— Wyrusze w swiat, naucze sie wszystkiego, a potem wroce i pokaze Alvinowi, kto ma prawdziwy talent Stworcy, a kto tylko udaje.

Bajarz uniosl sie na lokciu.

— Alez Calvinie, swoim dzisiejszym zachowaniem sam sobie odpowiedziales na to pytanie.

Calvin chcialby kopnac go w twarz, zamknac te gebe, roztrzaskac blyszczaca kopule lysiny i patrzec, jak mozg wylewa sie na trawe. Zamiast tego odwrocil sie tylko i zrobil kilka krokow w strone lasu. Tym razem znal swoj cel: wschod, cywilizacja. Miasta: miejsca, gdzie ludzie zyja obok siebie, ramie przy ramieniu. Wsrod nich znajdzie takich, ktorzy zechca go uczyc. A jesli nie, bedzie mogl probowac, cwiczyc, az sam opanuje wszystko, co wie Alvin, i jeszcze wiecej. Popelnil blad, zostajac tutaj tak dlugo, wierzac, ze moze od Alvina oczekiwac nadziei i pomocy. Podziwialem go, ale to byla pomylka, myslal. Dopiero ten stary duren pokazal mi, ze ludzie mna pogardzaja, ze stale mnie porownuja z Alvinem, doskonalym Alvinem, Alvinem Stworca, Alvinem cnotliwym synem.

Alvinem hipokryta. Przeciez on robi ze swoja moca to samo, co ja chcialbym robic — ale jest sprytny, a ludzie nawet nie widza, ze nimi kieruje. Powiedz nam, jak postapic, Alvinie! Naucz nas Stwarzania, Alvinie! Czy Alvin im powie: to nie wasz talent, biedni glupcy, nie moge was tego nauczyc, jak nie moge ryby nauczyc chodzenia? Nie! Udaje, ze ich uczy, pomaga przy paru zalosnych, nedznych sukcesach, a oni zostaja przy nim jako wierni sludzy, jego uczniowie.

Ale ja do nich nie naleze. Sam o sobie decyduje, jestem sprytniejszy od niego, a bede potezniejszy, kiedy tylko naucze sie, co trzeba. Alvin byl przeciez siodmym synem siodmego syna ledwie pare chwil po urodzeniu, zanim umarl nasz najstarszy brat Vigor; ja bylem siodmym synem siodmego syna przez cale zycie i dzisiaj tez jestem. Musze przeciez w koncu wyprzedzic Alvina. Jestem prawdziwym Stworca. Prawdziwym. Nie hipokryta. Nie oszustem.

— Kiedy zobaczysz Alvina, powiedz mu, zeby mnie nie szukal. Zobaczy mnie dopiero wtedy, kiedy bede gotow sie z nim zmierzyc: Stworca przeciwko Stworcy.

— Nie moze byc walki Stworcy ze Stworca — zauwazyl Bajarz.

— Naprawde?

— Bo jesli walcza, to znaczy, ze przynajmniej jeden z nich nie jest prawdziwym Stworca, ale raczej czyms przeciwnym.

— To jakas bajka? — zasmial sie Calvin. — O Niszczycielu? Alvin opowiada takie historyjki, ale to same bzdury; chce zrobic z siebie bohatera.

— Nie dziwie sie, ze nie wierzysz w Niszczyciela. Pierwsze klamstwo Niszczyciela zawsze jest takie, ze on nie istnieje. A jego prawdziwi sludzy zawsze mu wierza, chociaz sami niosa jego dziela w swiat.

— Czyli jestem sluga Niszczyciela? — zapytal Calvin.

— Oczywiscie — potwierdzil Bajarz. — Wszystkie since na mojej skorze tego dowodza.

— Since dowodza, ze jestes slabym czlowiekiem z niewyparzona geba.

— Alvin by mnie wyleczyl i wzmocnil. Tak zachowuja sie Stworcy.

Calvin nie mogl juz tego zniesc. Kopnal Bajarza prosto w twarz; poczul, jak nos starucha lamie sie pod jego stopa. Potem Bajarz runal na trawe i legl nieruchomo. Calvin nie schylil sie nawet, zeby zbadac mu puls. Jesli stary nie zyje, to trudno, swiat bedzie lepszy bez jego klamstw i bezczelnosci.

Dopiero jakies piec minut pozniej, juz gleboko w lesie, dotarlo do niego prawdziwe znaczenie czynu. Zabilem czlowieka! Moglem zabic czlowieka i zostawilem go na smierc!

Powinienem go uleczyc przed odejsciem. Tak jak Alvin leczy ludzi. Wtedy by sie przekonal, ze naprawde jestem Stworca — bo go uleczylem. Jak moglem przegapic taka okazje pokazania, do czego jestem zdolny?

Zawrocil natychmiast i ruszyl pedem przez las, przeskakujac przez korzenie, zbiegajac ze zbocza, na ktore wspinal sie ledwie przed chwila. Ale kiedy zdyszany stanal na lace, starca nie bylo, choc krew znaczyla kroplami zdzbla trawy i rozlewala sie w kaluze tam, gdzie lezala glowa. Czyli nie umarl. Wstal i poszedl sobie, a zatem nie byl martwy.

Alez duren ze mnie, myslal Calvin. Oczywiscie, ze go nie zabilem. Jestem Stworca. Stworcy nie niszcza niczego, Stworcy buduja. Czy nie to stale powtarzal mi Alvin? Wiec jesli jestem Stworca, nie moge uczynic nic niszczycielskiego.

