nia i kelner. Za pozno. Do oszklonych drzwi przyczepiono kartke, ktora glosila, ze aptekarz wyszedl, wezwany do naglego wypadku. Kelner widzial tylko na jedno oko i tym jednym okiem przeczytawszy, ze zamkniete, troche zbladl. Usiadl na stopniach apteki, zdecydowany juz nigdzie sie stad nie ruszyc. Gdyby umarl w progu, ktos musialby uprzatnac cialo, raczej ciezkie i za sprawa zgonu zwolnione z wszelkich obowiazkow. Bylo co prawda jedynym, jakie mial, ale smierc ucina i takie przywiazania. Trudno by mu bylo podwazyc powszechne mniemanie, ze porod jest wazniejszy. Lecz budzi w nim gniew ta zatwardziala stronniczosc ogolu, jego arogancka laska, lgnaca do istot malenkich i rozowych, ktore budza swoja bezbronnoscia obludne wzruszenia, poki nie podrosna i nie zbrzydna, poki nie zszarzeja, jak wszystko wokol. Laska ogolu jest nieskora do poswiecen: obyczaj kaze, by za jej szlachetne porywy zaplacil ten, kogo ominela. Ten, na przyklad, kto calkiem juz w swej szarosci odtracony, nie zostal nawet wpuszczony do apteki. Kelnerowi bylo slabo i przez chwile myslal, ze juz nic mu nie pomoze. Rana jednak, ni stad, ni zowad, szczesliwie przestala krwawic. Pozbieral sie wiec i nie czekajac dluzej, poszedl posprzatac na zapleczu kawiarni, zeby nie zostal zaden slad po zawstydzajacych scenach ponizenia i strachu, ktore tam przezyl. Nietrudno mokra szmata usunac plamy krwi z posadzki i z klamek. Tylko fraka nie dalo sie juz doczyscic. To jest prawdziwa krzywda i nieszczescie. Nie wiadomo, czy w zniszczonym fraku kelner zdola utrzymac sie na posadzie. A jesli nie zdola – co wowczas wlozy na siebie i kim sie stanie?

Jesli jestem ktoryms z tych statecznych obywateli, od czasu do czasu rzucajacych na plac spojrzenie z okien na pietrach, moglem ogladac to wszystko rownoczesnie: kelnera, gdy szedl chwiejnym krokiem do apteki, aptekarza przepychajacego sie przez tlum i te kobiete, ktora zaczela rodzic. Porodu nalezalo sie spodziewac, skoro ciezarna juz od pewnego czasu pokladala sie na walizkach. Jej krzyki rozlegaly sie gdzies w samym srodku placu i ginely wsrod zgielku innych glosow. Ale z okna na pietrze widac ja bylo jak na dloni, gdy ulozona na wlasnym palcie, z zacisnietymi powiekami poddawala sie gwaltownym skurczom, sciskajac w dloniach rabek zadartej spodnicy. Przyszlo jej rodzic wlasnie tam, wiec nie mogla liczyc na zadna oslone przed ciekawoscia patrzacych z gory, z ktorych kazdy na ten widok gotow byl uznac, ze potrzeba intymnosci jest obca uchodzcom, pozbawionym kultury, nie szanujacym samych siebie. Jesli patrze z wysoka, uwazam, ze ten porod zdarzyl sie calkiem nie w pore, i nie podoba mi sie, ze sluzby porzadkowe na to pozwolily.

Tymczasem aptekarz, upominany przez szefa gwardii za nieporzadki, ale starszy od niego dwa razy i przy tym w swojej roli niezastapiony, rozgniewal sie i odwrocil plecami, w ten sposob ucinajac dyskusje. Wie przynajmniej tyle, ze sily natury to zywiol nie dajacy sie wtloczyc w ramy biurokratycznych nakazow i zakazow ani powstrzymac frazesami o porzadku publicznym. Mozna by teraz spytac podejrzliwie, skad zdaniem aptekarza wzial sie zywiol w tej ciasnej przestrzeni, z wszystkich stron otoczonej tlem malowanym na arkuszach dykty. A jednak nie trwalo to nawet kwadransa i zywiol zrobil swoje. Zanim snieg zaczal padac, dal sie slyszec pierwszy krzyk noworodka. Bylo juz po wszystkim. Urodzilo sie dziecko, glosila plotka, ktora szybko obiegla plac i kamienice. Ale nikt juz tego dziecka nie widzial na oczy. Ledwie zawinieto je w pieluszki, w kocyki, od razu ktos je komus podal, i tyle. Aptekarz nie byl w stanie zajmowac sie wszystkim naraz. Okolicznosci wymagaly od niego zbyt wiele, zamiast potrzebnej wiedzy mial tylko jakies blade wspomnienie cwiczen prosektoryjnych, ktore odbyl przed laty jako student farmacji, tylko metna pamiec jakichs ilustracji z atlasu poloznictwa, ktory kiedys wpadl mu w rece. Z podwinietymi rekawami, umazany po lokcie we krwi i w sluzie, siegal wlasnie po recznik.

Byc moze nic procz narodzin nie moglo wzruszyc tego tlumu, od rana juz nazbyt obytego z nieszczesciem. I w samej rzeczy tlum przejety byl narodzinami, wstrzasniety zaginieciem dziecka. Kto tylko mogl, pomagal w poszukiwaniach, zwlaszcza naoczni swiadkowie porodu czuli sie zobowiazani uczynic, co w ich mocy, wiec obcesowo domagali sie wskazowek od niewidomego. To on bowiem, przepychajac sie nie wiadomo po co miedzy nimi, w najwazniejszej chwili zaslonil widok. Biala laske musial oddac gwardzistom i bez tego znaku slepoty jego polozenie nie bylo na tyle oczywiste, zeby go od razu zostawiono w spokoju. Przez swoje czarne okulary niczego nie mogl zauwazyc, totez i nic sobie nie przypomnial, nawet szarpany gniewnie za klapy palta. Wyrywal sie, nie pojmujac, czego chca od niego, i tylko coraz mocniej sciskal futeral od instrumentu. Byla to okolicznosc podejrzana, totez uczestnicy zajscia nie spoczeli, poki nie wyrwali mu z rak tego futeralu i nie zajrzeli do srodka. Znalezli tam skrzypce. Wsrod szamotaniny, jaka wynikla, omal nie zostaly strzaskane. Pozostawiony wreszcie w spokoju, niewidomy obmacywal je dlugo, glaskal i calowal, wciaz nie mogac uwierzyc, ze ocalaly. Choc wokol kazdy wolalby raczej, zeby je trafil szlag i zeby odnalazlo sie zaginione dziecko. Nie przyjmujac do wiadomosci nic z tego, co sie wokol dzialo, matka zadala niemowlecia. Najpierw szeptem, wyczerpana, jak sie zdawalo, trudami porodu, a wkrotce potem strasznym krzykiem, od ktorego innym scierpla skora. Skoro dziecka nigdzie nie bylo, zaczeto sie domagac od aptekarza, zeby dal zastrzyk na uspokojenie. I aptekarz musial w koncu spelnic to zadanie. Mial sie za sumiennego, nie odmawial wiec niezbednych srodkow z wlasnych zasobow, lecz wydzielal je z ociaganiem i gorycza, obliczajac w pamieci, jak wiele juz kosztowala go wlasna przyzwoitosc.

Ojciec rodziny przepychal sie przez tlum jak oszalaly. Roztracal ludzi na lewo i prawo, zagladal w kosze i tobolki. Za nim biegla truchcikiem trojka jego dzieci, najmlodsze uczepione poly palta, zeby sie nie zgubic; przed nim niosla sie pogloska o zaginionym niemowleciu. Beznadziejne poszukiwania zataczaly coraz szersze kregi, przylaczali sie do nich coraz to nowi ludzie, a tlum po jego przejsciu poddawal sie falowaniu jeszcze bardziej uciazliwemu niz tamto, ktore towarzyszylo pladze ulicznego handlu. Dlatego to dopadl go osobiscie komendant gwardii porzadkowej i wykrecil mu rece do tylu, zeby sila narzucic inny kierunek.

Nie bylo czasu na zadne glupstwa. Szpaler gwardzistow w gimnazjalnych szynelach z urzedowymi opaskami na rekawach juz spychal tlum ku piwnicom pod kinem, z koniecznosci bijac laskami na oslep, gdyz inaczej nie udaloby sie nikogo odpedzic od tobolow. Przy calym szacunku dla wlasnosci, jaki zywili patrzacy z okien lokatorzy kamienic, stan wyzszej potrzeby uzasadnial brutalnosc: gdyby tak pozwolono tym ludziom na powrot objuczyc sie tobolami, ewakuacja ciagnelaby sie bez konca. To prawda, ze podczas tej akcji gwardzisci sie smiali. I tak jedni smiejac sie, drudzy martwiejac z przerazenia, razem wyzbywali sie resztek ufnosci, pograzali sie bez ratunku w tym samym zwatpieniu. Co do rozkazow, wszystko bylo jasne, srodek placu musial byc wolny natychmiast.

