Blaine bez slowa pochylil sie i chwyciwszy dziob lodzi wyciagnal ja glebiej na piasek Wszedl nastepnie do niej i zajal wskazane przez kaplana miejsce. Wyciagnal reke, ktora ksiadz natychmiast ujal w swe niezwykle delikatne, choc powykrecane artretyzmem dlonie.

— Ciesze sie, ze Ojca widze.

— Ja jestem rowniez niezmiernie rad — odparl Flanagan. — Ale musze ci ze wstydem wyznac, ze caly czas nie spuszczalem z ciebie wzroku, sledzilem cie.

— Zawsze wydawalo mi sie, ze czlowiek taki jak Ojciec ma lepsze rzeczy do robienia — odparl Blaine w polowie zdumiony, w polowie przestraszony.

Kaplan pochylil sie wypuszczajac z rak dlon Blaine'a.

— Och, moj synu! Coz moge poradzic. Nie ma juz dla mnie lepszego zajecia niz udanie sie w twoje slady.

— Prosze mi wybaczyc, ale zupelnie Ojca nie rozumiem.

Kaplan pochylil sie jeszcze bardziej opierajac na kolanach zacisniete piesci.

— To bardzo wazne, bys mnie zrozumial — rzekl. — Prosze, posluchaj mnie cierpliwie. I nie gniewaj sie. Zaraz ci wszystko wytlumacze.

— Oczywiscie, slucham Ojcze.

— Slyszales prawdopodobnie, ze Kosciol Matki Przenajswietszej jest sztywny i nieugiety, przywiazany do tradycji i zwyczajow, do starodawnych koncepcji, a zmiany nastepuja w nim niezwykle powoli. Kosciol jest surowy i dogmatyczny…

— Slyszalem o tym wszystkim — skinal glowa Blaine.

— Lecz to wszystko nie jest prawda. Kosciol jest nowoczesny i zmienia sie. Gdyby opieral sie wszelkim zmianom — Boze, uchowaj nas od tego — nie zdolalby utrzymac swego znaczenia i swej wielkosci. Ale nie moze sie rowniez chwiac pyry lada podmuchu wiatru, musi opierac sie wzburzanemu morzu ludzkich namietnosci i sklonnosci do zbyt pochopnych zmian. Kosciol adaptuje sie do wszelkich przemian jakkolwiek czyni to ostroznie i z rozwaga. Jesli juz przychyli sie do jakiejs nowej koncepcji, jesli zmieni sie, musi przedtem posiadac absolutna pewnosc o slusznosci swej decyzji.

— Alez Ojcze, nie myslisz chyba…

Spytalem cie wowczas, o ile pamietasz, czy jestes czarownikiem, a tys mi odpowiedzial kpina…

Tak pamietam.

— Bylo to wowczas moje podstawowe pytanie — rzekl Ojciec Flanagan. — Ale bylo to pytanie niewlasciwe, zbyt proste, zbyt banalne i prymitywne z tej przyczyny, ze na tego typu pytania odpowiada sie zwykle „tak” lub „nie”.

— Wiec odpowiem Ojcu raz jeszcze: nie jestem czarownikiem.

— Przerywajac, utrudniasz mi wyluszczenie ci calej sprawy — odparl z lekka nagana w glosie ksiadz.

— Dobrze, prosze wiec mowic. Postaram sie nie przerywac Ojcu i wysluchac wszystkiego cierpliwie do konca.

— Otoz Kosciol musi miec pewnosc, ze parakinetyka jest wlasciwoscia czysto ludzka, a nie rodzajem kuglarskiej sztuczki czy tez magia. Ktoregos dnia Kosciol — z pewnoscia niepredko to jeszcze nastapi wypowie sie autorytatywnie w tej kwestii. Przedstawi w tej materii swe stanowisko, wyznaczajac jednoczesnie temu zjawisku miejsce posrod innych wartosci moralnych i duchowych Czlowieka. Nie jest wszak juz dzisiaj tajemnica, iz specjalna komisja teologow prowadzi nad tym wnikliwe studia…

— A Ojciec, jaka jest w tym wszystkim rola Ojca?

— Jestem jednym z wielu ktorym powierzono pewne zadania badawcze. My po prostu gromadzimy wszelkie fakty i dowody, ktore we wlasciwym czasie zostana przeanalizowane przez teologow.

— I ja mam byc jednym z tych dowodow?

Ojciec Flanagan uroczyscie skinal glowa.

— Jest jedna rzecz, ktorej nie potrafie Zrozumiec — odezwal sie po chwili milczenia Blaine. — Mianowicie, czemu wasza wiara zywi jakiekolwiek watpliwosci i zastrzezenia. Macie przeciez swoje, doskonale udokumentowane cuda. Czemuz wiec nie podciagniecie pod nie i parakinetyki? Gdzies we wszechswiecie potega ludzka i potega boska musza sie laczyc. To moze byc ten wasz pomost.

— Naprawde wierzysz w to, moj synu?

— Nie jestem specjalnie religijny…

— Wiem, mowiles mi o tym. Ale pytam: czy naprawde w to wierzysz?

— Raczej tak.

— Nie jestem przekonany, czy potrafie sie z toba zgodzic. Taka koncepcja traci nieco herezja. Ale problem lezy gdzies indziej. Problemem jest ta dziwnosc w tobie, dziwnosc, jakiej nie znalazlem w nikim innym.

— Bo jestem w polowie obcy — odparl gorzko Blaine. — Nikt z ludzi nie zostal nigdy w taki sposob odmieniony. Rozmawiasz nie tylko ze mna, lecz z inna jeszcze istota nie bodaca juz zupelnie czlowiekiem. Istota ta znajduje sie o piec tysiecy lat swietlnych stad. Ona zyje juz miliony lat. I bedzie zyla nastepne miliony. I jeszcze dluzej. Istota owa odwiedza swoja swiadomoscia inne planety, lecz mimo to czuje sie szalenie samotna. Czas nie ma przed nia zadnych tajemnic. Nie sadze zreszta, by znalazly sie we wszechswiecie sprawy, ktorych nie zglebila i nie pojela, ktore sa dla niej obce. Slowem, istota ta posiadla ostateczna wiedze o wszechrzeczy. Otoz wymienila ona ze mna swiadomosc i wszystko to co ona wie, wiem rowniez ja, co potrafi ona, ja rowniez potrafie. Jej wiedza posiada jeden tylko mankament. Nie jest to wiedza posegregowana. W wolnej chwili — jesli taka kiedykolwiek nastapi — Wydobede te cala wiedze ze swej swiadomosci, uporzadkuje ja, posegreguje w odpowiednich rejonach mego umyslu. Wtedy bede jeszcze potezniejszy od tamtego stworzenia.

Kaplan sluchajac oddychal niezwykle gleboko. Spojrzal naraz przenikliwie w oczy Blaine'a.

— Spodziewalem sie czegos w tym rodzaju — rzekl.

— Na co wiec Ojciec czeka? Niech Ojciec wykonuje swoja robote. Niech pokropi mnie swiecona woda, a ja natychmiast zamienie sie w oblok brudnego dymu i ulece w przestrzen.

— Nie zrozumiales mnie — odparl spokojnie Ojciec Flanagan. — Nie zrozumiales moich intencji i moje postawy. Jesli w tej sile, ktora zostales obdarzony przez gwiazdy nie kryje sie zlo, to nie mogles przejac stamtad zla istotnego, a tylko przypadkowe, nieistotne, ktore nie moze cie pochlonac.

Wyciagnal swa znieksztalcona dlon i polozyl na ramieniu Blaine'a, zaciskajac na nim palce z nieoczekiwana sila. Spojrzal Blaine'owi gleboko w oczy.

— Posiadasz wielka potege — rzekl z powaga w glosie kaplan. — I wielka wiedze. Masz obowiazek uzyc jej ku chwale Boga i dla dobra Czlowieka. Ja, swym slabym glosem, nakladam na ciebie ow ciezar i obowiazek. A musisz wiedziec, ze rzadko zdarza sie, by taki ciezar spoczywal na barkach jednego czlowieka. Nie wolno ci tego daru roztrwonic. Nie wolno ci go uzyc zle. Nie wolno ci go rowniez spozytkowac dla celow plytkich badz falszywych. Zostal ci on dany zapewne za sprawa jakichs boskich i nadprzyrodzonych sil i nikt z nas nie dociecze rzeczywistej przyczyny. Ale takie rzeczy — wierz mi — nie zdarzaja sie przypadkowo.

— Palec Bozy — odrzekl Blaine, probujac zartowac. Lecz nie wyszlo to wcale smiesznie i Blaine pozalowal pochopnie rzuconych slow.

— Palec Bozy — powtorzyl z powaga Ojciec Flanagan — Palec Bozy dotknal twego serca.

— Alez ja wcale nie prosilem o taka laske — zachnal sie Blaine. — Gdyby mi to ktos zaoferowal, odmowilbym.

— Opowiedz mi o tym — poprosil kaplan. — Wszystko, od samego poczatku. Prosze, wyswiadcz mi te uprzejmosc.

— Ale przedtem ja mam prosbe do Ojca. Pytanie…

— Tak, slucham.

— Ojciec wspomnial, ze caly czas szedl moim sladem. Jak Ojciec tego dokonal?

— To proste, moj synu. Sadzilem zreszta, zes juz sie domyslil wczesniej. Jestem jednym z was. Jestem po prostu niezwykle sprawnym jasnowidzem.

29.

Hamilton bylo uroczym miasteczkiem przycupnietym nad brzegiem rzeki. Wokol osady wznosily sie wysokie,

Вы читаете Czas jest najprostsza rzecza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату