bez zadnej wartosci.

W ostatniej chwili mlodszy referent wybiegl jeszcze z urzedu z zapomniana walizkowa krotkofalowka. Chcial ja podac lotnikom przez drzwiczki helikoptera, ale juz nie zdazyl, bo smiglo zostalo znowu wprawione w ruch. Ledwie widoczny za oszroniona szyba pilot helikoptera nosil skorzana kurtke i ciemne lotnicze okulary. Boki maszyny pokryte byly warstewka lodu. Lecz wystarczylo na chwile wytezyc wzrok, by dostrzec, ze poszycie kadluba zrobione jest z arkuszy grubej tektury falistej, oklejonych blyszczacym sreberkiem. Widok taki juz sam w sobie wystarczal, by nabrac licznych watpliwosci najrozniejszego rodzaju. Trudno byloby sobie wyobrazic, jak helikopter ow mogl przetrwac, lecac wysoko nad ziemia, byc moze z daleka, zupelnie bez gruntu pod plozami, w gestych chmurach, i co takiego uczynil pilot, zeby maszyna nie spadla od razu po starcie. Ale oficerom w ich historyjce wyplacano pobory nie tyle za latanie, ile za to, ze mogli sie powstrzymac od zadawania pytan i potrafili obywac sie bez odpowiedzi. Te lekkosc, z jaka zawsze gotowi byli wskoczyc do kabiny, te imponujaca niepodatnosc na wahania ceniono przeciez wysoko. Lotnicy z tego zyli, ze na ziemi nic ich nie trzymalo, ani przywiazanie, ani obawa. To pewne, ze tylko dzieki swej niezrownanej nonszalancji byli zdolni utrzymywac sie w powietrzu razem z maszyna. A przeciez nie nadawali sie do niczego innego. Niewykluczone zreszta, ze tam, w swojej historyjce, latali wylacznie na podobnych makietach. I prowadzac je pewna reka, kreslili w powietrzu beczki, petle, korkociagi, ktorych pusta elegancja nieodparcie narzucala przekonanie, ze wszystko jest w najlepszym porzadku, a do latania nie potrzeba nic oprocz zimnej krwi i niezlomnej wiary w szczesliwa gwiazde. W samej rzeczy, nie bylo potrzeba nic wiecej. Kiedy dowodca gwardii salutowal maszynie przed frontem swojej kompanii honorowej, kiedy gardla gwardzistow na komende wydaly pozegnalny okrzyk, a mieszkancy okolicznych kamienic, ktorzy wylegli na trotuary, zaczeli machac chusteczkami, helikopter nagle wzbil sie w powietrze i zniknal w chmurach. Tylko jeden niewielki arkusz tektury falistej, szeleszczac naderwanym sreberkiem, spadl z wysoka prosto pod nogi gapiow.

A potem snieg rozpadal sie na dobre i wciaz na nowo zasypywal slady. Czysta biela przykryl sfuszerowane tory tramwajowe i rozdeptane ekskrementy. Padal i padal przez dobry kwadrans albo dluzej, poki nie wyczerpaly sie w chmurach jego zasoby. Kiedy juz wszystek spadl, to zniknely i chmury, za to z kolei mroz scisnal mocno. Jesli sie wie o eksplozji, ktora przed poludniem wstrzasnela przestrzenia manewrowa, mroz nie zdziwi: sprezarka, przypadkiem ocalala, po reperacji transformatora podjela prace. Na szybach zaczely sie rozrastac nieprzebyte lasy, i ta nieoczekiwana roslinnosc, srebrzysta jak bilon nieszczesliwie utracony swego czasu przez gazeciarza spod osemki, odciela lokatorow mieszkan od wydarzen rozgrywajacych sie na placu. Lecz w istocie na placu nie dzialo sie juz prawie nic. Jego srodek przecinaly slady butow komendanta gwardii, pozostawione na sniegu, gdy szedl do kawiarni po generalski plaszcz. Kroki dlugie, zamaszyste, bo komendant szedl jak po swoje. Ale w szatni po plaszczu nie bylo ani sladu. Tam gdzie przedtem wisial, bolesnie klula w oczy pustka. Kelnera takze nie bylo. Zostal po nim zniszczony frak, przewieszony przez porecz jakiegos krzesla. Nikogo na sali, nikogo na zapleczu. Tylko gramofon z wielka tuba przypominal o tym, ze niedawno trwala tu zabawa: na jego okraglej tarczy wciaz obracala sie w ciszy plyta. Byl to kosztowny model, urzadzenie wysokiej klasy, jakiego nie mial nikt w okolicy. Zapewne i on pochodzil z bagazy uchodzcow. W kacie walal sie, nie wiedziec czemu, damski kapelusik z piorkiem. Trzaskaly na wietrze drzwi wejsciowe, ktore student zastal niedbale otwarte i nie zadal sobie trudu, zeby je zamknac. Lodowate podmuchy podwiewaly bialy obrus; na brzegu stolu pietrzyl sie wciaz jeszcze stos brudnych naczyn po wspolnym obiedzie, oproznione kieliszki, talerze z resztkami golonki i smugi czekoladowego kremu zaschniete na szkle salaterki. Niedopita herbata zamarzala w filizankach.

Pod scianami kamienic kluczyly na sniegu niepewne slady krokow studenta, wracajacego z niczym. I przeplataly sie z jakimis innymi, zostawionymi chwile wczesniej przez kogos, kto byl szybszy. Snieg, z wolna przestajac padac, jeszcze je troche przysypal, az staly sie calkiem nieczytelne. Miejscami to, co bylo zamazanym konturem podeszwy, wygladalo raczej jak odcisk psiej lapy. Na zakrecie przybralo nawet ksztalt szponow drapieznika, by potem znowu zamienic sie w zarys zwyklego obcasa. Idac tym tropem, student trafil na dziedziniec gimnazjum, akurat w chwili gdy jego ludzie wznosili okrzyk na czesc nowego dowodcy gwardii porzadkowej w randze generala. General mial okropna szrame nad okiem i w mowie hardosc pierwszoplanowej postaci, ktorej przywilejow zawsze pozadal. Czy zechce wziac teraz odwet za wczesniejsze upokorzenia, na przyklad za pewien epizod, kiedy to byl bity butami po glowie? Ale jakimi znowu butami? Wszystkie upokorzenia zacmil blask szamerunkow wraz z dolaczona do nich pamiecia zlotego pasma przewag, zdobiacego cale jego zycie. Oprawny w ramke srogi marszalek o przeszywajacym na wylot spojrzeniu nie powstydzi sie tego generala. Nawet to, ze z lekka seplenil, nie mialo wiekszego znaczenia, skoro odtad mial juz tylko wydawac komendy, a te zawsze brzmia przekonujaco. Komenda „w lewo zwrot” wystarczyla, zeby wszyscy gwardzisci w jednej chwili odwrocili sie do studenta plecami, trzasnely tylko obcasy, zaskrzypial snieg. Gdyby nawet probowal zaprotestowac przeciwko takiemu obrotowi spraw, teraz juz jako drzacy z zimna cywil, to i tak niepodobienstwem bylo przekrzyczec spiew gwardzistow, ktory na komende poplynal ponad dziedzincem gimnazjum zaraz po okrzykach. W wojskowym pasie zapietym na zwyklej marynarce student wygladal raczej glupio. Na przygarbionych ramionach ubranie wisialo bez fasonu. I tylko general na chwile zatrzymal na nim wzrok. Bylo to spojrzenie zimne, drwiace, ktore trudno wytrzymac, totez student odwrocil sie i odszedl.

