– Kurwa, przeciez powiedzialem, ze ja zalatwie!

– Dobrze, panie Belane. Dzis wysle panu czek. Wynagrodzenie za 2 tygodnie.

– Madry z pana facet, panie Grovers.

– Tak. Aha, panie Belane, wlasnie wrocil Billy French. Chce pan z nim rozmawiac?

– Nie, ale niech go pan spyta, co jadl.

– Chwileczke…

Czekalem. Po chwili odezwal sie znow.

– Mowi, ze rostbef i ziemniaki piure.

– Rzygac sie chce!

– Slucham?

– Musze konczyc, panie Grovers.

– Przeciez chcial pan dowiedziec sie o mnie czegos wiecej!

– Wysle panu kwestionariusz.

Odlozylem sluchawke, polozylem nogi na biurku. Wszystko ukladalo sie po mojej mysli. Znow panowalem nad sytuacja. Ja, Nick Belane, prywatny detektyw. Ale wciaz mialem na glowie sprawe Czerwonego Wrobla. No i jeszcze byl Celine i Pani Smierc. Pani Smierc zawsze jest w poblizu.

To dopiero wyjatkowa kurwa.

No bo jak inaczej mozna ja nazwac?

20

Musialem to sobie przemyslec. Dobrze przemyslec. Wiedzialem, ze wszystko sie ze soba wiaze: kosmos, smierc, Wrobel, trupy, Celine, Cindy, Al Ed Upek. Ale nie umialem dopasowac do siebie poszczegolnych elementow lamiglowki. Jeszcze nie. Czulem, jak krew wali mi w skroniach. Musialem wyjsc na powietrze.

Na scianach biura nie bylo odpowiedzi. Zaczynalem wariowac, wyobrazalem sobie, ze jestem w lozku z Pania Smierc, z Cindy i z Jeannie Nitro, ze wszystkimi trzema naraz. Za duzo. Wlozylem melonik i wyszedlem z biura.

Znalazlem sie na torze wyscigowym. Hollywood Park. Nie bylo gonitw. Odbywaly sie w Oak Tree. Ale transmitowano je stamtad i mozna bylo normalnie obstawiac.

Wjechalem na gore ruchomymi schodami. Jakis facet wpadl na mnie, otarl sie o moja tylna kieszen.

– O, przepraszam – powiedzial.

Zawsze nosze portfel w przedniej lewej kieszeni spodni. Czlowiek uczy sie, uczy sie z czasem.

Doszedlem do klubu dla czlonkow. Zajrzalem do srodka. Same staruchy. Ale nadziane. Jak im sie udalo zbic tyle szmalu? Ile czlowiekowi potrzeba? I o co wlasciwie chodzi? Wszyscy umieramy bez grosza przy duszy, a wiekszosc rowniez zyje w ten sposob. Oglupiajaca gra. Samo wlozenie butow rano to juz jakies zwyciestwo.

Pchnalem drzwi i wszedlem do pomieszczen klubowych. Zobaczylem mojego sasiada, listonosza, ktory stal i saczyl kawe. Podszedlem do niego.

– Kto cie tu, kurwa, wpuscil? – zapytalem.

Twarz mial wciaz spuchnieta.

– Belane, zabije cie – rzekl.

– Nie pij kawy, bo nie bedziesz mogl spac po nocach.

– Zalatwie cie, Belane. Twoje dni sa policzone.

– Ktory kon podoba ci sie w pierwszej gonitwie? – zapytalem.

– Dog Ears.

– Masz – powiedzialem, dajac mu 2 dolce. – Moze ci sie poszczesci.

– Hej, dzieki, Belane!

– Nie ma o czym mowic. – Oddalilem sie.

Pech zawsze przesladuje czlowieka. Nigdy nie daje mu spokoju. Ani chwili odpoczynku.

Podszedlem do bufetu i poprosilem o duza kawe.

– Ktory kon podoba ci sie w pierwszej, Belane? – spytala kelnerka.

– Nie powiem, bo jak go oboje obstawimy, wygrana spadnie do zera.

– Gnojek – burknela.

Zabralem napiwek, ktory zdazylem polozyc na kontuarze, i schowalem do kieszeni. Znalazlem wolne miejsce blisko ekranu, usiadlem i otworzylem „Informator wyscigowy”. Po chwili uslyszalem za soba glos.

– Myslales, ze sie wymigasz tymi 2 dolcami, Belane? Akurat!

Juz po tobie.

To byl listonosz. Wstalem i odwrocilem sie.

– W takim razie oddaj mi, kurwa, moje 2 dolce!

– Nic z tego!

– Bo sprawie ci kolejne manto – zagrozilem.

Usmiechnal sie i doskoczyl do mnie. Poczulem na brzuchu ostrze noza. Sam czubek, reszte listonosz zaslanial palcami.

– Jeden zly ruch i 15 centymetrow zimnej stali rozharata ten twoj tlusty bebech!

– Dlaczego nie jestes w pracy? Kto, do cholery, roznosi dzis listy?

– Zamknij morde! Zastanawiam sie, czy cie zaszlachtowac czy nie.

– Stary, moge ci dac 10 dolcow, zebys postawil na Dog Ears.

– Ile?

– 20.

– Ile?

Poczulem, jak czubek noza wbija mi sie w skore.

– 50.

– Dobra, siegnij do portfela, wyjmij 50 dolcow i wsun mi do kieszeni koszuli.

Poczulem, jak krople potu sciekaja mi z wlosow za uszy. Z przedniej lewej kieszeni spodni wyciagnalem portfel, wyjalem 50 dolarow i wsunalem listonoszowi do kieszeni na piersi. Nacisk noza zelzal.

– Teraz usiadz, otworz informator i zacznij czytac.

Usluchalem. Poczulem czubek noza na karku.

– Masz szczescie – oswiadczyl listonosz.

I poszedl sobie.

Dopilem kawe. Po czym wstalem i ruszylem do wyjscia. Zjechalem na dol ruchomymi schodami, udalem sie na parking i wsiadlem do garbusa. Czasem ma sie po prostu zly dzien. Dotarlem do Hollywood, zaparkowalem byle gdzie i wszedlem do najblizszego kina. Kupilem prazona kukurydze, jakis napoj i usiadlem na sali. Film juz lecial, ale w ogole nie patrzylem na ekran. Gryzlem kukurydze, saczylem napoj i zastanawialem sie, czy Dog Ears wygral pierwsza gonitwe.

21

Tej nocy nie moglem zasnac. Pilem piwo, pilem wino, pilem wodke. Wszystko na nic.

Zadnej sprawy nie udalo mi sie rozwiazac. Wszystko bylo w zawieszeniu. Ojciec ostrzegal mnie, ze wyrosne na nieudacznika. Sam byl nieudacznikiem. Zle geny.

Wlaczylem telewizor. Mam jeden w sypialni. Na ekranie ukazala sie dziewczyna, ktora powiedziala, ze porozmawia ze mna i postara sie, aby bylo mi przyjemnie. Musze tylko miec karte kredytowa. Nie zdecydowalem sie. Potem twarz dziewczyny znikla, a na jej miejscu pojawila sie twarz Jeannie Nitro.

– Belane, nie chce, zebys sie wtracal w moje sprawy – oswiadczyla.

– Co? – spytalem.

Kiedy powtorzyla to samo, wylaczylem telewizor. Nalalem sobie kolejna porcje wodki. Zgasilem swiatla i

Вы читаете Szmira
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату