— Nie, jednak zostane. Przekaz pozdrowienia Freddy'emu — w glosie Blaine'a zabrzmiala nieskrywana drwina. Rand udal, ze jej nie dostrzegl.

— Freddy juz u nas nie pracuje.

Blaine dzwignal sie z fotela i towarzyszyl Randowi do transo. Rand otworzyl drzwi urzadzenia, ktorego wnetrze do zludzenia przypominalo zwykly dzwig towarowy.

— Fatalnie, ze nie potrafimy zastosowac tego do wypraw gwiezdnych — rzekl przekraczajac prog transo.

— Jestem swiecie przekonany, ze pracujecie nad tym.

— Oczywiscie. Ale nie potrafimy rozwiazac kwestii urzadzen stabilizujacych. Rand wyciagnal reke w strone Blaine'a.

— No, to bywaj, Shep. Do zobaczenia.

— Po co, skoro nie moge ci w niczym pomoc? Zegnaj, Kirby — odparl Blaine.

Rand usmiechnal sie tylko i bez slowa znikl wewnatrz urzadzenia. Zamknal za soba drzwi. Nie bylo zadnych oznak — dzwieku, kolorowych swiatel rozblyskujacych wszystkimi kolorami teczy ktore wskazywalyby, ze maszyna zaczela dzialac.

Lecz Blaine mial pewnosc, ze Kirby Rand byl juz ponownie u Fishhookh. Odwrocil sie od transo i powrocil na swoje miejsce w fotelu przy kominku.

Otworzyly sie drzwi wiodace w glab sklepu i do pokoju wkroczyl Grant. Niosl zlozone na ramieniu futro.

— Mam cos takiego — odezwal sie wskazujac trzymany na reku przedmiot. — Zapomnialem o tym. Czyz to nie cudo? — dodal zdejmujac futro z ramienia i rozprostowujac je.

To nie bylo futro. To cos przypominalo je tylko do zludzenia. Przy blizszych ogledzinach sprawialo wrazenie bardziej jedwabiu niz futra. W jego wlosach bylo cos, co powodowalo, ze w blasku ognia lsnilo swietlistymi blyskami, jakby ktos wysypal na materie drobniutki pyl diamentowy. Bylo zlociscie zolte w czarne pasy.

— Mam je od paru lat — wyjasnial Grant. — Kiedys pojawil sie tutaj klient biwakujacy nad rzeka. Zamowil to cudo. Z jego zdobyciem mial Fishhook nieco zachodu. Ale w koncu przeslal… sam pan wie, jak sprawnie potrafi dzialac Fishhook.

— Tak, wiem — krotko odparl Blaine.

— No wiec przyslali to, lecz facet juz sie wiecej nie pojawil. A futro bylo tak piekne, ze nie potrafilem sie z nim rozstac. Zostawilem wiec na skladzie, majac nadzieje, ze je kiedys sprzedam. Ale nie sprzedalem. Jest ono za drogie na kieszen ktoregokolwiek z mieszkancow tego zawszonego miasteczka.

— Ale co to w ogole jest? — zainteresowal sie Blaine.

— Najcieplejsze, najlzejsze i najdelikatniejsze futro w calym znanym wszechswiecie — pochwalil sie Grant. — Uzywaja tego podczas biwakow. Lepsze niz najlepszy spiwor.

— Doprawdy, nie mialbym serca uzywac tego — odparl Blaine, spogladajac z podziwem na material. Wystarczy mi zwykly koc…

— Musi pan — nalegal Grant. — To bedzie dla mnie zaszczyt, sir. Moje mieszkanie jest tak ubogie, ze az mi wstyd. A o ile moge sie domyslec, pan zazwyczaj sypia w luksusach.

— No dobrze. Dziekuje — wybuchnal smiechem Blaine wyciagajac reke po futro.

Grant podal mu je i Blaine z podziwem wazyl je w reku. Nie miescilo mu sie w glowie, by tak obszerny plat materii mogl wazyc tak niewiele.

— Prosze mi wybaczyc, ale mam jeszcze troche pracy — odezwal sie Grant. — Pojde wiec skonczyc swe zajecia, jesli nie ma pan nic przeciwko temu. Polozyc sie moze pan, gdzie tylko chce.

— Dobrze — skinal glowa Blaine. — Skoncze drinka i ide spac. Moze pan jednak napije sie teraz ze mna jednego szybkiego?

— Nie, dziekuje. Pozniej. Zawsze przed snem wale sobie glebszego.

— W takim razie zostawie butelke na stole.

— Dobranoc, sir. Zobaczymy sie rano.

Blaine powrocil na fotel kladac na kolanach futro. Gladzil je dlonmi podziwiajac jego miekkosc i przedziwne cieplo, ktore sprawialo wrazenie, ze nie jest to martwy przedmiot, lecz zywa istota. Niespiesznie popijal trunek i myslal o Randzie.

Rand byl niewatpliwie najbardziej niebezpiecznym czlowiekiem na Ziemi; wbrew nawet temu co o Finnie mowil Stone. Rand byl czlowiekiem ze stali, czlowiekiem — buldogiem, ktory raz poczuwszy trop juz do konca go nie straci. Zaden z wrogow Fishhooka, ktorego sladem wyruszyl Rand nie wychodzil obronna reka.

Nie obstawal wcale, by Blaine wracal z nim razem do Meksyku. Propozycje Randa w tym wzgledzie byly mniej niz zdawkowe. Zupelnie jakby kwestia ta nie miala zadnego znaczenia, jakby w ogole ten problem nie istnial. Odmowa Blaine'a zdawala sie wcale Randa nie urazac. Nawet nie sugerowal uzycia sily. Lecz w tym akurat punkcie Blaine doskonale pojmowal rozterke Randa. Rand nie mial zadnych gwarancji, ze interwencja taka odnioslaby pozytywny skutek. Wrecz przeciwnie; Rand, sledzac Blaine'a poprzez swoich ludzi, byl zorientowany w fantastycznych i tajemniczych mozliwosciach przeciwnika i po prostu bal sie. Zwyczajnie bal.

Tak wiec, zachowujac ostroznosc i czujnosc, pokrywal wszystko nonszalancja. Ale nie byl w stanie oszukac tym Blaine'a. Ten wiedzial, ze Rand jest czlowiekiem, ktory sie nie cofnie. Ugnie sie, lecz nie da za wygrana. Byl przekonany, ze tamten ukrywa cos w zanadrzu; ale co, tego juz nie potrafil przewidziec.

Nie watpil w jedno: zastawiono na niego pulapke. To bylo wiecej niz pewne.

Siedzial nieruchomo w fotelu i gladzil futro pociagajac ze szklanki alkohol. Zastanawial sie, czy powinien pozostac na noc w Punkcie. Czy natychmiastowa ucieczka nie bylaby optymalnym rozwiazaniem. Lecz z drugiej strony, prawdopodobnie na to wlasnie liczy chytry i podstepny Rand. Byc moze na tym polega pulapka, ze zastawiono ja na zewnatrz. Najprawdopodobniej ten pokoj wlasnie i Punkt Handlowy sa dla Blaine'a tej nocy najbezpieczniejszym miejscem.

Blaine potrzebowal schronienia. Natomiast wcale nie musial spac. Wrecz przeciwnie, sytuacja zdaje sie wymagac, by dzisiejszej nocy czuwal. Polozy sie wiec na ziemi, otuli ciasno futrem i bedzie symulowal sen, obserwujac jednoczesnie Granta. Bo tylko on moze uruchomic ewentualna pulapke.

Odstawil na stol pusta szklanke, obok innej, nie dopitej przez Randa. Postawil tam rowniez butelke, tworzac mimowolnie calkiem zgrabna, pijacka kompozycje. Wzial futro pod pache i zblizyl sie do kominka. Pogrzebaczem ruszyl glownie ozywiajac zamierajace plomienie.

Postanowil ulozyc sie przy ogniu, by padajacy z paleniska blask oswietlal reszte pokoju.

Rozlozyl ostroznie futro na ziemi po czym zdjal kurtke i buty. Marynarke zlozyl w zgrabna kostke, aby uzyc jej w charakterze poduszki. Polozyl sie. Blam byl rozkosznie miekki i elastyczny; jak materac, choc nie posiadal lego grubosci. Blaine okrecil sie futrem, a ono przylgnelo szczelnie do jego ciala niczym spiwor. Czul sie cudownie, jak nigdy od czasu, gdy jako dziecko, podczas najzimniejszych, zimowych nocy, wtulal twarz w poduszke przykryta ciepla, puchowa koldra.

Lezal tak, wpatrujac sie w ciemnosc zalegajaca pomieszczenie magazynu. Wodzil wzrokiem posrod mrocznych zarysow zgromadzonych tu pak, beczek, beli i pudel. Panowala cisza przerywana tylko od czasu do czasu trzaskaniem pekajacego w ogniu drewna. Powoli zaczynala docierac do niego charakterystyczna won przepelniajaca pomieszczenie: niemozliwy do okreslenia zapach towarow zupelnie na Ziemi obcych. Nie byl to silny, drazniacy zapach czegos egzotycznego; zapach, ktory budzilby dreszcz strachu czy emocji. Byla to skomplikowana mieszanina przypraw pochodzacych z innych swiatow, artykulow przemyslowych, zywnosci, drewna i wielu, wielu innych przedmiotow sprowadzanych tu z najodleglejszych gwiazd. Blaine zdawal sobie sprawe, ze wszystko to stanowi zaledwie malenka czastke tego, co Fishhook zdobywa we wszechswiecie. To tylko najbardziej elementarne, podstawowe towary, przeznaczone na handel.

Specjaly dostarczane do Punktow Handlowych za posrednictwem transo, stanowily jedynie fragment tego, co koncern sprowadzal z gwiazd. Byl to tylko ulamek, czastka, to tylko, czego potrzebowal przecietny czlowiek.

W posiadaniu Fishhooka istnialo bowiem duzo wiecej roznych, stokroc istotniejszych rzeczy — pomyslow, wiedzy — zdobytych w otchlaniach kosmosu. W uniwersytetach podleglych Fishhookowi naukowcy ze wszystkich stron swiata przesiewali te wiedze, wiazali ze soba i zglebiali, czasami wykorzystywali ja w praktyce czesciej odkladali, by w przyszlosci — blizszej lub dalszej — wiedza owa i pomysly mogly zaowocowac, wymodelowac i ukierunkowac rozwoj ludzkiej rasy.

Znajdowaly sie tam przedmioty i wiedza ujawniane ogolowi. Lecz byly rowniez liczne fakty i dokumenty

Вы читаете Czas jest najprostsza rzecza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату