Alvin pomachal mu, a oberzysta poczlapal sciezka do zajazdu.
Makepeace Smith nie zjawil sie tego dnia. Teraz, kiedy Alvin byl juz prawie dorosly, mogl sam wykonywac wszystkie prace w kuzni, w dodatku szybciej i lepiej niz Makepeace. Nikt o tym nie wspominal, jednak w zeszlym roku Alvin zauwazyl, ze ludzie jakos czesciej zagladaja, kiedy nie ma mistrza. Prosili, zeby wykonac ich zlecenie szybko, najlepiej na poczekaniu. „To tylko drobnostka”, mowili, tyle ze czasem to wcale nie byla drobnostka. I Alvin wkrotce zrozumial, ze nie przypadek ich sprowadza. Po prostu chcieli, zeby to on dla nich pracowal.
I nie dlatego, ze Alvin robil z zelazem cos szczegolnego. Najwyzej heks czy dwa, jesli byl potrzebny, ale to przeciez potrafil kazdy kowal. Wiedzial, ze pokonac mistrza z pomoca jakiegos sekretnego daru… to jakby uzyc noza w zapasniczej walce. Zreszta, gdyby korzystal ze swojego talentu, zeby jakos szczegolnie wzmocnic kute zelazo, sciagnalby na siebie klopoty. Dlatego pracowal, uzywajac tylko sily ramienia i bystrego wzroku. Uczciwie zasluzyl na kazdy cal miesni grzbietu, ramion i rak. A jesli ludzie woleli go od Makepeace'a Smitha, to po prostu dlatego, ze Alvin byl lepszym kowalem, nie dlatego, ze talent dawal mu jakas przewage.
W kazdym razie Makepeace musial zauwazyc, co sie dzieje. Pewnie dlatego coraz rzadziej pokazywal sie w kuzni. Moze wiedzial, ze dzieki temu lepiej ida interesy, a byl dostatecznie uczciwy, zeby uznac zdolnosci ucznia… Jednak Alvin w to nie wierzyl. Juz raczej Makepeace trzymal sie z daleka, zeby ludzie nie widzieli, jak czasem zerka uczniowi przez ramie i probuje rozgryzc, co tez Al robi lepiej. Albo byl zwyczajnie zazdrosny i nie mogl zniesc widoku swojego terminatora przy pracy. A calkiem mozliwe, ze Makepeace zwyczajnie sie rozleniwil. Jesli uczen sam sobie radzi, to niby czemu mistrz nie mialby isc sie upic z rzecznymi szczurami w Ujsciu Hatrack?
A moze jakims przedziwnym trafem Makepeace wstydzil sie, ze trzyma ucznia az do konca kontraktu, choc uczen spokojnie moglby juz ruszyc w swiat jako czeladnik. To paskudne, jesli mistrz nie chce wyzwolic wyuczonego juz terminatora — tylko po to, zeby zarabiac na jego pracy i nie placic mu wynagrodzenia. Alvin zarabial dla Makepeace'a Smitha niezle pieniadze, wszyscy to wiedzieli. A przez caly czas byl nedzarzem, sypial na stryszku i nie mial nawet dwoch miedziakow, co by mu zabrzeczaly w kieszeni, kiedy szedl do miasta. Pewnie, Gertie karmila go jak nalezy. Najlepsze jedzenie w miescie — Alvin wiedzial o tym, gdyz od czasu do czasu przegryzal cos w towarzystwie chlopcow z miasta. Ale dobre jedzenie to przeciez nie to samo, co dobra zaplata. Jedzenie czlowiek zjada i nie ma po nim sladu. Za pieniadze mozna kupic rozne rzeczy, robic rozne rzeczy… miec swobode. Ten kontrakt, ktory ojciec Alvina podpisal, a Makepeace Smith trzymal w kredensie, czynil Alvina takim samym niewolnikiem, jakimi byli Czarni w Koloniach Korony.
Cos ich jednak roznilo. Alvin mogl liczyc dni do wyzwolenia. Byl sierpien. Jeszcze niecaly rok. Na wiosne bedzie wolny. Zaden Czarny na poludniu nie mogl czegos takiego powiedziec; do glowy by mu to nie przyszlo. Alvin czesto myslal o tym przez ostatnie lata, kiedy czul sie szczegolnie przybity. Jesli oni zyja i pracuja, myslal, bez zadnej nadziei na wolnosc, to i ja wytrzymam jeszcze piec lat, trzy lata, rok, wiedzac, ze wszystko to sie kiedys skonczy.
