— To bardzo interesujaca koncepcja, Calvinie. Gdzie wytyczasz granice miedzy czlowiekiem skromnym, ktory zna swoje slabosci, ale probuje korzystac z cnot, choc jeszcze nie calkiem je opanowal, a czlowiekiem dumnym, ktory udaje, ze posiada te cnoty, choc nie ma zamiaru ich zdobyc?

— Gdzie sie podzial farmer? — burknal pogardliwie Calvin. — Wiedzialem, ze mozecie zaniechac takiego gadania, kiedy tylko zechcecie.

— Owszem, to potrafie — przyznal Bajarz. — Tak jak umiem mowic po francusku do Francuza i po hiszpansku do Hiszpana, i znam cztery odmiany mowy Czerwonych, zaleznie od plemienia. Ale ty, Calvinie, czy przemawiasz pogarda i drwina do kazdego? Czy tylko do lepszych od siebie?

Dopiero po chwili Calvin uswiadomil sobie, ze zostal pobity, mocno i ciezko.

— Moglbym was zabic nie uzywajac rak — zagrozil.

— To trudniejsze, niz ci sie wydaje. Znaczy, zabicie czlowieka. Dlaczego nie spytasz o to brata? Alvin zrobil to raz, w slusznej sprawie, a ty myslisz o zabiciu czlowieka za to, ze pstryknal cie w nos. A potem nie rozumiesz, dlaczego uwazam sie za lepszego.

— Zli jestescie na mnie, bo powiedzialem, ze jestescie hipokryta. Jak wszyscy inni.

— Wszyscy?

Calvin posepnie skinal glowa.

— Kazdy jest hipokryta z wyjatkiem Calvina Millera?

— Calvina Stworcy — poprawil go Calvin.

I zanim skonczyl, juz wiedzial, ze popelnil blad; nigdy nikomu nie zdradzil imienia, jakie nadawal sobie w myslach. A teraz wyrzucil je z siebie jak przechwalke, popis, zadanie, i to przed tym najmniej przychylnym ze sluchaczy. Ten czlowiek najpewniej zdradzi tajemnice Calvina innym.

— Widze, ze teraz jestesmy zgodni — zauwazyl Bajarz. — Obaj udajemy, ze jestesmy kims, kim nie jestesmy.

— Jestem Stworca! — upieral sie Calvin, podnoszac glos, chociaz wiedzial, ze staje sie tylko slabszy i bardziej sie odslania. Ale nie umial sie powstrzymac przed rozmowa z tym sliskim staruchem. — Potrafie wszystko, co potrafi Alvin, gdyby tylko ktos zechcial to zauwazyc!

— Wykules ostatnio jakies mlynskie kamienie bez narzedzi?

— Moge tak spasowac kamienie w murze, jakby wyrosly takie z ziemi!

— Uleczyles jakies rany?

— Zabilem robaka, co lazl mi po nodze, a nawet nie tknalem go palcem!

— Ciekawe. Ja pytam o leczenie, ty odpowiadasz o zabijaniu. Nie brzmi to dla mnie jak mowa Stworcy.

— Sami mowiliscie, ze Alvin zabil czlowieka!

— Rekami, nie korzystajac z talentu. Chwile przedtem ten czlowiek zamordowal niewinna kobiete, ktora zginela, by chronic swego syna przed niewola. A chrzaszcz… chcial kogos skrzywdzic?

— Tu was mam! Alvin zawsze jest taki prawy i cudowny, a Calvin niczego nie umie zrobic jak trzeba! Ale Alvin sam mi opowiadal, jak to poslal mase karaluchow, zeby sie zabily, kiedy byl jeszcze maly i…

— A ty niczego sie nie nauczyles z tej historii, tyle ze masz moc dreczenia owadow?

— On moze robic, co chce, a potem tlumaczy, jak to sie nauczyl czegos lepszego, ale kiedy ja robie to samo, to nie jestem godny! Nie mozna mnie nauczyc zadnych jego sekretow, bo nie jestem gotowy, ale ja jestem gotowy, tylko nie na to, zeby Alvin decydowal, jak mam uzywac talentow, z ktorymi sie urodzilem. Kto jemu mowi, co ma robic?

— Wewnetrzne swiatlo prawosci — odpowiedzial Bajarz. — Z braku lepszego okreslenia.

— No a co z moim wewnetrznym swiatlem?

— Domyslam sie, ze twoi rodzice zadaja sobie to samo pytanie, i to czesto.

— Dlaczego mnie sie nie pozwala poukladac sobie wszystkiego samemu, jak Alvinowi?

— Alez wlasnie na to ci sie pozwala.

— Nie, wcale nie! On tam siedzi i probuje tlumaczyc tym tepoglowym beztalenciom, co za nim ida, jak wejsc do roznych rzeczy i nauczyc sie, jak sa zbudowane od srodka, i jak prosic, zeby przyjely nowe ksztalty, jakby czegos takiego mozna sie bylo nauczyc…

— Ale przeciez sie ucza, prawda?

— Jesli cal na rok nazwiecie ruchem, to tak, mozecie i to nazwac nauka — oswiadczyl Calvin. — Ale mnie, jedynego, ktory naprawde rozumie wszystko, co on mowi, ktory moglby tego uzywac, mnie nawet nie chce wpuscic do sali. Kiedy tam jestem, opowiada tylko rozne historie, zartuje i niczego nie uczy, dopoki nie wyjde. Dlaczego? Jestem jego najlepszym uczniem, tak? Ucze sie, lapie wszystko w mig i od razu moge uzywac. A on nie chce niczego pokazac! Innych nazywa „Stworcami na nauce”, ale mnie nie chce udzielic nawet jednej lekcji tylko dlatego, ze nie klaniam mu sie w pas i nie wznosze modlow, kiedy zaczyna opowiadac, jak to Stworcy nie wolno uzyc mocy do mszczenia, jedynie do budowania, inaczej ja traci, a to przeciez bzdura, talent to talent i…

— Mam wrazenie — stwierdzil Bajarz glosem tak ostrym, ze przebil sie przez narzekania CaMna — ze jestes mlodziencem wyjatkowo odpornym na nauke. Chcesz, zeby Alvin cie uczyl, ale kiedy probuje, nie chcesz sluchac, bo sam wiesz, co jest bzdura, a co sie liczy, wiesz, ze czlowiek wcale nie musi stwarzac, zeby byc Stworca, wiesz juz tak duzo, ze nie rozumiem, dlaczego w ogole jeszcze tu tkwisz i oczekujesz, ze Alvin nauczy cie tego, czego najwyrazniej nie chcesz sie uczyc.

— Chce, zeby mnie nauczyl, jak wnikac do malych rzeczy! — krzyknal Calvin. — I zeby zmieniac ludzi, tak jak zmienil Arthura Stuarta i Odszukiwacze nie mogli go znalezc! I jak sie dostac do kosci i zyl albo zamieniac zelazo w zloto! Chce miec taki sam zloty plug jak on, a on mi nie chce nic pokazac!

— A czy nigdy nie przyszlo ci do glowy, ze kiedy mowi o uzyciu mocy Stwarzania tylko do budowania, a nigdy do niszczenia, to uczy cie wlasnie tego, o co prosisz? Oj, Calvinie, to smutne, ze twoja mama urodzila jedno glupie dziecko.

Calvin poczul, jak ogarnia go wscieklosc. Zanim sie zorientowal, co robi, powalil starca, usiadl mu na biodrach i zaczal okladac piesciami kruche zebra i brzuch. Potrzebowal wielu ciosow, by zauwazyc, ze Bajarz sie nie broni. Zabilem go? — zastanowil sie. Co zrobie, jesli on nie zyje? Wsadza mnie za morderstwo. Nie zrozumieja, ze mnie sprowokowal, ze sam prosil sie o lanie. Przeciez nie chcialem go zabijac.

Przytknal palce do krtani Bajarza, szukajac pulsu. I znalazl — bardzo slaby, ale pewnie i wczesniej byl slaby, bo przeciez Bajarz jest juz stary.

— Nie zabiles mnie jednak — szepnal starzec.

— Jakos nie mialem nastroju.

— Ilu ludzi jeszcze musisz pobic, zanim wszyscy powiedza, ze jestes Stworca?

Calvin mial ochote znowu go uderzyc. Czy ten staruch niczego sie nie nauczyl?

— Sam wiesz, ze jesli zadasz im dosc bolu, w koncu dadza ci kazde imie, jakie tylko zechcesz. Nazwa cie Stworca. Krolem. Kapitanem. Szefem. Mistrzem. Swietym mezem. Wybierz tytul, a mozesz zmusic ludzi, zeby ci go nadali. Ale w ten sposob nie zmienisz siebie ani odrobine. Zdolasz tylko zmienic sens tych slow i wszystkie beda oznaczac to samo: Dreczyciel.

Czerwony ze wstydu Calvin podniosl sie na nogi. Z trudem pohamowal odruch, by kopac Bajarza, az jego glowa zmieni sie w miazge.

— Masz talent do slow — mruknal.

— Zwlaszcza do slow prawdy.

— Do klamstw, jak slysze.

— Klamca widzi klamstwa — oswiadczyl Bajarz. — Nawet kiedy ich nie ma. Podobnie hipokryta widzi hipokrytow, kiedy napotka dobrych ludzi. Nie mozesz zniesc, ze ktos naprawde moze byc tym, kogo ty tylko udajesz.

— Ale jedno powiedziales prawdziwie — przyznal Calvin. — Ze nie warto tu czekac, az Alvin nauczy mnie tego, co wyraznie chce zachowac w sekrecie. Powinienem juz dawno zrozumiec, ze nie ma zamiaru niczego mi pokazywac, bo wtedy ludzie zobaczyliby, jak robie to samo co on. I nie bylby tu juz krolem. Musze to wszystko sam odkryc, tak jak on.

— Musisz to odkryc, uczac sie tego samego co on. Ale czy sam, czy pod jego opieka, chyba nie jestes do tego zdolny.

— Mylisz sie. I udowodnie to.

— Nauczysz sie panowac nad wlasna wola i wykorzystywac swoja moc tylko po to, zeby pomagac innym?

Вы читаете Alvin Czeladnik
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×