Czlowiek z toporem, w ktorego bylo wymierzone pchniecie, cofnal sie pospiesznie; jednoczesnie drugi rzucil sie naprzod z wyciagnietym zza pasa sztyletem. Zerwalem sie na nogi i wygladajac zza ramienia chalcedonowego aniola zobaczylem, jak noz mija o szerokosc kciuka gardlo Vodalusa i wbija sie az po rekojesc w miekka ziemie. Vodalus usilowal pchnac dowodce ochotnikow, ale ten byl zbyt blisko. Zamiast cofnac sie, zostawil noz w ziemi i niczym zapasnik chwycil lezacego w objecia. Znajdowali sie nad sama krawedzia rozkopanego grobu — przypuszczam, ze Vodalus potknal sie wlasnie o wyrzucona z niego ziemie.
Drugi ochotnik uniosl swoj topor, ale nie mogl uderzyc, bowiem rozplatalby glowe swemu dowodcy. Zaszedl walczacych z drugiej strony, dzieki czemu znalazl sie moze dwa kroki ode mnie. Katem oka dostrzeglem, jak Vodalus wyrywa sztylet z ziemi i wbija go w gardlo przeciwnika. Topor uniosl sie w gore; niemal odruchowo chwycilem drzewce tuz ponizej ostrza i nie bardzo zdajac sobie sprawe z tego, co robie, szarpnalem z calej sily, a potem uderzylem.
Walka byla skonczona. Czlowiek, ktorego zakrwawiony topor trzymalem w dloniach, nie zyl, dowodca ochotnikow dogorywal u naszych stop, zas uzbrojony w halabarde napastnik zniknal, pozostawiajac swoja bron lezaca nieszkodliwie w poprzek sciezki. Vodalus odszukal w trawie pochwe i schowal do niej swoj miecz.
— Kim jestes? — zapytal.
— Nazywam sie Severian. Jestem katem. To znaczy, uczniem w konfraterni katow, panie. Uczniem Zgromadzenia Poszukiwaczy Prawdy i Skruchy. — Przerwalem, by nabrac w pluca powietrza. — Jestem Vodalarianinem. Jednym z tysiecy Vodalarian, o ktorych istnieniu moze nawet nie wiesz, panie. — Byla to nazwa, ktora raz czy dwa obila mi sie o uszy.
— Masz. — Polozyl mi na dloni mala monete, tak gladka i sliska, ze wydawala sie czyms posmarowana. Sciskajac ja z calej sily stalem bez ruchu przy rozkopanym grobie patrzac, jak Vodalus odchodzi szybkim krokiem. Mgla i ciemnosc pochlonely go na dlugo przedtem, zanim dotarl do krawedzi dolinki; niebawem nad moja glowa przemknal z rykiem przypominajacy strzale srebrny slizgacz.
Sztylet w jakis sposob wypadl z rany na szyi martwego mezczyzny — prawdopodobnie sam wyszarpnal go w agonii. Kiedy schylilem sie, zeby go podniesc, zdalem sobie sprawe, ze ciagle sciskam w dloni mala monete. Wrzucilem ja do kieszeni.
Uwazamy, ze to my tworzymy symbole, natomiast prawda jest taka, ze to one nas tworza. Jestesmy ich dzielem, ograniczonym ostrymi, definiujacymi krawedziami. Kazdy z zolnierzy po zlozeniu przysiegi otrzymuje monete, male asimi z wybitym profilem autarchy. Przyjmujac ja, przyjmuje jednoczesnie na siebie ciezar obowiazkow zolnierskiego zycia, choc moze nawet nie, zdaje sobie sprawy, jakie one rzeczywiscie sa i w zwiazku z tym, czego beda od niego wymagac. Ja wowczas rowniez nie zdawalem sobie z niczego sprawy, chociaz w bledzie sa ci, ktorzy twierdza, ze musimy o wszystkim zawczasu wiedziec, ulegajac tym samym przemoznemu wplywowi takiej wiedzy. W gruncie rzeczy ci, ktorzy w to wierza, staja sie tym samym wyznawcami najpodlejszego i najbardziej przesadnego rodzaju magii. Niedoszly czarnoksieznik wierzy gleboko w skutecznosc i niezawodnosc czystej wiedzy; racjonalnie myslacy ludzie wiedza, ze wszystko, co sie dzieje, dzieje sie samo przez sie, albo nie dzieje sie w ogole.
