niz zobaczyl, ze ruszaja w slad za nim.
Nie zaczepiany minal, wybierajac zielone przejscie, odprawe celna i po chwili znalazl sie w glownej hali dworca. Taksowki. Gdzie byly taksowki?
Klap klap. Dochodzace z tylu stukanie obcasow.
Temperatura na zewnatrz byla o kilka stopni nizsza niz w Berlinie. Klap klap, klap klap. Obrocil sie. Biegla za nim w swoim plaszczu, zaciskajac w reku uchwyt walizki, kolyszac sie na wysokich obcasach.
— Odejdz ode mnie, Fraulein. Rozumiesz? Potrzebujesz tego na pismie? Wracaj do Ameryki i opublikuj tam swoj glupi artykul. Ja mam do zalatwienia wazne sprawy.
Nie czekajac na jej odpowiedz otworzyl tylne drzwi taksowki, rzucil na siedzenie swoja walizke i wsiadl do srodka.
— Baur au Lac — powiedzial kierowcy.
Wyjechali z terenu lotniska, kierujac sie na poludnie, w strone miasta. Dzien mial sie ku koncowi. Wykrecajac szyje, zeby rzucic okiem do tylu, March zobaczyl siedzaca im na ogonie taksowke, za ktora jechal nie oznakowany bialy mercedes. Chryste, to wszystko zaczynalo sie zamieniac w prawdziwa komedie. Globus scigal Luthera, on scigal Globusa, Charlie Maguire scigala jego, a teraz obojgu im deptala po pietach szwajcarska policja. Zapalil papierosa.
— Nie umie pan czytac? — zapytal kierowca, wskazujac glowa napis: DZIEKUJE ZA NIEPALENIE.
— Witamy w Szwajcarii — mruknal pod nosem Xavier i uchylil na kilka centymetrow szybe. Chlodne powietrze wyssalo na zewnatrz niebieski obloczek dymu.
Zurych byl piekniejszy, niz sie spodziewal. Srodmiescie przypominalo mu Hamburg. Stare budynki skupione wokol brzegu szerokiego jeziora. Pomalowane na zielono i bialo tramwaje turkoczac mijaly rozswietlone sklepy i kawiarnie. Kierowca sluchal „Glosu Ameryki”. W Berlinie slychac bylo same szumy i trzaski, tutaj odbior byl czysty.
Baur au Lac dzielila od jeziora tylko szerokosc ulicy. March zaplacil kierowcy w markach — we wszystkich krajach kontynentu przyjmowano Reichsmarki, byla to wspolna europejska waluta — i wszedl do srodka. Nebe nie oszukal go, hotel byl rzeczywiscie luksusowy. Cena pokoju rownala sie jego polmiesiecznemu wynagrodzeniu. „Wymarzone miejsce na ostatnia noc skazanca”. Skladajac podpis w ksiedze zauwazyl w drzwiach niebieska plame, za ktora szybko pojawily sie zoltawoszare plaszcze. Stalem sie istnym gwiazdorem, pomyslal, wchodzac do windy. Gdziekolwiek ide, podazaja za mna dwaj detektywi i piekna brunetka.
Rozlozyl na lozku plan miasta i usiadl obok, czujac, jak ugina sie pod nim miekki materac z gabki. Mial tak malo czasu. Szeroka plama Zurich See wrzynala sie niczym niebieskie ostrze w szachownice ulic. Wedlug posiadanych przez Kripo informacji Hermann Zaugg mieszkal przy See Strasse. March odnalazl ja. Biegla wzdluz wschodniego brzegu jeziora, mniej wiecej cztery kilometry od hotelu.
Ktos zapukal cicho do drzwi. Uslyszal wypowiedziane meskim glosem swoje nazwisko.
A to co znowu? Ruszyl przez pokoj i otworzyl drzwi na osciez. Na korytarzu stal z taca w reku kelner. Wydawal sie troche przestraszony.
— Przepraszam pana. Z pozdrowieniami od pani z pokoju dwiescie siedemdziesiat siedem.
— Tak. Oczywiscie. — March stanal z boku, wpuszczajac go do pokoju. Kelner wszedl z lekkim wahaniem do srodka, tak jakby bal sie, ze March moze go uderzyc. Postawil tace na stoliku i chwile sie ociagal w oczekiwaniu napiwku. Nie doczekawszy sie go, wyszedl. March zamknal za nim drzwi na klucz.
Na stoliku stala butelka Glenfiddich z dolaczonym liscikiem, na ktorym widnialo tylko jedno slowo: „Detente?”
March stal przy oknie z rozluznionym krawatem, popijajac jeczmienna whisky i wpatrujac sie w Zurich See. Wokol czarnej tafli jeziora nanizane byly paciorki zoltych latarni; dalej podskakiwaly i mrugaly odbite w wodzie czerwone, zielone i biale swiatelka. Zapalil milionowego w tym tygodniu papierosa.
Na podjezdzie pod jego oknem smiali sie ludzie. Po jeziorze przesuwalo sie jakies swiatlo. Nie bylo Wielkiego Palacu, nie bylo maszerujacych orkiestr i wszechobecnych mundurow. Po raz pierwszy od jak dawna? — co najmniej od roku — znalazl sie daleko od wykutego w zelazie i granicie Berlina. Tak. Podniosl w gore szklaneczke i przyjrzal sie bladej wypelniajacej ja cieczy. Byli jeszcze inni ludzie, byly inne miasta.
Zauwazyl, ze oprocz butelki zamowila dwie szklanki.
Usiadl na skraju lozka i spojrzal na telefon. Przez chwile bebnil palcami po blacie nocnego stolika.
Chyba oszalal.
Miala zwyczaj wbijania rak gleboko w kieszenie plaszcza i przechylania glowy na bok. Na jej ustach pojawial sie wtedy drwiacy usmieszek. W samolocie, zapamietal to, ubrana byla w czerwona, spieta skorzanym paskiem welniana sukienke. Na zgrabnych nogach miala czarne ponczochy. A kiedy byla czyms zdenerwowana albo ubawiona — czyli wlasciwie bez przerwy — skubala wlosy za uchem.
Smiech za oknem umilkl.
„Gdzies ty sie podziewal przez ostatnie dwadziescia lat?” Jej pogardliwe pytanie w apartamencie Stuckarta.
Tyle wiedziala. Bawila sie z nim jak kot z mysza.
Trzy miliony Zydow, ktorzy zgineli podczas wojny.
Obrocil jej liscik w palcach, nalal sobie kolejna whisky i polozyl sie na plecach na lozku. Dziesiec minut pozniej podniosl sluchawke.
— Z pokojem dwiescie siedemdziesiat siedem — poprosil telefonistke.
Szalenstwo, istne szalenstwo.
Spotkali sie w holu, pod liscmi rozlozystej palmy. W przeciwleglym rogu przygrywal kwartet skrzypcowy, prezentujac wybor melodii z „Zemsty nietoperza”.
— Whisky jest bardzo dobra — powiedzial.
— Oferta pokojowa.
— Przyjeta. Dziekuje. — Rzucil okiem na podstarzala wiolonczelistke. Rozstawila szeroko grube nogi, tak jakby doila krowe. — Bog jeden wie, dlaczego mialbym ci ufac.
— Bog jeden wie, dlaczego ja mialabym ufac tobie.
— Musimy ustalic pewne zasady — oznajmil stanowczo. — Po pierwsze: koniec z klamstwami. Po drugie: bedziesz robic to, co ci powiem, czy to ci sie podoba, czy nie. Po trzecie: pokazesz mi to, co planujesz wydrukowac, i jesli poprosze, zebys o czyms nie pisala, wykreslisz to. Zgoda?
— Umowa stoi. — Podala mu z usmiechem reke. Uscisnal ja. Jej dlon byla chlodna, uscisk mocny. Po raz pierwszy zauwazyl, ze nosi meski zegarek.
— Co sprawilo, ze zmieniles zdanie? — zainteresowala sie.
— Jestes gotowa do wyjscia? — zapytal, puszczajac jej reke. Wciaz miala na sobie te czerwona sukienke. — Tak.
— Masz przy sobie notes? Dotknela kieszeni plaszcza.
— Nigdzie sie bez niego nie ruszam.
— Podobnie jak ja. Dobrze. Idziemy.
Otoczona zewszad przez wrogow Szwajcaria byla skupiskiem swiatel w ciemnosci: na poludniu graniczyla z Wlochami, na zachodzie z Francja, na polnocy i wschodzie z Niemcami. Fakt, ze przetrwala, byl prawdziwa zagadka: „szwajcarskim cudem”.
Luksemburg stal sie Mosellandem, Alzacja i Lotaryngia Westmarkiem, Austria Ostmarkiem. Czechoslowacja — ten bekarci twor Traktatu Wersalskiego — skurczyla sie do Protektoratu Czech i Moraw. Polska, Litwa, Lotwa i Estonia zostaly wymazane z mapy. Na wschodzie Niemieckie Imperium podzielono na cztery Reichskommisariaty: Ostlandu, Ukrainy, Kaukazu i Moskowii.
Dwanascie krajow Zachodu — Portugalia, Hiszpania, Francja, Irlandia, Wielka Brytania, Belgia, Holandia, Wlochy, Dania, Norwegia, Szwecja i Finlandia — otoczylo wianuszkiem Rzesze, tworzac na mocy podpisanego w