W kazdym razie Makepeace Smith sie nie pokazal, a kiedy Alvin wykonal naznaczona prace, nie zabral sie za sprzatanie ani nie probowal zrobic czegos na zapas. Poszedl do zrodlanej szopy i wymierzyl drzwi. Szope zbudowano, zeby zatrzymywala wewnatrz chlod strumienia, wiec okna sie nie otwieraly, ale przeciez nauczycielka sie nie zgodzi… Nigdy nie zaczerpnac swiezego powietrza? Dlatego Alvin pomierzyl rowniez okna. Nie zeby postanowil samodzielnie wykonac futryny, bo w koncu nie byl zadnym ciesla i znal sie na stolarce tak jak kazdy. Po prostu mierzyl wszystko dokladnie, a kiedy dotarl do okien, z nich takze wzial miare.
Zmierzyl zreszta wiele rzeczy. Na przyklad, gdzie powinien stanac niewielki pekaty piecyk, jesli zima w chacie ma byc cieplo. A kiedy o tym pomyslal, od razu wiedzial, jak trzeba ulozyc porzadny fundament pod ciezki piecyk i jak uszczelnic komin i wszystko co trzeba, zeby zamienic zrodlana szope w mila, przytulna chate, odpowiednia na mieszkanie dla damy.
Alvin nie notowal pomiarow. Nigdy tego nie robil. Kiedy juz przylozyl wszedzie palce, dlonie i ramiona, po prostu pamietal. A gdyby zapomnial albo cos pomylil, wiedzial, ze bez trudu wszystko dopasuje. Zdawal sobie sprawe, ze to rodzaj lenistwa, ale tak rzadko wykorzystywal ostatnio swoj dar, ze nie musial sie wstydzic drobnego ulatwienia sobie pracy.
Arthur Stuart przyszedl, kiedy Alvin juz prawie konczyl. Alvin nie odezwal sie ani slowem, Arthur takze nie. Czlowiek nie wita sie z kims, kto jest zawsze przy nim. Wlasciwie prawie wcale takiego kogos nie zauwaza. Ale kiedy Alvin chcial zmierzyc dach, zwyczajnie to powiedzial, a potem podrzucil Arthura tak latwo, jak Peg Guester rzuca na parapety materace z lozek w zajezdzie.
Arthur jak kot chodzil po dachu i wcale mu nie przeszkadzala wysokosc. Przeszedl wzdluz i wszerz, zapamietujac wymiary, a kiedy skonczyl, nie sprawdzil nawet, czy Alvin czeka na dole. Zwyczajnie skoczyl w dol, zupelnie jakby wierzyl, ze umie latac. A ze Alvin byl gotow go zlapac, rownie dobrze mogla to byc prawda.
Potem Al i Arthur wrocili razem do kuzni. Alvin wybral ze stosu kilka zelaznych pretow, rozgrzal palenisko i wzial sie do pracy. Arthur pompowal miechami i podawal narzedzia — robili to juz od tak dawna, ze Arthur byl jakby uczniem Alvina. I nigdy nie przyszlo im do glowy, ze to cos niewlasciwego. Po prostu dzialali w takiej harmonii, jakoby tanczyli, nie pracowali.
Kilka godzin pozniej Alvin mial juz wszystko co trzeba. Mogl skonczyc dwa razy szybciej, ale wbil sobie do glowy, ze powinien zrobic zamek do drzwi. A potem, ze powinien to byc prawdziwy zamek, taki jakie co bogatsi mieszkancy miasta zamawiali na wschodzie, w Filadelfii — zamek z kluczem i zapadka, ktora sama zaskakuje, kiedy sie trzasnie drzwiami, tak ze czlowiek nigdy nie zapomni za soba zamknac.
Co wiecej, na wszystkim umiescil ukryte heksy, doskonale szescioboczne figury zapewniajace bezpieczenstwo. Nikt ze zlym zamiarem w sercu nie otworzy zamka. Kiedy juz zostanie zamontowany w drzwiach, nikt tych heksow nie zobaczy. Ale beda spelniac swoje zadanie. Poniewaz kiedy Alvin tworzyl heks, wyznaczal jego miare tak dokladnie, ze powstawala cala ich siec — niczym mur siegajacy na wiele jardow we wszystkich kierunkach.
