— Zjadlem juz granata.
— Powinnam sie byla domyslec z plam dokola twoich ust. Wygladasz, jakbys cala noc pil czyjas krew. — Musialem zrobic dziwna mine, bo dodala: — No, przypominales czarnego nietoperza, kiedy sie tak nade mna pochyliles.
Baldanders usiadl wreszcie, trac oczy niczym nieszczesliwe dziecko.
— To straszne wstawac tak wczesnie, nie uwazasz? — zawolala do niego Dorcas. — Czy tobie rowniez przerwano jakis sen?
— Nie — odpowiedzial Baldanders. — Ja nigdy nie mam snow.
(Dr Talos spojrzal na mnie i potrzasnal glowa, jakby chcial powiedziec To bardzo, bardzo niezdrowo.)
— Moge ci dac troche moich. Severian twierdzi, ze rowniez ma ich pod dostatkiem.
Baldanders, chociaz sprawial wrazenie zupelnie przytomnego, spojrzal na nia szeroko otwartymi oczami.
— Kim jestes? — zapytal.
— Ja… — zajaknela sie Dorcas, przysuwajac sie do mnie ze strachem.
— To Dorcas — powiedzialem.
— Tak, Dorcas. Nie pamietasz? Spotkalismy sie wczoraj za kurtyna. Ty… Twoj przyjaciel powiedzial, zebym sie ciebie nie bala i ze ty bedziesz tylko udawal, ze robisz ludziom krzywde, ze to bedzie tylko przedstawienie. Powiedzialam, ze rozumiem, bo Severian tez robi rozne okropne rzeczy, chociaz jest taki dobry. — Spojrzala na mnie. — Pamietasz, Severianie, prawda?
— Oczywiscie. Nie powinnas obawiac sie Baldandersa tylko dlatego, ze o tym zapomnial. Rzeczywiscie, jest bardzo duzy, ale z tym jest troche tak, jak z moimi fuliginowymi szatami: wyglada na znacznie grozniejszego, niz jest w istocie.
— Masz wspaniala pamiec — powiedzial Baldanders glosem, ktory przypominal odglos toczacych sie glazow. — Chcialbym cokolwiek tak dobrze zapamietac.
Podczas naszej rozmowy dr Talos wyjal szkatulke z pieniedzmi. Zagrzechotal nia teraz, by zwrocic nasza uwage.
— Chodzcie, przyjaciele. Obiecalem wam, ze podzielimy sprawiedliwie dochod, jaki przynioslo nam nasze. przedstawienie, a kiedy juz tego dokonamy, przyjdzie pora ruszac. Odwroc sie, Baldanders i wyciagnij przed siebie reke. Sieur Severian, szanowne panie, czy zechcecie rowniez sie tutaj zblizyc?
Zwrocilem oczywiscie uwage, ze gdy doktor wspominal wczesniej o podziale pieniedzy, mowil o dzieleniu ich na cztery czesci; domyslalem sie, ze tym, ktory nic nie otrzyma bedzie Baldanders. Tymczasem doktor Talos siegnal do szkatulki i wyjal srebrne asimi, ktore polozyl na dloni olbrzyma, drugie dal mnie, trzecie Dorcas i wreszcie kilka orichalkow Jolencie. Potem zaczal rozdawac po jednym orichalku.
— Zauwazyliscie z pewnoscia, ze jak dotad wszystkie pieniadze sa prawdziwe — powiedzial. — Musze was jednak z przykroscia zawiadomic, ze trafilo sie sporo monet budzacych watpliwosci. Kiedy rozdzielimy autentyczne, kazde z was odbierze swoja czesc falszywych:
— A czy ty wziales juz swoj udzial, doktorze? — zapytala Jolenta. — Chyba wszyscy powinnismy byc przy tym obecni:
Dlonie doktora, kursujace niemal bez przerwy miedzy szkatulka a naszymi rekami na chwile przerwaly swoja wedrowke.
— Ja nie mam swojego udzialu — powiedzial.
— To nieuczciwe — szepnela Dorcas, zerknawszy uprzednio na mnie, zeby sprawdzic moja reakcje.
— To nieuczciwe, doktorze — powiedzialem glosno. — Bral pan udzial w przedstawieniu podobnie jak kazdy z nas, zbieral pan pieniadze i zdaje sie, zorganizowal pan to cale przedsiewziecie. Powinien pan otrzymac podwojny udzial.
— Nic nie chce — pokrecil glowa dr Talos. Po raz pierwszy widzialem go zaklopotanego. — Sprawia mi wielka przyjemnosc kierowanie grupa, ktora moge juz chyba nazwac zespolem teatralnym. Napisalem te sztuke, ktora wystawialismy i tak jak… — rozejrzal sie dokola, jakby w poszukiwaniu odpowiedniego porownania — …ta zbroja mam do odegrania w niej pewna role. Daje mi to satysfakcje, a to jedyna nagroda, jakiej pragne. Jak widzicie przyjaciele, pozostaly nam juz same orichalki, a jest ich zbyt malo, by starczylo dla wszystkich. Dokladniej rzecz biorac pozostaly juz tylko dwa. Ktokolwiek chce, moze je otrzymac, zrzekajac sie prawa do watpliwego aes i pozostalych, prawdopodobnie falszywych, monet. Severian? Jolenta?
— Ja je wezme — oswiadczyla ku memu zdziwieniu Dorcas.
— Znakomicie. Reszty nie bede rozdzielal. Bierzcie to, co komu odpowiada. Ostrzegam jednak: badzcie bardzo ostrozni z wydawaniem tych pieniedzy. Groza za to surowe kary, chociaz za Murem… A to co?
Spojrzalem w tym samym kierunku, co on i ujrzalem zblizajacego sie do nas czlowieka, odzianego w postrzepione, szare szaty.
35. Hethor
Nie wiem, dlaczego powitanie kogos z pozycji siedzacej uwazane jest za zniewage, ale tak wlasnie powszechnie sie uwaza. Kiedy szara postac podeszla blizej, obie kobiety wstaly z miejsc; ja i Baldanders uczynilismy to samo, tak ze kiedy obcy znalazl sie w zasiegu glosu, jedyna siedzaca osoba pozostal dr Talos, zajmujacy nasze jedyne krzeslo.
Trudno bylo sobie wyobrazic mniej imponujaca posture. Mezczyzna byl niewielkiego wzrostu, a w o wiele na niego za duzym ubraniu wydawal sie nawet jeszcze mniejszy. Slabo zarysowana — broda pokryta byla kilkudniowa szczecina, a kiedy zdjal poplamiona czapke, odslanial glowe, z ktorej bokow zniknely wszystkie wlosy, pozostawiajac jedynie cienka,, falista linie, przypominajaca grzebien starego, brudnego koguta. Bylem pewien, ze juz go kiedys widzialem, ale minela dluzsza chwila, zanim uswiadomilem sobie, gdzie i kiedy to bylo.
— O bogowie — przemowil — bogowie i boginie stworzenia, jedwabistowlose damy i ty, panie, dowodzacy cesarstwami i armiami wrogow naszej F-f-fotosfery! Wieza z kamienia jest mocna, mocna jak d-d-dab, ktory po pozarze wypuszcza nowe liscie. Ty tez, moj panie, czarny panie, rycerzu smierci, wladco n — nnocy! Dlugo zeglowalem na statkach o srebrnych zaglach i stu masztach, ktore siegaly g-g-gwiazd, unoszac sie zaraz za krolewska reja, ale n-n-nigdy nie widzialem kogos takiego jak ty. Nazywam sie Hethor i przybylem, zeby ci sluzyc, zeby zdrapywac bloto z twego p-p-plaszcza, czyscic twoj wielki miecz, n-n-nosic kosz, z ktorego beda na mnie patrzec oczy twoich ofiar, mistrzu, oczy przypominajace martwe ksiezyce Verthandi w chwile potem, kiedy zgaslo ich slonce. Kiedy zgaslo slonce! Gdziez sa ci strojni aktorzy? Jak dlugo beda jeszcze plonac p-p-pochodnie? Siegaja ku nim stygnace dlonie, ale plomienie pochodni sa zimniejsze niz lod, zimniejsze niz ksiezyce Verthandi, zimniejsze niz martwe oczy! Gdziez jest wiec sita, ktora kaze pienic sie wodom jeziora? Gdzie jest imperium, gdzie Armie Slonca o dlugich lancach i zlocistych p — p. proporcach? Gdzie jedwabistowlose kobiety, ktore kochalismy jeszcze ostatniej n-n-nocy?
— Zdaje sie, ze byles wsrod naszej publicznosci — powiedzial dr Talos. — Rozumiem doskonale — twoje pragnienie, zeby jeszcze raz obejrzec te sztuke, ale nie bedziemy mogli usatysfakcjonowac cie wczesniej, jak dopiero wieczorem, kiedy mamy nadzieje byc juz dosc daleko stad.
Hethor, ktorego spotkalem po wyjsciu z celi Agilusa w towarzystwie grubego mezczyzny, kobiety o wyglodnialych oczach i innych, zdawal sie go zupelnie nie slyszec. Patrzyl tylko na mnie, zerkajac od czasu do czasu na Dorcas i Baldandersa.
— Zranil cie, czyz nie tak? To okropne, okropne. Widzialem, ze plynela ci krew, czerwona jak plomienie Ducha Swietego. Jakiz to dla ciebie zaszczyt! Ty rowniez mu sluzysz, a twoje zadanie jest szlachetniejsze od mojego.
Dorcas potrzasnela glowa i odwrocila twarz w inna strone, zas olbrzym przygladal mu sie w milczeniu.
— Z cala pewnosci zdajesz sobie spraw ze to, co widziales, bylo jedynie teatralna inscenizacja — powiedzial dr Talos. (W tym samym momencie pomyslalem, ze gdyby cala publicznosc zdawala sobie z tego sprawe, szalencze wyczyny Baldandersa postawilyby nas w bardzo nieciekawej sytuacji).
— R-r-rozumiem wiecej, niz wam sie wydaje, ja, stary kapitan, stary porucznik, stary kucharz ze starej kuchni, gotujacy rosol dla zdychajacych zwierzat! Moj p-p-pan jest prawdziwy, ale gdzie sa jego armie? Prawdziwy, lecz gdzie jego imperia? Czyzby z prawdziwej rany miala pociec falszywca krew? Co stanie sie z sila,