Przez moment chcial juz zejsc ze wzgorza, w strone mlyna. Niech Bajarz sprobuje oskarzyc go przed wszystkimi. Calvin zwyczajnie zaprzeczy i niech sprobuja jakos z tym sobie poradzic. Oczywiscie, wszyscy uwierza Bajarzowi. Ale Calvinowi wystarczy wtedy powiedziec: „Taki ma talent, ze sklania ludzi do wiary w swoje klamstwa. Inaczej dlaczego mielibyscie wierzyc obcemu zamiast najmlodszemu synowi Alvina Millera, skoro wszyscy wiecie, ze przeciez nie napadam na ludzi?” Wyobrazil sobie te cudowna scene, gdzie ojciec, mama i Alvin nie wiedza, co robic.

Ale jeszcze piekniejszy byl inny obraz: Calvin wolny w wielkim miescie. Calvin wyzwolony z cienia swego brata.

A co najlepsze, nie moga nawet go scigac. Tutaj, w miasteczku Vigor Kosciol, wszystkich doroslych wiaze klatwa Tenska-Tawy: kazdemu obcemu musza opowiadac, jak to wymordowali niewinnych Czerwonych nad Chybotliwym Kanoe. Jesli tego nie zrobia, ich rece splyna krwia, jak nieme swiadectwo zbrodni. Z tego powodu tutejsi nie podrozowali tam, gdzie mogli spotkac obcych. Tylko sam Alvin moglby go szukac, tylko w towarzystwie tych, ktorzy byli zbyt mlodzi, by brac udzial w masakrze. A tak, jeszcze ich szwagier Armor — na niego nie spadla klatwa. I moze Measure, ktory nie uczestniczyl w walce, ale sam przyjal na siebie przeklenstwo — on pewnie tez moglby wyjechac. Ale i tak marny to bedzie poscig.

Zreszta dlaczego mieliby go szukac? Alvin uwazal, ze Calvin nic nie jest wart. Nie jest wart nauczania. To jak mialby byc wart poscigu?

Wolnosc byla zawsze tylko o kilka krokow ode mnie, pomyslal Calvin. Wystarczylo tylko zrozumiec, ze Alvin nigdy nie uzna we mnie prawdziwego przyjaciela i brata. Bajarz mi to uswiadomil. Powinienem mu podziekowac.

Na szczescie przekazalem mu juz wszystkie wyrazy wdziecznosci, na jakie zasluzyl.

Calvin zachichotal. Potem odwrocil sie i znow ruszyl do lasu. Idac miedzy drzewami, probowal poruszac sie tak cicho, jak Alvin — sztuczka, jakiej nauczyl sie od dzikich Czerwonych, zanim zrezygnowali i ucywilizowali sie albo przeszli przez Mizzipy do pustej krainy na zachodzie. Jednak mimo wysilkow Calvin caly czas halasowal i lamal galazki.

Na pewno Alvin tez robi duzo halasu, tlumaczyl sobie. Wykorzystuje tylko swoj talent, by ludzie mysleli, ze idzie cicho. Bo kiedy wszyscy mysla, ze jestes cichy, to jestes, prawda? Przeciez to zadna roznica.

Calkiem to podobne do tego hipokryty Alvina: kaze nam wierzyc, ze jest w harmonii z zielonym zyciem, a naprawde jest niezgrabny jak wszyscy. Ja przynajmniej nie wstydze sie uczciwego halasu.

Z ta mysla Calvin ruszyl przez gaszcza, lamiac galezie i przy kazdym kroku szeleszczac liscmi.

ROZDZIAL 3 — OBSERWATORZY

Kiedy Calvin wyruszal w swoja podroz bez celu, starajac sie nie myslec przy kazdym kroku o Alvinie, ktos inny juz byl w podrozy i takze staral sie wypchnac Alvina z pamieci. Na tym jednak konczyly sie podobienstwa. Ta druga osoba bowiem byla Peggy Larner, ktora znala Alvina lepiej i kochala bardziej niz ktokolwiek inny. Jechala wlasnie powozem po polnej drodze w Appalachee i byla przynajmniej tak samo nieszczesliwa jak Calvin. Roznica polegala na tym, ze o swoje nieszczescia winila tylko siebie sama.

Kiedy zginela jej matka, Peggy Larner myslala, ze zostanie w Hatrack River na reszte zycia, pomagajac ojcu prowadzic zajazd. Skonczyla juz z waznymi sprawami tego swiata. Probowala przylozyc do nich reke, a w rezultacie zapomniala, co sie dzieje na jej wlasnym podworku; nie dostrzegla smierci grozacej matce. Smierci latwej do zapobiezenia, uzaleznionej od zwyklego przypadku; jedno slowo ostrzezenia, a matka i ojciec by wiedzieli, ze Odszukiwacze Niewolnikow wroca tej nocy, ilu ich bedzie, jak uzbrojonych, przez ktore drzwi wejda. Peggy jednak pilnowala waznych spraw tego swiata, dbala o swoja glupia milosc do Alvina, mlodego kowalskiego czeladnika. Ten czeladnik potrafil zrobic plug z zywego zlota i poprosil ja o reke, chcial, zeby ruszyla z nim w swiat walczyc z Niszczycielem, a przez ten czas Niszczyciel wkradl sie tylnymi drzwiami i rozbil jej zycie pociskiem ze strzelby, ktory rozerwal cialo matki i na zawsze zlozyl na ramiona Peggy najstraszliwsze brzemie.

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату