— Ale go pani nie powiem. Mysli pani, ze jestem glupi? Jest pani az gruba od heksow i chce, zebym jej dal wladze nad moim imieniem?

— Heksy maja mnie ukryc przed innymi.

— Przed czym musi sie pani chowac? Przeciez nikt pani nie szuka.

To ja zabolalo. Nikt jej nie szuka… Otoz to. Kiedys ukryla sie, zeby rodzina nie poznala jej po powrocie do domu. Przed kim ukrywa sie teraz?

— Moze ukrywam sie przed soba. Moze nie chce byc tym, kim byc powinnam. A moze nie chce prowadzic takiego zycia, jakie juz rozpoczelam.

— A moze guzik pani o tym wie.

— Moze.

— Niech pani nie bedzie taka tajemnicza. Jest pani stara i niemadra.

Niemadra? Niech mu bedzie… ale stara!

— Nie jestem wiele starsza od ciebie.

— Kiedy ludzie mowia „moze”, to dlatego ze klamia. Albo sami nie wierza w to, co mowia, albo wierza, ale nie chca sie do tego przyznac.

— Jestes bardzo madrym mlodym czlowiekiem.

— A prawdziwi klamcy zmieniaja temat, kiedy tylko prawda wychodzi na jaw.

Peggy obserwowala go spokojnie.

— Czekales tu na mnie, prawda?

— Wiedzialem, co zrobi ciocia Becca. Ona nigdy nikomu nic nie mowi.

— A ty mi powiesz?

— Nie ja. To za glebokie bagno, zeby sie w nie pakowac. Dlatego postaralem sie, zeby pani myslala w odpowiednim kierunku, jezeli tylko ma pani dosc rozumu, zeby to zobaczyc.

Podskoczyl i uslyszala tylko cichnacy tupot jego nog na pieterku.

Wybor dla Peggy polegal na tym, ze mogla byc szczesliwa. Tak powiedziala Becca, czy tez powiedziala, ze tak mowila jej siostra. Co prawda trudno sobie wyobrazic, zeby te kobiete o nieruchomej twarzy interesowalo, czy ktos jest szczesliwy, czy nie. A teraz chlopiec sklonil ja do rozmowy o heksach i wyjasnil, ze ja prowadzil. Wybor, jaki przed nia postawiono, byl teraz jasny. Zajela sie praca ojca, chciala przetracic grzbiet niewolnictwu, ale przestala obserwowac Alvina. Chcialy, zeby znowu na niego patrzyla. Chcialy, zeby do niego siegnela.

Pedem wbiegla do chaty.

— Nie zrobie tego — oznajmila. — Przejmowalam sie tym chlopakiem i dlatego zginela moja matka.

— Przepraszam, ale zdawalo mi sie, ze zginela od kuli.

— Moglam ja ocalic przed kula.

— Ty tak twierdzisz — powiedziala Becca.

— Tak, ja tak twierdze.

— Nic twojej matki zerwala sie, kiedy postanowila chwycic strzelbe i zabic, zamiast ufac Alvinowi. Arthur byl bezpieczny. Nie musiala zabijac, ale kiedy powziela taka decyzje, postanowila umrzec. Myslisz, ze potrafilabys zmienic te decyzje?

— Nie licz, ze uznam takie proste odpowiedzi.

— Nie. Licze, ze wszystkie odpowiedzi powiklasz do granic mozliwosci. Ale czasem te najprostsze sa prawdziwe.

— Czyli znow jak za dawnych dni? Pilnowac Alvina? Czy mam sie w nim zakochac? Wyjsc za niego? Patrzec, jak umiera?

— Mnie to wlasciwie nie interesuje. Moja siostra uwaza, ze bedziesz szczesliwsza z nim niz bez niego, a on w koncu umrze i tak. Wiekszosc kobiet, ktore nie umieraja przy porodzie, zostaje wdowami. Co z tego?

Co z tego? Potrafila przewidziec wiele sposobow smierci Alvina, ale to nie znaczy, ze mogla go nie kochac. Wiedziala o tym, myslac racjonalnie. Tyle ze strach nie jest racjonalny.

— Przez cale zycie rozpaczasz po ludziach, ktorzy jeszcze nie umarli — stwierdzila Becca. — Coz za marnotrawstwo interesujacego talentu.

— Interesujacego?

— Moglabys miec talent do nadawania miekkosci skorze na buty. Pomysl, jaka bylabys wtedy szczesliwa.

Peggy sprobowala sobie wyobrazic siebie w roli szewca i nie mogla powstrzymac smiechu.

— Przypuszczam, ze jednak wole wiedziec, niz nie wiedziec. Na ogol.

— Otoz to. Wiedza czasem rani, zwlaszcza kiedy nic nie mozesz zrobic i niczego zmienic.

Becca powiedziala to dziwnie, jakby ukradkowo.

— Nic nie moge zrobic, zeby zmienic swoje lewe oko — oswiadczyla Peggy.

— Nie rzucaj przeklenstw, ktorych nie rozumiesz — poradzila Becca.

— Ale ty wprowadzasz zmiany. Ani przez chwile nie uwazasz krosna za niezmienne.

— Zmiany sa niebezpieczne. Trudno przewidziec konsekwencje.

— Widzialas smierc Ta-Kumsawa pod Detroit. Dlatego wzielas nic Alvina i…

— Co ty wiesz o krosnie?! — krzyknela Becca. — Nie masz pojecia, jak to jest, kiedy nici plyna ci przez palce, a ty widzisz cala rozpacz, bol i cierpienie! I myslisz: to bez znaczenia, sa trzoda Boga i On moze robic z nimi, co zechce, ale kiedy znajdujesz tego, ktorego kochasz bardziej niz zycie, a Bog zamordowal go przez zdrade Francuzow i nienawisc Anglikow, zupelnie po nic, kiedy widzisz, ze cale jego istnienie traci sens i nic sie nie zmienia oprocz kilku legend i piesni, a ja tu siedze i wciaz go kocham, wdowa na wiecznosc, bo on odszedl… Tak, znalazlam tego, kto mogl go ocalic. Wiedzialam, ze kiedy sie spotkaja, pokochaja sie i uratuja nawzajem.

— Ale to, co zrobilas, stalo sie przyczyna masakry nad Chybotliwym Kanoe — zaprotestowala Peggy. — Ludzie z Vigor Kosciola pomysleli, ze Alvin zostal porwany i zameczony na smierc. Z zemsty zabili ludzi Tenska- Tawy. Teraz ciazy na nich klatwa i wszystko przez ciebie…

— Przez to, ze Harrison wykorzystal ich gniew. Myslisz, ze bez tego masakra by nie nastapila?

— Ale nie mieliby krwi na rekach…

Becca zaplakala, a lzy upadly na tkanine.

— Nie powinnas ich osuszyc? — spytala Peggy.

— Gdyby lzy mogly uszkodzic tkanine, nic by juz nie zostalo.

— Wiec lepiej niz inni znasz cene mieszania sie w cudze zycie.

— A ty lepiej niz inni znasz cene niemieszania sie, kiedy nadejdzie wlasciwa chwila. — Becca podniosla glowe i podjela prace. — Uratowalam go, a to bylo moim celem. Ludzie, ktorzy zgineli, zgineliby i tak.

— A ja jestem tutaj, bo twoja siostra chce, bym zaopiekowala sie Alvinem.

— Jestes tutaj, bo widzimy tylko nici i zgadujemy, co one znacza i kim sa. Znamy nic mlodego Stworcy; trudno ja przeoczyc. Poza tym juz raz ja przesunelam, splotlam z nicia mojego Isaaca. Myslisz, ze po czyms takim moglabym ja stracic z oczu? Pokaze ci, jesli obiecasz, ze nie spojrzysz poza ten kawaleczek tkaniny.

— Obiecuje nie patrzec. Ale nic nie poradze na to, co zobacze przypadkiem.

— Wiec niech przypadek zdecyduje.

Peggy spojrzala na tkanine wiedzac, ze nieczesto widza ja ci, co nie naleza do krosna. Nic Alvina byla wyrazna, polyskujaca jasno wszystkimi kolorami, ale nie grubsza od innych. Wydawalo sie, ze latwo mozna ja zerwac niezrecznym ruchem.

— Osmielilas sie ja przesunac?

— Sama wrocila na miejsce — odparla Becca. — Pozyczylam ja tylko na chwile. A on uratowal swojego brata Measure'a. Otworzyl sie przed nim Osmioscienny Kopiec. Powiem ci, ze w jego zyciu dzialaja sily o wiele potezniejsze niz moja moc przesuwania nici.

— Potezniejsze tez ode mnie.

— Ty jestes jedna z tych sil. Nie wszystkimi, nie najpotezniejsza, ale jedna z nich. Patrz. Widzisz, jak krzyzuja sie z nim nici? Mysle, ze to jego bracia i siostry. Jest ciasno spleciony z rodzina. I popatrz, jak te nici sie rozjasniaja, jak nabieraja nowych barw. On ich uczy, jak byc Stworcami.

Tego Peggy nie wiedziala.

— Czy to niebezpieczne?

— Nie dokona swego dziela samotnie, wiec uczy innych, zeby mu pomagali. Udaje mu sie to lepiej, niz sam przypuszcza.

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату