiac. To wszystko.
– Nie potrzeba mi do szczescia, zeby goscia przymkneli. To palant, ale zawsze staly dochod, a bardzo mi jest potrzebna kasa.
– Wiem, slonko.
Julie potrzasnela swoja szklanka i odstawila ja na stol. Unikala mojego wzroku.
– I nie zamierzam przestac go obslugiwac. Gowno mnie obchodzi, co mowia. Jest dziwny, no i co z tego, przeciez mnie nie zabije czy cos, nie? Cholera, przeciez nawet nie musze sie z nim pieprzyc. A co innego mialabym robic w czwartki? Zapisac sie na jakies kursy? Chodzic do opery? Jesli nie ja go obsluze, to jakas inna dziwka to zrobi.
Po raz pierwszy bylo widac u niej jakies emocje. Nastoletnia buta kontrastowala z wczesniej prezentowana obojetnoscia. Bylo mi jej zal. Ale balam sie o Gabby, wiec nie moglam popuscic.
– Widzialas ostatnio Gabby? – Staralam sie mowic miekkim glosem.
– Co?
– Doktor Macaulay. Widzialas ja ostatnio?
Zmarszczki miedzy jej oczyma poglebily sie, przez co skojarzyla mi sie z Margo, chociaz pasterka niewatpliwie miala lepsza pamiec krotkoterminowa.
– Starsza kobieta z kolczykiem w nosie – powiedziala Jewel, akcentujac jej wiek.
– A. – Julie zamknela usta, ale juz po chwili znowu sie rozchylily. – Nie. Bylam troche chora,
Zachowaj spokoj, Brennan. Masz juz prawie wystarczajaca ilosc informacji.
– Juz sie lepiej czujesz? – spytalam.
Wzruszyla ramionami.
– Bedziesz zdrowa?
Pokiwala glowa.
– Chcesz cos jeszcze?
Potrzasnela glowa.
– Mieszkasz blisko?
Nie chcialam jej wykorzystywac w ten sposob, ale potrzebowalam jeszcze troche danych.
– U Marcelli. Wiesz, Jewel, na St. Dominique? Wiele z nas tam spi. – Nie patrzyla na mnie.
Tak. Mam, czego potrzebowalam. Albo bede miala, juz niedlugo.
Hamburger, alkohol i cokolwiek jeszcze wziela wyraznie zaczely dzialac na Julie. Ozywienie ponownie zastapila apatia. Wcisnela sie w rog boksu. Jej oczy wygladaly jak ciemne kolka na szarej twarzy mima. Zamknela je i wziela gleboki oddech, nadymajac swoja koscista klatke piersiowa pod bawelniana bluzka. Wygladala na wyczerpana.
Nagle swiateczna poswiata zniknela. Jasne, jarzeniowe swiatlo wypelnilo bar, a Banco donosnym glosem oznajmil, ze zaraz zamyka. Kilku pozostalych jeszcze klientow ruszylo w strone drzwi, wydajac z siebie pomruki niezadowolenia.
Jewel schowala playersy do bluzki i pokazala, ze musimy isc. Rzucilam okiem na zegarek – czwarta rano. Spojrzalam na Julie i poczucie winy, ktore dlawilam w sobie przez caly wieczor, ujawnilo sie z pelna sila.
W jasnym swietle Julie wygladala prawie jak trup, jak ktos wolno zmierzajacy w strone smierci. Chcialam objac ja ramionami i przytrzymac chwile. Chcialam ja zabrac do Beaconsfieid albo do Dorval, albo do North Hatley, gdzie jadalaby w fast foodach, chodzila na tance i zamawiala dzinsy z katalogu Land's End. Ale wiedzialam, ze tak sie nie stanie. Wiedzialam, jaka przyszlosc ma przed soba Julie i ze predzej czy pozniej znajdzie sie w piwnicy w Parthenais.
Zaplacilam rachunek i wyszlysmy z baru. Poranne powietrze bylo wilgotne i chlodne i unosily sie w nim zapachy rzeki i browaru.
– Dobranoc paniom – rzucila Jewel. – Tylko zeby wam sie teraz nie zebralo na tance…