piersi i napierajac ze straszliwa sila na zacisniete kurczowo gardlo. Pragnienie zaczerpniecia oddechu, nabrania otaczajacej mnie zewszad ciemnej, chlodnej wody bylo niemal nie do przezwyciezenia. Nie wiedzialem juz, w ktora strone nalezy kierowac sie do powierzchni i nie zdawalem sobie sprawy z obecnosci wody jako wody. Zaczalem tracic wladze w konczynach, ale przestalem sie bac, chociaz wiedzialem, ze umieram, albo nawet juz nie zyje. W uszach odezwalo mi sie nieprzyjemne, glosne dzwonienie, a przed oczyma pojawily sie halucynacje.

Mistrz Malrubius, niezyjacy juz od kilku lat, zwykl nas budzic uderzajac w sciany metalowa lyzka — to wlasnie bylo to dzwonienie, ktore slyszalem. Lezalem na pryczy nie mogac sie podniesc, chociaz Drotte, Roche i wszyscy mlodzi chlopcy wstali juz i ziewajac rozdzierajaco, niezgrabnie nakladali ubrania. Plaszcz mistrza Malrubiusa rozsunal sie ukazujac zwiotczala skore na jego piersi i brzuchu. Naprezajace ja niegdys miesnie i tkanke tluszczowa zniszczyl uplywajacy nieublaganie czas. Chcialem powiedziec, ze juz sie obudzilem, ze nie spie, ale nie bylem w stanie wydobyc z siebie glosu. Po chwili ruszyl dalej, caly czas uderzajac w sciane lyzka. Kiedy dotarl do okna, wychylil sie i spojrzal w dol, wiedzialem, ze szuka mnie na Starym Dziedzincu.

Nie mogl mnie jednak dojrzec, bowiem znajdowalem sie w jednej z cel bezposrednio pod pokojem przesluchan. Lezalem na wznak, wpatrujac sie w szary sufit. Rozlegl sie krzyk kobiety, ale nie moglem jej dostrzec, a poza tym moja uwage zaprzataly nie jej jeki, tylko to bezustanne, nieprzerwane, nie konczace sie dzwonienie. Niespodziewanie zamknela sie wokol mnie ciemnosc, z niej zas wylonila sie ogromna twarz kobiety wielkosci zielonej tarczy ksiezyca. To nie ona krzyczala — jeki i zawodzenia nie ustaly ani na moment, na tej natomiast twarzy nie znac bylo ani sladu cierpienia, wrecz przeciwnie — emanowalo z niej nie dajace sie opisac piekno. Wyciagnela ku mnie rece, a ja w tym momencie zamienilem sie w piskle, ktore przed rokiem wyjalem z gniazda, majac nadzieje, ze uda mi sie je oswoic i przyuczyc, by na zawolanie przylatywalo i siadalo na moim palcu, bowiem jej rece byly dlugosci trumien, w ktorych czasem odpoczywalem w mojej sekretnej kryjowce. Chwycily mnie, pociagnely najpierw do gory, a potem w dol, coraz dalej od twarzy i od zawodzacych jekow, w ciemna otchlan; dotknalem czegos stalego, co moglo byc mulistym dnem i wystrzelilem nagle w obramowany nieprzenikniona czernia swiat jasnosci.

Ciagle jednak nie moglem oddychac, a wlasciwie nie chcialem, zas moja piers nie unosila sie juz w samodzielnym, niezaleznym od mojej woli rytmie. Plynalem, chociaz nie mialem pojecia, jak ani dlaczego tak sie dzieje. (Pozniej okazalo sie, ze to Drotte chwycil mnie za wlosy). Niebawem lezalem na zimnych, oslizglych kamieniach, zas Drotte i Roche na zmiane pompowali mi powietrze prosto w usta. Widzialem nachylajace sie nade mna oczy, same oczy, rozne, niczym w kalejdoskopie i dziwilem sie, dlaczego Eata ma ich wiecej niz powinien.

Wreszcie odepchnalem Roche'a i zwymiotowalem wielka ilosc czarnej wody. Od razu poczulem sie lepiej — moglem juz usiasc i nawet oddychac, a takze, chociaz nie mialem prawie zupelnie sily i trzesly mi sie rece, poruszac ramionami. Oczy, ktore widzialem, nalezaly do prawdziwych ludzi, mieszkancow pobliskich domow. Jakas kobieta przyniosla miske czegos goracego do picia; nie bylem pewien, czy to zupa, czy herbata, moge tylko powiedziec, ze bylo to slonawe, parzylo i pachnialo dymem. Udawalem tylko, ze pije, ale pozniej i tak okazalo sie, ze poparzylem sobie wargi i jezyk.

— Specjalnie to zrobiles? — zapytal Drotte. — Jak wyplynales na powierzchnie?

Potrzasnalem tylko glowa.

— Wystrzelil z wody, jakby go cos wypchnelo! — powiedzial ktos z tlumu.

Roche pomogl mi opanowac drzenie dloni.

— Myslelismy, ze wyplyniesz w innym miejscu, ze chcesz nas nastraszyc.

— Widzialem Malrubiusa — wykrztusilem z trudem.

— Kto to jest? — stary czlowiek, zapewne rybak, sadzac z poplamionego smola stroju, zapytal Roche'a, biorac go za ramie.

— Byl mistrzem i opiekunem uczniow. Juz nie zyje.

— To nie kobieta? — Stary mezczyzna caly czas trzymal Roche'a za ramie, ale nie spuszczal wzroku z mojej twarzy.

— Nie. Wsrod nas nie ma kobiet.

Pomimo goracego napoju i cieplego dnia trzaslem sie z zimna. Jeden z chlopcow, ktorzy nam zazwyczaj dokuczali, przyniosl jakis brudny koc, w ktory sie zawinalem, ale minelo tak duzo czasu, zanim odzyskalem sily na tyle, zeby moc znowu samodzielnie sie poruszac, ze gdy dotarlismy do cmentarnej bramy, statua Nocy na wzgorzu po drugiej stronie rzeki byla juz jedynie mala kreseczka na tle plonacego czerwienia zachodniego niebosklonu, zas sama brama byla zamknieta na glucho.

3. Oblicze Autarchy

Dopiero poznym rankiem nastepnego dnia przypomnialem sobie o monecie, ktora dal mi Vodalus. Po obsluzeniu spozywajacych posilek w refektarzu czeladnikow sami, jak zwykle, zjedlismy sniadanie, zebralismy sie w klasie i po krotkim przygotowawczym wykladzie mistrza Palaemona zeszlismy z nim na dol, zeby zapoznac sie z przebiegiem i rezultatami wieczornej pracy naszych starszych braci.

Zanim jednak bede kontynuowal moja relacje, powinienem chyba powiedziec kilka slow o Wiezy Matachina. Wznosi sie ona w glebi Cytadeli, po jej zachodniej stronie. Na parterze znajduja sie gabinety naszych mistrzow, gdzie odbywaja sie spotkania z wazniejszymi urzednikami wymiaru sprawiedliwosci i mistrzami innych zwiazkow. Pietro wyzej usytuowano nasza swietlice, sasiadujaca bezposrednio z kuchnia, zas jeszcze wyzej refektarz, sluzacy zarowno jako miejsce zebran, jak i jadalnia. Nad nim znajduja sie prywatne apartamenty mistrzow, za dni swietnosci naszej konfraterni znacznie liczniejsze niz obecnie, na kolejnych zas pietrach odpowiednio — pokoje czeladnikow, bursa dla uczniow sasiadujaca z klasa i wreszcie najrozniejsze puste, nie uzywane komorki i pomieszczenia. Na samym szczycie jest usytuowana zbrojownia — na wypadek, gdyby Cytadela zostala zaatakowana a my, nedzne pozostalosci swietnej ongis konfraterni, mielibysmy wypelnic spoczywajacy na nas obowiazek jej obrony.

Gdyby ktos chcial zobaczyc nas przy pracy, musialby zejsc na dol. Na pierwszej podziemnej kondygnacji znajduje sie pokoj przesluchan. Pod nim, siegajac daleko poza Wieze, rozciaga sie labirynt lochow, z ktorych wykorzystuje sie obecnie trzy poziomy, polaczone centralnie usytuowanymi schodami. Cele sa proste, czyste i suche, wyposazone w stol, krzeslo i ustawione na samym srodku waskie lozko.

Rozjasniajace ciemnosci swiatla pochodza z pradawnych czasow i maja podobno plonac wiecznie, chociaz niektore z nich juz pogasly. Szlismy pograzonymi w polmroku korytarzami, ale moj nastroj daleki byl od tego, jaki, wydawaloby sie, to miejsce powinno wywolywac. Bylem szczesliwy i radosnie podniecony to tu wlasnie bede pracowal, kiedy zostane czeladnikiem, doskonalac sie w starozytnej sztuce i zblizajac sie z kazdym dniem do chwili, kiedy na moich barkach spocznie godnosc mistrza; to tu poloze fundamenty pod budowe swietnosci naszego bractwa. Panujaca w lochach atmosfera wydawala sie spowijac mnie niczym delikatny koc, ogrzany uprzednio nad oczyszczajacym wszystko ogniem.

Zatrzymalismy sie przed drzwiami jednej z cel i pelniacy dzisiaj sluzbe czeladnik otworzyl je poteznych rozmiarow kluczem. Lezaca wewnatrz na lozku klientka uniosla glowe i gdy zobaczyla nas, jej czarne oczy zrobily sie okragle niczym dwie monety. Mistrz Palaemon mial na sobie obszyty sobolami plaszcz i aksamitna maske, oznake jego wladzy. Przypuszczam, ze wlasnie to, a moze niezwykle urzadzenie optyczne, dzieki ktoremu widzial, stalo sie powodem jej przerazenia. Nic jednak nie powiedziala, a my, rzecz jasna, rowniez sie nie odzywalismy.

— Mamy tutaj przyklad, dobrze ilustrujacy stosowana przez nas nowoczesna technike wykraczajaca daleko poza tradycyjne, znane od niepamietnych czasow metody — rozpoczal mistrz Palaemon doskonale obojetnym, beznamietnym glosem. — Klientka zostala wczoraj wieczorem poddana przesluchaniu — byc moze niektorzy z was ja slyszeli. W celu zapobiezenia szokowi i utracie przytomnosci podano jej dwadziescia minimow tinktury przed i dziesiec po zabiegu, ale dawka ta okazala sie niewystarczajaca, dlatego tez poprzestano jedynie na obdarciu jej prawej nogi. — Skinal na Drotte'a, ktory zaczal odwijac bandaze.

— Polbut? — zapytal Roche.

— Nie, caly. Byla sluzaca, a te, jak twierdzi mistrz Gurloes, maja zawsze mocna skore. W tym przypadku okazalo sie to prawda. Tuz pod kolanem wykonano okolne naciecie, chwytajac nastepnie krawedz skory w osiem

Вы читаете Cien kata
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×