Alvin zastanowil sie, dlaczego wlasciwie dzialaja heksy. Oczywiscie wiedzial, ze jest to ksztalt magiczny, bedacy podwojna trojka. Wiedzial, ze mozna heksy ulozyc na stole i beda pasowac do siebie rownie dobrze jak kwadraty, a nawet lepiej, bo splecione nie tylko watkiem i osnowa, ale jeszcze skosem. Kwadraty w ogole rzadko wystepowaly w naturze, jako zbyt proste i slabe. Heksy pojawialy sie w snieznych platkach, krysztalach i plastrach miodu. Stworzenie jednego heksa bylo jak wykreslenie calej ich siatki. Dlatego ukryte w zamku idealne heksy obejma caly dom i oslonia go przed zewnetrznym zagrozeniem — zupelnie jak gdyby wykul zelazna krate i wplotl ja w sciany.
Ale to nie wyjasnialo, dlaczego dzialaja. Dlaczego ukryty heks powstrzyma reke zloczyncy? Dlaczego heks powiela sie niewidzialnie tym dalej, im jest doskonalszy? Po tylu latach rozwiazywania zagadek wciaz tak niewiele wiedzial. Tak malo, ze nagle ogarnela go rozpacz. I trzymajac w reku zawiasy i zamek, zaczal myslec, czy nie powinien ograniczyc sie do kowalstwa i puscic w niepamiec te wszystkie bajki o Stwarzaniu.
Ale mimo wszystkich przemyslen i watpliwosci Alvin nie zadal sobie pytania najbardziej oczywistego: po co nauczycielce taki chroniony heksami, mocny zamek? Nie probowal nawet zgadywac. Nie zastanawial sie nad tym. Wiedzial tylko, ze taki zamek jest rzecza piekna, a on powinien jak najbardziej upiekszyc ten domek. Pozniej sobie o tym przypomni, pozniej pomysli, czy juz wtedy wiedzial, jak wiele bedzie dla niego znaczyla nauczycielka. Moze juz wtedy gdzies w glebi duszy powzial plan, tak jak stara Peg Guester. Ale teraz z pewnoscia nie mial o tym pojecia. Kiedy wykuwal te zawiasy z wycietymi wzorkami, zeby drzwi ladnie wygladaly, robil to chyba dla Arthura Stuarta. Wydawalo mu sie moze, ze jesli nauczycielka zamieszka w ladnym domu, bardziej bedzie sklonna udzielac Arthurowi prywatnych lekcji.
Nadeszla pora, zeby zakonczyc prace na ten dzien. Jednak Alvin nie konczyl. Na taczkach zawiozl do szopy wszystkie zawiasy, zamek i kilka narzedzi, o ktorych sadzil, ze moga mu sie przydac, i zbedne scinki blachy, zeby uszczelnic komin. Pracowal szybko i wlasciwie nieswiadomie zaczal wykorzystywac swoj dar. Wszystko pasowalo za pierwszym razem: drzwi wisialy rowniutko, zamek tkwil po ich wewnetrznej stronie, przybity tak mocno, ze nikt by go nie wyrwal. Zaden czlowiek nie pokonalby tych drzwi; juz latwiej wyrabac otwor w scianie z belek. A wobec ukrytych heksow, napastnik nie osmieli sie podniesc siekiery przeciw temu domowi… a gdyby podniosl, bedzie zbyt slaby, zeby wymierzyc mocne uderzenie. Takich heksow i Czerwony nie moglby zlekcewazyc.
Al wrocil jeszcze do szopy obok kuzni i wybral najlepszy ze starych, popekanych piecykow, ktore Makepeace kupowal do przetopu. Przeniesc taki ciezar nie bylo latwym zadaniem nawet dla kogos silnego jak kowal, ale taczki nie wytrzymalyby takiego ladunku. Dlatego Alvin sam wytaszczyl piecyk na gore i ustawil obok domku. Potem naniosl kamieni z dawnego koryta potoku, zeby ulozyc fundament w miejscu, gdzie stanie piecyk. Podloga lezala na belkach biegnacych wzdluz zrodlanej szopy, jednak deski nie pokrywaly pasa nad dawnym strumieniem — przeciez nie mozna bylo blokowac dostepu do zimnej wody. W kazdym razie Alvin ulozyl kamienie w gornym rogu,