W chwili, gdy mala moneta zniknela w mojej kieszeni, nie wiedzialem nic o ruchu, na ktorego czele stal Vodalus, ale bardzo szybko nadrobilem te zaleglosci. Wraz z nim nienawidzilem autarchii, chociaz nie mialem pojecia, co by moglo ja zastapic. — Wraz z nim nienawidzilem arystokratow, ktorzy nie mieli dosyc odwagi, zeby wystapic przeciwko autarsze i zamiast tego wiazali z nim w ceremonialnym konkubinacie najpiekniejsze ze swoich corek. Wraz z nim gardzilem ludzmi za ich brak dyscypliny i wspolnego celu dzialania. Sposrod cnot, ktore probowali mi wpoic mistrz Malburius (byl mistrzem wtedy, gdy ja bylem jeszcze malym chlopcem) i mistrz Palaemon, uznawalem tylko jedna: lojalnosc wobec konfraterni. Mialem chyba slusznosc; zywilem glebokie przekonanie, iz mozliwe jest, bym sluzyl wiernie Vodalusowi bedac jednoczesnie katem. Tak wlasnie zaczeta sie moja dluga wedrowka, ktora miala zaprowadzic mnie az na sam tron.
2. Severian
Moja pamiec przygniata mnie. Bedac wychowanym wsrod katow, nigdy nie znalem ani swej matki ani ojca. Podobnie zreszta jak inni uczniowie naszej konfraterni. Od czasu do czasu, najczesciej jednak zima, do Bramy Zwlok pukaja nieszczesni lajdacy, ktorzy maja nadzieje na przyjecie do naszego starozytnego bractwa. Czesto racza Brata Furtiana dokladnymi opisami meczarni, jakie z radoscia zadawaliby w zamian za miske strawy i dach nad glowa; czasem demonstruja niektore z nich na zwierzetach.
Wszystkich odsyla sie precz. Tradycja siegajaca dni naszej swietnosci, poprzedzajacych obecne zdegenerowane czasy, a takze dawniejszych i jeszcze dawniejszych, o ktorych nie pamietaja juz nawet najznakomitsi z uczonych, nie pozwala nam na tego rodzaju rekrutacje. Nawet term gdy nasze szeregi stopnialy do dwoch mistrzow i niespelna dwudziestu czeladnikow, nikt nie smie jej zlamac.
Od pewnego momentu pamietam dokladnie wszystko. W najstarszym z moich wspomnien bawie sie kamykami na Starym Dziedzincu, lezacym na poludniowy zachod od Wiedzminca, juz wlasciwie na terenie Wielkiego Dworu. Odcinek muru, ktorego obrona nalezala niegdys do obowiazkow naszej konfraterni, juz wowczas lezal czesciowo w ruinie, otwierajac szerokie przejscie miedzy Czerwona i Niedzwiedzia Wieza; chodzilem tam czesto, by wdrapac sie na rumowisko nietopliwego metalu i spogladac w dol na zajmujaca cale zbocze Wzgorza Cytadeli nekropolie.
Kiedy podroslem, cmentarz stal sie moim ulubionym miejscem zabaw. Jego krete alejki byly co prawda patrolowane, ale tylko za dnia, straznicy w dodatku zwracali baczna uwage jedynie na swieze groby, znajdujace sie w dolnej czesci cmentarza, zas wiedzac, kim jestesmy, nie bardzo mieli ochote uganiac sie za nami wsrod wysadzanych cyprysami, nieuczeszczanych sciezek, gdzie urzadzilismy sobie nasze kryjowki.
Mowi sie, ze nasza nekropolia jest najstarsza w calym Nessus. Jest to oczywiscie nieprawda, ale juz samo funkcjonowanie takiej opinii swiadczy o jej starozytnym rodowodzie, chociaz autarchowie nie byli tutaj chowani nawet wtedy, gdy Cytadela stanowila ich glowna twierdze, zas wielkie rody takze w przeszlosci, podobnie jak obecnie, wolaly powierzac swych arystokratycznych zmarlych grobowcom znajdujacym sie na terenie ich posiadlosci. Najwyzsza czesc cmentarza, graniczaca z murem Cytadeli, upodobala sobie szlachta i optymaci, w dolnej zas, siegajacej az do wyroslych wzdluz brzegu Gyoll domostw, grzebali swoich bliskich mniej zamozni mieszkancy miasta, a takze zwykla biedota… Jako chlopiec jednak nie zapuszczalem sie w swych wedrowkach az tak daleko.
Trzymalismy sie zawsze we trojke: Drotte, Roche i ja. Pozniej dolaczyl do nas Eata, najstarszy sposrod pozostalych uczniow. Nikt z nas nie urodzil sie katem, bo tez nikt katem sie nie rodzi. Powiada sie, ze dawniej w konfraterni byli zarowno mezczyzni jak i kobiety, i ze corki i synowie dziedziczyli rzemioslo po swych rodzicach, jak to sie dzieje wsrod kowali, zlotnikow i wielu innych, ale Ymar Niemal Nieomylny widzac, jak bardzo okrutne sa kobiety i jak czesto zadaja wiecej cierpien niz zostalo im polecone, rozkazal, by wsrod katow juz nigdy nie bylo kobiet.
Od tej pory uzupelniamy nasze szeregi tylko i wylacznie dziecmi tych, ktorzy dostaja sie w nasze rece. W jednym z korytarzy Wiezy Matachina znajduje sie ukryty w scianie zelazny pret, wystrzeliwujacy z niej z ogromna sila na wysokosci ledzwi doroslego mezczyzny. Dzieci plci meskiej, ktore tamtedy przejda, przyjmujemy do bractwa i wychowujemy jak wlasne. Czasem trafiaja do nas brzemienne kobiety; otwieramy im brzuchy i jesli dziecko przezyje, a jest chlopcem, dajemy mu mamke i pozostawiamy wsrod nas, zas jesli to dziewczynka, oddajemy ja na wychowanie wiedzmom. Tak dzieje sie niezmiennie od czasow Ymara.
W ten oto sposob nikt z nas nie wie skad, ani od kogo pochodzi. Kazdy, gdyby go zapytac, twierdzilby, ze jest potomkiem jakiegos szlachetnego rodu — w rzeczy samej, nierzadko sie zdarza, ze trafiaja do nas dzieci takiego wlasnie pochodzenia. Jako chlopcy snulismy najrozniejsze domysly, probujac uzyskac jakies informacje od naszych starszych braci, a nawet od czeladnikow , ale ci zbyt byli zgorzkniali i zajeci swoimi sprawami, by zwracac uwage na nasze pytania. Eata, wierzacy swiecie, iz jego rodzice byli dystyngowanymi arystokratami, wyrysowal nawet na suficie nad swoja prycza drzewo genealogiczne rodu, z ktorego rzekome pochodzi.
Jezeli chodzi o mnie, to za swoj wybralem herb odlany w brazie nad wejsciem do jednego z grobowcow — widniala na nim strzelajaca w gore fontanna, unoszacy sie na falach statek, a pod tym wszystkim kwiat rozy. Same drzwi otwarto dawno temu, zas na posadzce grobowca staly dwie puste trumny. Trzy kolejne, zbyt ciezkie