– Kim byla trzecia ofiara? – zapytala Helen.
– To kobieta – rzekl Franklin.
Linsky zadzwonil do Chenki, potem do Vladimira i Sokolova. Wyjasnil im zadanie i kazal zaciesnic krag. Biuro Franklina nie mialo tylnego wyjscia. Tylko te odsloniete schody. Samochod stal przed budynkiem. Latwizna.
– Opowiedz mi o tej kobiecie – powiedzial Reacher.
Franklin przewracal kartki. Ulozyl je w nowej kolejnosci.
– Nazywala sie Oline Archer – powiedzial. – Biala, kobieta, zamezna, bezdzietna, trzydziestosiedmioletnia, mieszkala na zachod stad, na przedmiesciu.
– Zatrudniona w budynku wydzialu komunikacji – dodal Reacher. – Jezeli to ona byla celem zamachu, to Charlie musial wiedziec, gdzie ja znalezc i kiedy wyjdzie z pracy.
Franklin skinal glowa.
– Zatrudniona w wydziale komunikacji. Pracowala tam od poltora roku.
– A co dokladnie robila?
– Byla kierowniczka dzialu. Nie wiem, czym sie zajmowala.
– A wiec ten zamach mial zwiazek z jej praca? – spytala Ann Yanni.
– Za dluga kolejka do okienka? – zakpil Franklin. – Kiepskie zdjecie w prawie jazdy? Watpie. Sprawdzilem ogolnokrajowe bazy danych. Urzednicy wydzialu komunikacji nie gina z rak klientow. To po prostu sie nie zdarza.
– A co z jej zyciem osobistym? – spytala Helen Rodin.
– Nic mnie nie uderzylo – odparl Franklin. – Byla zwyczajna kobieta. Jednak jeszcze poszukam. Poszperam w jej przeszlosci. Tam musi cos byc.
– Niech pan to zrobi szybko – powiedziala Rosemary. – Ze wzgledu na mojego brata. Musimy go wyciagnac.
– A do tego potrzebna nam diagnoza medyczna – zauwazyla Ann Yanni. – Zwyklych lekarzy, nie psychiatrow.
– Czy NBC zaplaci? – zapytala Helen Rodin.
– Jesli beda szanse, ze to sie uda.
– Powinno – wtracila Rosemary. – Chce powiedziec, ze dlaczego nie? Parkinsonizm to konkretna choroba, prawda? Albo ja ma, albo nie.
– To mogloby zadzialac w sadzie – zauwazyl Reacher. – Wiarygodny powod, ze James Barr nie mogl tego zrobic, oraz wiarygodna teoria wskazujaca na innego sprawce. Zwykle to wystarcza, zeby wzbudzic uzasadnione watpliwosci.
– Wiarygodnosc to wielkie slowo – zauwazyl Franklin. – A uzasadniona watpliwosc to ryzykowna koncepcja obrony. Lepiej, zeby Alex Rodin wycofal zarzuty. Co oznacza, ze najpierw nalezy przekonac Emersona.
– Nie moge rozmawiac z zadnym z nich – oswiadczyl Reacher.
– Ja moge – zglosila sie Helen.
– Ja tez – rzekl Franklin.
– Do licha, ja takze – powiedziala Ann Yanni. – Wszyscy mozemy oprocz ciebie.
– Moze jednak nie bedziecie chcieli – powiedzial Reacher.
– Dlaczego? – zdziwila sie Helen.
– To wam sie nie spodoba.
– Dlaczego? – powtorzyla.
– Pomyslcie – odparl Reacher. – Przypomnijcie sobie. Dlaczego zabili Sandy i probowali mnie pobic w barze sportowym?
– Chcieli usunac cie z drogi. Zapobiec rozgrzebywaniu sprawy.
– Wlasnie. Dwie proby, ten sam cel, taki sam zamiar, ten sam sprawca.
– Najwyrazniej.
– Poniedzialkowe zajscie zaczelo sie od tego, ze sledzono mnie od chwili, gdy opuscilem hotel. Sandy, Jeb Oliver i jego kolesie krazyli po miescie, czekajac, az ktos zadzwoni i powie im, dokad poszedlem. Tak wiec w rzeczywistosci wszystko zaczelo sie od tego, ze bylem sledzony juz wtedy, kiedy szedlem do hotelu.
– Juz to walkowalismy.
– Tylko skad zakulisowy manipulator znal moje nazwisko? Skad w ogole wiedzial, ze jestem w miescie? Skad wiedzial, ze jestem facetem, ktory moze sprawiac klopoty?
– Ktos mu powiedzial.
– A kto o tym wiedzial juz w poniedzialek rano?
Helen zastanowila sie.
– Moj ojciec – powiedziala. – Od samego rana. Emerson zapewne tez. Zaraz potem. Omawiali sprawe. Na pewno natychmiast skontaktowali sie ze soba, jesli pojawila sie grozba podwazenia dowodow.
– Wlasnie – rzekl Reacher. – Zatem jeden z nich zadzwonil do zakulisowego manipulatora w poniedzialek, na dlugo przed pora lunchu.
Helen milczala.
– Chyba ze jeden z nich jest tym zakulisowym manipulatorem – dodal Reacher.
– Jest nim Zek. Sam tak powiedziales.
– Powiedzialem, ze on jest szefem Charliego. Tylko tyle. Nie wiemy, czy rzeczywiscie siedzi na szczycie piramidy.
– Miales racje – powiedziala Helen. – Nie podoba mi sie ten tok rozumowania.
– Ktos skontaktowal sie z wykonawcami – rzekl Reacher. – To pewne. Albo twoj ojciec, albo Emerson. Moje
nazwisko bylo im znane dwie godziny po tym, jak wysiadlem z autobusu. Tym samym jeden z tych dwoch jest sprzedajny, a drugi nam nie pomoze, poniewaz podoba mu sie obecny stan rzeczy.
W pokoju zapadla cisza.
– Musze wracac do pracy – przerwala ja Ann Yanni.
Nikt sie nie odezwal.
– Zadzwoncie do mnie, jesli wydarzy sie cos nowego -
poprosila.
W pokoju wciaz panowala cisza. Reacher sie nie odzywal. Ann Yanni przeszla przez pokoj. Zatrzymala sie przed nim.
– Kluczyki – zazadala. Siegnal do kieszeni i wyjal je.
– Dzieki za pozyczenie – powiedzial. – Fajny woz.
Linsky obserwowal odjezdzajacego mustanga. Samochod pojechal na polnoc. Glosny silnik, slaby tlumik. Bylo go slychac kilka przecznic dalej. Potem na ulicy znow zrobilo sie cicho i Linsky siegnal po telefon.
– Ta kobieta z telewizji odjechala – zameldowal.
– Prywatny detektyw zostanie w biurze – rzekl Zek.
– A jesli pozostali wyjda razem?
– Mam nadzieje, ze nie.
– A jezeli tak?
– Zgarnijcie wszystkich.