Jego watek, jak sie z rana wydawalo, wystarczyloby tylko mocniej zacisnac, zeby utrzymal w ryzach wszystkie pozostale. Lecz teraz, stargany, urwany w polowie, na nic sie wiecej nie przyda. Gdyby tylko mogl, student wyrwalby go wlasnorecznie z osnowy, cisnal na ziemie, podeptal z wsciekloscia i pogarda. Zdradzony takze przez samego siebie, nie liczyl juz na nikogo. Dlatego slady jego butow od bramy gimnazjum mogly prowadzic tylko do kamienicy pod piatym. Po drodze zatrzymal sie raz i wygrzebal spod warstwy sniegu swoja palke, ktora z rana utracil, a ktora caly dzien przelezala w rynsztoku. To dlatego, ze tak wysoko nosil glowe, byla dla niego niewidoczna. Tak samo jak dla jego ludzi, bo ich takze rozpierala duma. Teraz, idac ze wzrokiem wbitym w ziemie, od razu ja zauwazyl. Musiala wypasc z tramwaju, gdy potykali sie o nia wysiadajacy uchodzcy. Mozna sie bylo nia podpierac jak laska. Do tego tez jej uzyl, byl bowiem bardzo zmeczony. Lecz takze udreczony, a przez to smieszny, i zgola osmieszony, a przez to w rozpaczy. Wtracony w smiesznosc, utopiony w niej przez jakas ledwie zauwazalna osobistosc, ktora nieoczekiwanie wydobyla sie z dna ponizenia. Mogla tego dokonac tylko w zacietej przepychance na granicy smiesznosci i rozpaczy. Albowiem to z rozpaczy smiesznych i smiesznosci zrozpaczonych bierze sie taka zamiana rol, mozliwa wowczas jedynie, gdy szczesliwym trafem nawinie sie inna postac, jeszcze bardziej podatna na osmieszenie. Milosc wlasna kaze ratowac sie przed banalem i drugorzednoscia chocby w pojedynke, chocby i cudzym kosztem; szukac dla siebie specjalnych srodkow wyrazu – twardego tonu, drwiacego blysku w oku, wynioslej pozy – jak zbawienia.

Student wciaz jeszcze nie dowierza, ze figura bez zadnej zaslugi ni stad, ni zowad zostala komendantem gwardii. Czyzby to znaczylo, ze awans na komendanta gwardii nic nie byl wart? Pozbawiony nie tylko zlotych lampasow, lecz i gwardii, ktora sam stworzyl, zdegradowany przez zbieg okolicznosci i w hierarchii szarz stracony ponizej szeregowych gwardzistow, utracil wiare w swoje szczesliwe przeznaczenie, a pycha uszla z niego jak powietrze z przeklutego balonu. Niestety, bez wiary i pychy nic juz nie znaczyl. Nie bylo zadnej sprawy w polu widzenia, ktorej moglby sie podjac, zadnego miejsca, w ktorym jego obecnosc mialaby jeszcze sens. Dlugie buty przypominaly mu o zdarzeniach budzacych odraze, wiec chetnie zostawil je na wycieraczce za drzwiami, razem z resztka fetoru stygnaca na podeszwach. Zrzucil takze pas. Jedyne, co mialby ochote teraz uczynic, to zamknac sie na klucz w swojej izdebce na poddaszu. Oto lezy bez sil na poslanym lozku. Od czasu do czasu jeszcze czka po sutym obiedzie, ale kiedy poczuje glod, nie znajdzie w domu nawet kromki chleba. Zapala papierosa, ostatniego z paczki, a nad jego glowa powietrze metnieje od dymu. Student nasluchuje. Kroki na schodach zatrzymaly sie pietro nizej. To znaczy, ze na razie nikt po niego nie idzie. Zyczylby sobie, zeby na przyklad pomysl zamkniecia go w schronie pod kinem nie zaswital generalowi i pozniej. Nie wie tylko, co ma ze soba zrobic, jesli zostawia go w spokoju. Wypuszcza dym i patrzy w okno – tak dlugo, ze az lzy staja mu w oczach. A za oknem czyste niebo, zimne jak lod.

Lokatorzy kamienic chetnie przyznawali, ze zdecydowane posuniecia nowego dowodcy w randze generala obnazyly wewnetrzna chwiejnosc bylego komendanta bez wojskowego stopnia, odslonily jego zbedne skrupuly, uleganie na wskros cywilnym sentymentom i brak dostatecznie jasnego wyobrazenia o tym, co jest wlasciwe, a co karygodne. Nie byl on prawdziwym bohaterem, gotowym na wszystko dla osiagniecia celu, ktory uswieca srodki, latwo to poniewczasie przyznac. Pierwsza z tych smialych decyzji, ktorymi general poswiadczyl, ze jest czlowiekiem czynu, bylo zatrzymanie uchodzcow w schronie pod kinem, skoro tak sie zlozylo, ze juz w nim siedzieli. Lub raczej stali, stloczeni tak jak przedtem w tramwaju, ktory ich przywiozl, i czekali, az ktos ich wypusci. Jesli jestem generalem, nie przeceniam swojego pomyslu, musze jednak pogodzic sie z tym, ze na razie nie widac lepszego. Bo nawet gdyby najwyzszym nakladem staran pozbawic uchodzcow tej wlasciwosci tak dla ogolu

Вы читаете Skaza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату
×