Inaczej helikopter, na razie krazacy w chmurach ponad placem, wcale nie zdolalby wyladowac. Musialby odleciec z niczym, wrocic tam, skad go przyslano. Odprawienie helikoptera, i to tylko z winy tlumu, z powodu gnusnego bezwladu, ktory tak trudno przezwyciezyc, wywracaloby do gory nogami caly porzadek waznosci spraw. Zadne milosierne wzgledy dla byle jakich palt na watolinie nie uzasadnia zlekcewazenia oficerskiego munduru, w tej kwestii kazdy z miejscowych przyznawal racje komendantowi gwardii. Uzyskanie wolnej przestrzeni, choc przez tak wiele godzin wydawalo sie niepodobienstwem, przyszlo mu w koncu niewiarygodnie latwo. Wystarczylo zabrac pek kluczy od kina z szuflady u fotografa. W ciagu krotkiej chwili na placu nie bylo juz nikogo, po przyjezdnych zostaly tylko bezpanskie walizki. Kto chcial, mogl je sobie wziac. I wszyscy, ktorzy w swoim czasie za sztuke porcelany oddawali uchodzcom papierosy schowane na czarna godzine, teraz poczuli sie oszukani i ograbieni. Niedawna obecnosc, tak nagle przemieniona w nieobecnosc, komentowano z tym wieksza zloscia, ze kiedy tlum koczowal jeszcze na placu, nie wszyscy z miejscowych zdazyli wyrazic opinie o jego obyczajach, poczynic stosowne porownania i dojsc do konkluzji o dziczy nie wiadomo skad przybylej, o nieuchronnych zniszczeniach, jakie musza wyniknac z jej obecnosci. Naraz zrobilo sie za pozno, zeby w tej kwestii zabrac glos. Ledwie plac opustoszal, ku powszechnemu zdumieniu okazalo sie, ze klomb pozostal nietkniety. Tlum jakims cudem ominal go i nie stratowal nawet wtedy, gdy ustepowal pod ciosami palek. Jesli jestem ktorymkolwiek z okolicznych mieszkancow, uwazam, ze wlasnie za to nalezy sie gwardzistom szczegolne uznanie. Kiedy bylo juz po wszystkim, z bramy pod siodemka wynurzyl sie policjant, sciskajac w palcach ogryzione do polowy skrzydelko od kury z rosolu. Tymczasem pierwsze platki sniegu spadly na zolte kwiaty.

I oto helikopter w swej oblej postaci wynurzyl sie nagle z klebowiska chmur, wzbudzajac wiatr, ktory omal nie pozrywal sztandarow z fasad, a kapelusze i gimnazjalne czapki zdmuchnal z glow, jakby nic nie wazyly. W kawiarni jego szum zostal z miejsca rozpoznany, ledwie tylko zaczal sie wdzierac z daleka miedzy krzykliwe dzwieki fokstrotow. Gramofon zamilkl nagle. Lotnicy w pospiechu wybiegli na plac, w sama pore, zeby zobaczyc helikopter ladujacy na bazaltowej kostce przed urzedem okregowym. Smiglo wirowalo coraz wolniej, az calkiem sie zatrzymalo. General ukazal sie jako ostatni i nie mial na sobie plaszcza ani nawet czapki. Widac zdarzalo mu sie jednak czasem czegos zapomniec, tak pomyslal komendant gwardii, i jego serce zalomotalo z radosci, ze plaszcz mu sie teraz dostanie, a do tego jeszcze czapka, jako niespodziewany naddatek, na ktory w zadnym razie nie smialby liczyc. W generalskiej czapce i plaszczu bedzie mial wszystkich pod swoja komenda, rowniez aptekarza; niech pozaluje, ze potraktowal go jak durnia. Rowniez policjanta, ktory odtad zobowiazany bedzie salutowac mu, stajac na bacznosc, i skladac pisemne raporty. Czym bowiem byly wyswiecone garnitury, przyciasna policyjna kurtka, sfatygowane miejscowe jesionki, palto z futrzanym kolnierzem, a nawet jego wlasna dobrze skrojona marynarka z metalowa odznaka w klapie wobec generalskiego sukna i zlotej nici? Nie wspominajac juz nawet o ciemnych paltach na watolinie, przybylych nie wiadomo skad, licznych, szmatlawych i

Вы читаете Skaza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату